Artykuły

Maria Magdalena z łydką do golenia

"Kinky Boots" Harveya Fiersteina i Cyndi Lauper w reż. Eweliny Pietrowiak w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Sylwia Krasnodębska w Gazecie Polskiej Codziennie.

Zamiast sztuki nachalna propaganda. Zamiast lekcji tolerancji lekcja relatywizmu. Zamiast artystycznego uwznioślenia ideologiczny bełkot. Wystawiony w warszawskim Teatrze Dramatycznym spektakl "Kinky boots" jest opowieścią o właścicielu fabryki, który produkuje buty dla drag queens. Akcenty tej opowieści zostały rozłożone tak, by ta intrygująca, oparta na prawdziwej historii opowieść posłużyła jako oręż do walki ideologicznej.

Panie i panowie, oraz wszyscy ci, którzy nie zdecydowali się jeszcze na swoją płeć - tak mawia do publiczności "Lola". Bohater jest drag queen, czyli mężczyzną, który w przebraniu kobiety daje muzyczne i taneczne show w klubach.

Nie należy mylić z transseksualistami, którzy zmieniają płeć. "Drag queen to mainstream" - pada ze sceny.

"Kinky Boots" według scenariusza Geoffa Deana i Tima Firtha, z librettem Harveya Fiersteina oraz muzyką i słowami Cyndi Lauper pokazuje opartą na faktach historię Charliego, który jest spadkobiercą fabryki butów. Niechętnie przejęta od ojca firma zaczyna jednak upadać. Szukając niszy, Charlie postanawia produkować szpilki dla drag queens. Zadanie nie jest proste, bo buty na cienkim obcasie muszą mieć specjalną konstrukcję, by utrzymać ciało mężczyzny. "Lola", ekscentryczna drag queen, postanawia pomóc Charliemu.

Wchodząc głębiej w opowieść, poznajemy dramatyczne losy obu mężczyzn. Łączy ich to samo - obaj nie potrafili sprostać wymaganiom swojego ojca i obaj szukali dla siebie drogi, mając kłopoty z akceptacją siebie. Dla dramaturga opowieść ta może być inspiracją do stworzenia ciekawych sylwetek bohaterów i poważnego wniknięcia w ich dylematy. Jednak prezentacja w Teatrze Dramatycznym, w wyreżyserowanym przez Ewelinę Pietrowiak spektaklu, została wykorzystana do celów ideologicznych i stała się prymitywnym manifestem. Co gorsza, próbując pokazać nietolerancję społeczeństwa dla drag queens, twórcy spektaklu obnażyli swój brak tolerancji, a próbując być nowocześni, ulegli stereotypom.

Charlie stawia "Loli" pytania o to, czy jest szczęśliwa. Czy przypadkiem za sukienkami i szpilkami nie chce ukryć swojego prawdziwego ja. Jednak okazuje się, że zdaniem twórców, kłopoty ma Charlie, skoro zadaje takie pytania. Bo drag queen to uosobienie tego co najlepsze w mężczyznach i kobietach. "Bądź tym, kim chcesz. Nie daj sobie wmówić, że robisz coś źle" - wybrzmiewa wciąż ze sceny. Pozornie uczący tolerancji spektakl jest tej tolerancji zaprzeczeniem. To ciekawe, bo tzw. postępowi twórcy z jednej strony gardzą moralizatorstwem i chronią swoją specyficznie pojmowaną wolność, nie pozwalając na wolność innym i narzucając im swoje ideologie. A gdy "Lola" śpiewa, że jest "Marią Magdaleną z łydką do golenia", można też mówić o próbie obrazy uczuć religijnych.

Do tego niestety aktorzy zaprezentowali słaby poziom wokalny. Można by uznać, że spektakl był tylko kiepską próbą manipulacji widzem. Ale twórcy postanowili użyć do swoich ideologicznych celów dziecka. Kilkuletniego chłopca, który dwukrotnie wychodzi na scenę w szpilkach. W tekście sztuki jest zdanie: "Bez względu jak daleko zajdziesz w złą stronę, zawsze możesz zawrócić". To dobra puenta dla twórców tego spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji