Artykuły

"Fidelio" w warszawskiej operze

JEDEN z najgenialniejszych kompozytorów, jakich wydała ludzkość, Ludwig van Beethoven, napisał jedną operą pod tytułem "Fidelio". Mistrz symfonii, kwartetu, sonaty, operę swoją pisał długo, wciąż przerabiając, skreślając i dopisując nowe fragmenty. Tworzył mozolnie, z takim samym mniej więcej trudem, jak inne utwory. Jednak w owych innych dziełach inwencja jego szybowała, pobudzała do wciąż nowych rozwiązań kompozytorskich. W przypadku opery "Fidelio", sprawa się miała zgoła inaczej.

Gatunek operowy, dramat sceniczny z muzyką, niezbyt leżał w naturze Beethovena. Chciał jednak napisać taki utwór. Przystępując do pracy, prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy, że właśnie ów gatunek stanie się dla niego gorsetem, krępującym twórcze poczynania. Beethoven - "buntownik" jednak zwyciężył siebie i oporną materię. Operę napisał, ale jakże inną od powstających w tych samych czasach. Partytura pełna jest świetnych pomysłów lecz jak na Beethovena, jakby nie rozwiniętych do końca. Dużo w niej muzyki pięknej, ale sporo też po prostu, nijakiej. Jak trudno szło Beethovenowi pisanie "Fidelia" świadczy m.in. fakt, że łatwiej było mu skomponować aż cztery uwertury do tej opery, niż wycyzelować zapisane fragmenty dzieła.

Co się tyczy libretta, to - jak słusznie napisał Bohdan Pociej w drukowanym programie - "nie jest zapewne arcydziełem literatury dramatycznej (...), ale jest dramatycznie poprawne, ma dobry węzeł dramatyczny, punkt kulminacyjny napięcia akcji, efektowne rozwiązanie całości. A pomijając naiwności i konwencjonalizm, ważna jest tu przede wszystkim idea, a raczej dwie doniosłe idee rządzące całością: wolności i wyzwolenia, wierności i poświęcenia". I rzeczywiście w miejscach, gdzie Beethoven stara się uwypuklić owe idee, muzyka jest jakby lepsza. Zresztą wszystkie sceny zbiorowe są lepsze dramatycznie i muzycznie od fragmentów, gdzie bohaterowie pojedynczo wypowiadają swe kwestie. Zatem siła opery "Fidelio" Beethovena leży w muzyce.

W ten sposób podszedł zapewne do partytury omawianego dzieła Robert Satanowski, który 1 maja w warszawskim Teatrze Wielkim poprowadził premierowe przedstawienie "Fidelia". Poczynając od uwertury (Leonora III op. 72 b), przez cały czas trwania spektaklu czuło się niezwykłą dbałość dyrygenta o szczegóły muzyczne. Duża dyscyplina orkiestry (może jedynie w uwerturze za mocno grzmiały instrumenty dęte blaszane zagłuszając skutecznie kwintet smyczkowy), solistów i chóru, była atutem przedstawienia. Atutem spektaklu byli także dobrze śpiewający soliści, do których nie można mieć specjalnych uwag. A prawdziwą przyjemnością, a może raczej rozkoszą dla acha, było słuchanie Zdzisławy Donat.

Godzi się jeszcze dodać, iż wszyscy wykonawcy zasłużyli na komplementy. Ładne były dekoracje i kostiumy, dobra reżyseria, chociaż w 1 akcie może zbyt statyczna.

W premierowym spektaklu śpiewali: Barbara Zagórzanka (Leonora), Roman Węgrzyn (Florestan), Ryszard Cieśla (Don Fernando), Wiesław Bednarek (Don Pizarro), Mieczysław Milun(Rocco), Zdzisława Donat (Marcelina), Dariusz Walendowski (Jaqumo), Bogdan Paprocki (Więzień I) i Jan Dobosz (Więzień II). Reżyseria i inscenizacja były dziełem Marka Grzesińskiego, a scenografia Barbary Kędzierskiej. Kierownictwa chóru spoczywało w rękach Bogdana Goli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji