Artykuły

Międzypokoleniowy chór miał zaśpiewać o tym, co w Katowicach dobre i złe. Ale chóru nie będzie - Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego spóźniało się z przekazaniem obiecanych pieniędzy i projekt upadł. Problem mają instytucje kultury i organizacje pozarządowe w całym kraju - pisze Iwona Sobczyk w Gazecie Wyborczej.

"Bloki i familoki. ElektroChór" to projekt choreografa Rafała Urbackiego firmowany przez katowickie stowarzyszenie Górnośląski Klaster Kreatywny. Społecznicy chcieli namówić katowiczan do dyskusji o mieście przez wspólne tworzenie i śpiewanie piosenek. Pierwsze spotkania planowano na czerwiec.

Nic z tego. Projekt w większości miał być finansowany z dotacji przyznanej przez Ministerstwo Kultury. Stowarzyszenie zdobyło 60 tys. zł z ministerialnego programu grantowego "Edukacja kulturalna". Do dziś ich nie zobaczyło. Na domiar złego niedawno ze wsparcia wycofała się także prywatna fundacja, która miała zapewnić stowarzyszeniu wkład własny. "Bloków i familoków" nie będzie. "Ludzka energia, którą udało się zebrać, jest niesamowita, nie wystarcza jednak, by opłacić rachunki" - napisali w oświadczeniu autorzy projektu.

Ministerstwo rozstaje się ze swoimi pieniędzmi wyjątkowo niechętnie. Wnioski o dotacje zbierało przeważnie do 30 listopada. Tymczasem ci, którzy starali się o pieniądze z programu "Edukacja kulturalna" czy "Kultura dostępna", musieli czekać na wyniki aż do połowy kwietnia. To odsunęło moment wypłaty o kolejne miesiące. A przecież zgodnie z podpisanym przez samego ministra Piotra Glińskiego rozporządzeniem MKiDN ma na podjęcie decyzji dwa miesiące od dnia zakończenia naboru wniosków. Wyniki powinny być więc najpóźniej na początku lutego. - Rozpatrywanie wniosków zawsze trwało długo, ale nie aż tak jak w tym roku. To rekord - mówią zgodnie wnioskodawcy.

Od razu uwzględnij, że państwo się spóźni

Największy problem mają ci, których projekty zgodnie z zaakceptowanymi przez ministerstwo harmonogramami powinny już trwać. Muszą wykładać na nie pieniądze z własnej kieszeni, a tych nie zawsze wystarcza. Szczególnie jeśli są to małe lokalne stowarzyszenia czy instytucje.

Szczęśliwi zwycięzcy rywalizacji o ministerialne dotacje radzą sobie różnie. - Nauczeni doświadczeniem od razu uwzględniliśmy opóźnienie w harmonogramie - mówi Anna Żórawska z warszawskiej Fundacji Kultury bez Barier. Encyklopedię sztuki w polskim języku migowym dopiero zaczynają tworzyć, a warsztaty poświęcone twórczości Josepha Conrada przewidzieli na sierpień. Pieniędzy z ministerstwa jeszcze nie mają.

Inni muszą zmieniać plany. Stowarzyszenie Kultury Teatralnej "Pieśń Kozła" z Wrocławia dostało 74 tys. zł na kolejną odsłonę projektu "Brave Together", w ramach którego osoby o różnym stopniu sprawności przygotowują razem spektakl teatralny.

- Przepadło nam półtora miesiąca, czyli czas na znalezienie grupy. Musieliśmy szukać uczestników na gwałt - mówi koordynatorka projektu Paulina Galanciak. Pieniądze już ma.

Za to będziński Teatr Dzieci Zagłębia im. Jana Dormana na swój grant wciąż czeka. Również dlatego, że musiał uzgadniać z ministerstwem zmiany w harmonogramie projektu "#Dramat - lubię to!".

- Wymyśliliśmy, że wybierzemy dramaty poruszające aktualne problemy, a nasi aktorzy przeczytają je ze sceny. Każde takie czytanie ma swojego reżysera, na każde zaproszony jest gość, specjalista w danej dziedzinie - mówi koordynatorka projektu Patrycja Kundro. Tylko że gdy w teatrze czekali na wyniki programu, z dziesięciu zaplanowanych dramatów zrobiło się pięć. Więcej zrobić nie zdążą.

- Miło by było, gdyby ministerstwo trochę bardziej ułatwiało nam pracę - dodaje Kundro.

Z kłopotami zmagają się też zwycięzcy konkursów grantowych w innych ministerialnych konkursach. Ministerstwo nie odpowiedziało na nasze pytania.