Artykuły

Nie zgadzam się z tezą Wyspiańskiego

Wielu wydaje się, że doskonale znają "Wesele", ale ten tekst jest tak pojemny i obrosły interpretacjami, że to złudzenie - mówi Cezary Tomaszewski, reżyser opolskiej inscenizacji.

Czego można się spodziewać po "Weselu", które reżyseruje choreograf i performer?

Można się spodziewać zupełnie innego "Wesela" dlatego tytuł naszego przedstawienia brzmi "Wesele na podstawie Wesela" I nie będzie to rodzaj wariacji, ale moim zdaniem rozprawa na temat "Wesela" nie tylko jako dramatu Wyspiańskiego, ale też całego zjawiska kulturowego, które przez blisko 115 lat od krakowskiej prapremiery narosło wokół tego tekstu. Chyba nie ma innego polskiego dramatu, który by tak spęczniał.

Każdy go czytał w szkole, prawie każdy widział w teatrze. My to dobrze znamy.

To jeden z tych tematów, nad którymi pracujemy, czyli widmowość "Wesela". Nie chodzi tylko o widma, które tam się pojawiają, chodzi też o widmowość samego zjawiska "Wesela" czyli materiału, który teoretycznie zna każdy, a właściwie nie zna go nikt. Dla młodych ludzi funkcjonuje on głównie w postaci ściąg przed maturą. Z drugiej strony zajmuje nas widmowość "Wesela" w sensie pewnego skrótu upraszczająco-doktrynalnego, którego dokonał Wyspiański. On w każdej scenie pokazuje temat konfliktu, który się coraz bardziej poszerza. W związku z tym postaci są widmowe, to nie są ludzie po prostu, ale strzępki czegoś, co miałoby charakteryzować konflikt narodowy czy diagnozę narodową. W moim przekonaniu, kiedy ludzie wychodzą z domu do teatru, to po to, by usłyszeć jakieś pozytywnego przesłanie, a nie, że życie jest beznadziejne, albo, że nasz naród jest do chrzanu.

O taki optymizm trudno u Wyspiańskiego, a nasz naród faktycznie wydaje się pod wieloma względami do chrzanu.

A właśnie, że nie. "Wesele" moim zdaniem stało się jakimś potwornym fatum. Przez te 115 lat jest eksploatowane jako wymówka bierności, braku brania odpowiedzialności za siebie, rozwoju i tego co nazywamy cechami narodowymi. Tymczasem ja mam wrażenie, że naród to jest zbiór osobnych istnień, a nie jakieś ogólne My, które nie może się dogadać. Całkowicie nie zgadzam się z tezą Wyspiańskiego, natomiast bardzo cenię to dzieło, bo ono jest niezwykłe.

Mówi pan o formie?

Jestem pasjonatem teatru muzycznego, tym przede wszystkim się zajmuję. Fascynuje mnie wagnerowska inspiracja Wyspiańskiego. Idea Gesamtkunstwerk, dzieła totalnego, jednoczącego rozmaite gatunki sztuki w jednym jest widoczna w "Weselu" na każdym kroku.

Ale dla wymowy dzieła to nie jest najważniejsze. Kluczowy jest chocholi taniec.

On jest u nas motywem przewodnim. Mnie w "Weselu" interesuje jego egzystencjalny wymiar. Chocholi taniec jest jakąś potencjalną sytuacją. Sytuacją, w której od ludzi przestaje się wymagać, by musieli czegoś dowodzić. To jest pomyślane jako klęska, a dla mnie przeciwnie - widzę w tym opcjonalną sytuację otwierającą. I pytam, co się wtedy dzieje. Co się dzieje po Sądzie Ostatecznym? Prawdopodobnie zaczyna się normalne życie, w którym żadne ideologie nie próbują przeciwko nam działać. Zastanawiam się więc, jakie zjawy współczesne, ekwiwalenty tych starych, historycznych, powinny się pojawić, żeby ten chocholi taniec naszego narodu odczarować.

Dopisuje pan coś Wyspiańskiemu?

Struktura w naszym przedstawieniu jest porozbijana. Jest dużo Wyspiańskiego, są też inne teksty: Gombrowicza, Miltona, Emily Dickinson, czy przemówień jubileuszowych. Bo przecież jubileusze, festyny czy telewizyjne programy to też jest jakiś sposób usypiania narodu. W sumie to bardzo gęsty materiał, który w naszej realizacji próbujemy nakłuć. Nie staramy się dawać gotowych odpowiedzi czy rozwiązań. Fajnie jest "Wesele" poczuć, a nie widzieć w nim to, co wydaje nam się, że o nim wiemy.

Powinniśmy odrzucić wszystko, co pamiętamy choćby ze szkoły?

Absolutnie nie. Zapraszam na przedstawienie m.in. maturzystów. Skoro to tak w nas tkwi, skoro to jest jakiś nerw, to chyba można go jakoś wyleczyć, albo wskazać drogi, jak to "Wesele" inaczej rozumieć. Nie mam wątpliwości, że wyniesienie na pomnik "Wesela" żywienie się tą trucizną jako materiałem, który nas zamknął i zamroził, do niczego dobrego nie prowadzi. Mnie nie interesuje współczesna szopka polityczna. Justyna Wąsik, dramaturg, znalazła teksty, które korespondują ze zjawami z tekstu Wyspiańskiego, ale mówią współczesnym językiem o współczesnych problemach i pokazują nową, niezamykającą drogę. Weselni goście są straceni, ale widzom pokazujemy potencjalne drogi inspiracji, żeby więcej się nie zamykać. Kogoś może to oburzać, ale to też typowa reakcja zamykania. Bez "Wesela" takie reakcje nie byłyby możliwe.

Brzmi rewolucyjnie.

Na pewno będzie to wywrotowa inscenizacja. Oryginalna i niepodobna do niczego innego. Atrakcyjna, nikt nie będzie się nudzić. Ale z drugiej strony także bardzo wierna Wyspiańskiemu, jako próba współczesnego odczytania tego materiału - wielopiętrowa i wielowątkowa, a nie tylko próba przerobienia tego na niby-współczesność.

I pokaże jacy jesteśmy fajni?

Nie. Pokaże, że liczę się JA, a nie MY. Że ważne jest inwestowanie w siebie, zauważanie siebie, a nie zakładanie, że nigdy się nie dogadamy, że klasowość, że naród, że wszystko jest przegrane... W moim przekonaniu to nikogo nie interesuje. Przecież rozwijamy się, wszystko idzie do przodu. Mieszkałem 11 lat za granicą i wróciłem do kraju z ogromną...- szukam słowa, ale tak - miłością. Miałem okazję zobaczyć Polskę z zewnątrz i zrozumieć oraz docenić to, co jest najistotniejsze. A to są ludzie - nieporównywalni z żadnymi innymi na świecie. To sprawia, że ja czuję się tu idealnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji