Artykuły

Campowa rewia wojenna

"Cezary idzie na wojnę" w reż. Cezarego Tomaszewskiego w Komunie// Warszawa. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Was.

Końcówka sezonu teatralnego była w tym roku szczególnie udana. Głównie za sprawą nietypowego spektaklu-rewii-kabaretu-fantazji-performansu-opery-show. Wszystko to razem w wybuchowy koktajl zestroił Cezary Tomaszewski, który w Komunie Warszawa postanowił krytycznie rozprawić się, najogólniej rzecz ujmując, z tym wszystkim, co może kojarzyć się z konsekwencjami prowadzonej przez państwo polityki wojennej. Partytura tego performatywnego wydarzenia została rozpisana na czterech aktorów i pianistkę, albowiem muzyka z teatrem sprzęga się tutaj w jeden organizm, tyleż śmieszny, co przerażający. Aż dziwne, że o nowym cyklu Komuny Warszawa "przed wojną / wojna / po wojnie" tak niewiele dotychczas napisano, a w zupełnie niepotrzebny, ideologiczny dyskurs wchodzą komentatorzy z typowo rozrywkowym przedstawieniem jak "Kinky Boots" w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, którego premiera odbyła się niemal w tym samym czasie.

"Cezary idzie na wojnę" oparty został między innymi na osobistych doświadczeniach reżysera, któremu przyszło kiedyś stanąć przed obliczem komisji poborowej weryfikującej przydatność do odbycia służby wojskowej. Objaśnieniom dotyczącym kategorii, jakie można było uzyskać podczas takich badań, towarzyszy od początku muzyka Dymitra Szostakowicza i Stanisława Moniuszki. "Symfonie wojenne" pierwszego, połączone ze "Śpiewnikiem domowym" autora "Strasznego dworu", w dodatku zinkrustowane elementami tanecznymi z "Popołudnia fauna" Niżyńskiego znakomicie charakteryzują i nie bez ironii interpretują niektóre zagadnienia z obszaru naszych tożsamościowych eksploracji. Ale nie tylko na gruncie osobowościowym. Bo też nie mniej ważne staje się w tym kontekście wszystko to, co ma związek z naszymi powinnościami wobec ojczyzny, mającymi kształtować poziom naszej narodowej przynależności i wierności patriotycznym ideałom. Tomaszewski w swoim happeningu świadomie zaciera wszelkie bariery i granice, inteligentnie miesza ton drwiny, szyderstwa czy kpiny z pełnym patetyzmem umiłowania ojczyzny. W ten sposób stara się również rozprawić z militarnym etosem, który niejednokrotnie determinuje nasze społeczne zachowania i naszą historyczną świadomość.

Bardzo dobrze w estetykę i rytm tego wiwisekcyjnego spektaklu wpisują się wszyscy wykonawcy, idealnie pracują nad zmiennością rytmizacyjną i utrzymaniem się w konwencji spektaklu, który może ciągnąć od czasu czasu w taki rodzaj grania od sasa do lasa. W tym przypadku zachowana została harmonia i poszczególne sekwencje czy etiudy dialogują ze sobą, a nie wchodzą w estetyczny konflikt. Tomaszewski niezwykle zręcznie uwodzi nas scenicznymi obrazami, rozpisuje zabawnie partyturę wszystkich działań ruchowo-muzyczno-choreograficznych, nie tracąc przy tym perspektywy czysto ludzkiej. Konsekwencja reżyserskich rozwiązań formalnych prowadzona jest tutaj w wyrafinowanym stylu, nie gubi esencji tego, o czym twórcy chcą opowiedzieć. Wszyscy idą na całość, ani przez chwilę nie zatrzymując się w pół kroku, potrafią być jednocześnie performerami, śpiewakami, tancerzami, a nawet akrobatami. Raz wypełnionymi radosnym hip hip hura, to znów nie ukrywającymi niepewności, niepokoju czy lęku przed tym, co może spotkać ich w kolejnym bojowym działaniu i jakiego oręża przyjdzie im użyć. A służą im do tego ich ciała (jest ono tutaj takim samym idiomem jak poczucie niezależności czy autonomii), głosy, śpiew oraz choreografia, która znakomicie wykorzystuje przestrzeń na Lubelskiej - czujemy się, jak byśmy razem z nimi byli w sali gimnastycznej - przebieralni z centralnie stojącą ławeczką, która jak się okaże nie będzie tylko oazą odpoczynku czy spokoju, ale kolejną do pokonania przeszkodą w rzeczywistości zdeterminowanej zbiorowymi rytuałami, a nie prawdziwą miłością człowieka do człowieka. Dlatego trzeba wymienić tych, którzy obok reżysera są bohaterami tego niecodziennego wydarzenia - to wszechstronnie utalentowani artyści, którzy potrafią kumulować energię do grania nie tylko solowego, ale i pełnych dynamiki działań zbiorowych, które choć urzekają niekiedy swym komicznym charakterem, w gruncie rzeczy są nośnikiem dość dramatycznej i nie pozbawionej filozofii refleksji na temat wojny i jej społeczno-politycznych oraz psychologicznych konsekwencji. Zapamiętajmy zatem te nazwiska - Michał Dembiński, Weronika Krówka, Oskar Malinowski, Bartosz Ostrowski i Łukasz Stawarczyk. Na pewno jeszcze o nich usłyszymy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji