Artykuły

Tadeusz Szlenkier: Bydgoszcz, dwa razy Brazylia... Przyszły sezon wypełniony co do dnia!

- Najważniejsze jest to, aby cały czas pracować. Zawód śpiewaka operowego ma bardzo wiele wspólnego ze sportem wyczynowym. Nie śpiewanie jest zabójcze - mówi Tadeusz Szlenkier, śpiewak operowy i solista Opery Nova w Bydgoszczy.

Nadal jest Pan solistą Opery Nova?

- Tak, ciągle. Prawda jest taka, że już nie będę na etacie w Operze Nova, ale nadal będę współpracować z teatrem. Już mamy domówiony następny sezon i zamierzam się pojawiać na scenie Opery Nova równie często, co dotychczas. Z różnych względów musiałem podjąć decyzję o przeprowadzce. Powiększyła się rodzina, urodziło nam się czwarte dziecko i mieliśmy problemy, żeby się pomieścić w jednym mieszkaniu. Postanowiliśmy więc przeprowadzić się do Skierniewic, czyli do rodzinnego miasta mojej żony. Skierniewice są położone bardziej centralnie w Polsce, blisko do autostrady, bliżej do Warszawy. A w następnym sezonie mam wiele zobowiązań poza Bydgoszczą i również poza Polską. Uznałem, że nie byłoby to uczciwe, gdybym był na etacie i nie byłbym w pełni dyspozycyjny wobec mojego teatru, z którym wiąże mnie bardzo, bardzo wiele.

I cały czas mówi Pan: "Mój teatr".

- To jest mój teatr, z którego możemy być wszyscy dumni. Skończyłem siódmy sezon i to było siedem wspaniałych lat - tłustych. Cieszę się bardzo, że nasza współpraca będzie utrzymana i żaden z widzów mojej przeprowadzki nie odczuje.

W tej chwili Pana kariera rozkwita jeszcze bardziej.

- Rzeczywiście jest tak, że w tej chwili się zakręciło. Przyszły sezon mam wypełniony co do dnia i powoli zapisuję kolejny sezon. Będę występował w trzech tytułach w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie, w kilku operach w Bydgoszczy i jeszcze w innych teatrach.

Na ile musi pracować artysta, żeby osiągać coraz więcej.

- Najważniejsze jest to, aby cały czas pracować. Zawód śpiewaka operowego ma bardzo wiele wspólnego ze sportem wyczynowym. Nie śpiewanie jest zabójcze. Najważniejsze jest to, żeby dużo śpiewać i tego każdemu młodemu śpiewakowi życzę, żeby znalazł taki teatr jak bydgoski. Nasza opera zawsze stawiała na młodych śpiewaków i to jest dla nich wielka szansa, bo młody śpiewak musi być dociążony. Sam jestem związany jeszcze z bydgoską Akademią Muzyczną i chciałbym tę współpracę kontynuować. To jest ważne dla wokalisty, żeby mieć ten kontakt i móc tych młodych adeptów sztuki wokalnej nauczyć. Ostatnio rozmawiałem z moim kolegą Dariuszem Stachurą i wspominaliśmy, jak jednego dnia śpiewaliśmy w jednym teatrze, a drugiego już w innym, na drugim krańcu Polski. Owszem, to jest bardzo męczące, ale też dużo daje otrzaskania. Trzeba korzystać z każdej okazji, żeby śpiewać. Na szczęście, nie jesteśmy saperami albo anestezjologami i w naszym zawodzie nie ma takiego ryzyka.

A czy Pan w swoim życiu miał porażki?

- Oczywiście, ale porozmawiajmy może o sukcesach (śmiech). Każdy ma swoje niepowodzenia i najważniejsze, aby się nie zniechęcać. Wielu śpiewaków miewa wątpliwości, czy aby na pewno wykonuje dobry zawód, czy może go nie zmienić. Są okresy frustracji, ale trzeba umieć z tego wyjść. Ja, na szczęście, nie jestem sam. Moja żona bardzo mnie wspiera - jak nie trzeba, to nie pyta, w lot wszystko rozumie i coraz bardziej się zna na światku operowym. Całe życie trzeba podporządkować pod ten zawód, nie można niczego pozostawić przypadkowi i to może być uciążliwe dla domowników. Dlatego staram się, jak mogę, żebyśmy jak najwięcej czasu spędzali razem, choć zdarzają się wyjazdy. Ostatnio byłem trzy tygodnie w Holandii i przez te trzy tygodnie się nie widzieliśmy.

To był bardzo ciekawy wyjazd?

- Tak, szczęściem śpiewaka operowego jest to, że same ciekawe rzeczy go spotykają. Nawet w Polsce wiele ciekawych miejsc bym nie zwiedził, gdybym nie śpiewał. W Hadze śpiewałem Rudolfa w "Cyganerii" w bardzo zabytkowym nadmorskim hotelu. Występowali tam najwięksi artyści, jak Luciano Pavarotti czy Leonard Bernstein. To typowa sala koncertowa - wystawiliśmy tam bardzo oszczędne przedstawienie. Sama Haga kojarzy mi się z naszym Sopotem, to był bardzo ciekawy wyjazd, bardzo miłe doświadczenie i mam nadzieję, że będą następne.

A dalsze kraje?

- Moja ukochana Ameryka Południowa - będę tam w kolejnym sezonie dwukrotnie. W Brazylii będę śpiewał koncerty z Joanną Woś i orkiestrą Filharmonii z Bukaresztu. W organizację koncertów włączył się także nasz konsulat. W marcu ponownie będę w Brazylii na turze koncertów, obok Thomasa Hampsona i Angeliki Kirschlager. Wspaniałe wyzwania przede mną - już się cieszę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji