Artykuły

Jestem taka, jaka jestem

- Nie sądzę, żeby się można było nauczyć śpiewu. Podobnie jak aktorstwa. To jest coś, co się ma w głowie i w emocjach - mówi MARIA PESZEK po sopockim koncercie "miasto mania".

W dzieciństwie chciała być cyrkowcem. Ale została aktorką. Bo na aktorstwo była skazana, jako córka Jana Peszka. W teatrze po raz pierwszy zagrała, mając 11 lat (Isia w "Weselu"). Przed kilkoma miesiącami wydała pierwszą w swoim życiu płytę "miasto mania", która od razu stała się sukcesem sprzedażowym. Niektóre magiczne wulgaryzmy z tej płyty jak choćby "pieprzoty" czy "zaciągam się tobą, chociaż wcale nie palę" weszły już do życia towarzysko-potocznego.

Z Marią Peszek [na zdjęciu] rozmawia Ryszarda Wojciechowska:

Wiem, że pani śpiewa od dawna. Ale to, co usłyszeliśmy na płycie to... kawał głosu. Szkolenie w Ameryce i na Alasce, widać, się przydało.

- Nie sądzę, żeby się można było nauczyć śpiewu. Podobnie jak aktorstwa. To jest coś, co się ma w głowie i w emocjach. Te wszystkie szkolenia głosu pomagają. Ale nie uczą śpiewać. Śpiewanie to połączenie talentu i emocji. Trzeba mieć sprawny instrument, który potrafi przekazać te emocje.

Stypendium na Alasce ufundował pani bogaty kuzyn, który dorobił się na ropie naftowej. Ta historia brzmi egzotycznie.

- Bo Alaska to miejsce egzotyczne. Ale ja się tam uczyłam wielu rzeczy - stepowania, francuskiego, dziennikarstwa, no i oczywiście szkoliłam się w śpiewaniu.

To był długi pobyt?

- Trwał rok.

Zastanawiam się, czy mamy już tylko Manię wokalną, czy jeszcze zostało trochę Manii aktorskiej?

- Sądzi pani, że trzeba to rozgraniczyć?

Nie. Ale to trochę przypomina trzymanie dwóch srok za ogon.

- Nie widzę powodu, żeby mówić - teraz jestem wokalistką i już nie jestem aktorką. Bo ja cały czas jestem i wokalistką, i aktorką. Znam wiele osób, które potrafią godzić te dwa zawody i ja też tak chcę. Oczywiście, jeśli mi siły pozwolą.

Ale serce bardziej drga pani przy aktorstwie czy przy śpiewaniu?

- To są różne drgania, różne dreszcze i emocje. Jedno i drugie jest bardzo absorbujące i eksploatujące.

Jakiego rodzaju drgania są przy śpiewaniu?

- Śpiewanie jest bardziej energetyczne, ekstrawertyczne. Aktorstwo to praca do środka, silnie skupiona.

Pierwsza płyta i od razu wielki sukces. Recenzenci zachwycają się. Na koncertach są tłumy. Jest pani odporna na sukces?

- Jestem nieodporna na zmęczenie. W ciągu ostatniego miesiąca miałam tylko jeden wolny dzień. Przez pozostałe dni musiałam te jedenaście piosenek śpiewać. Albo w wersji spektaklowej, albo koncertowej. Każdy dzień był więc występem. Głos mnie, szczęśliwie, nie zawiódł. Ale myślę, że jest blisko totalnego wyczerpania. Każdego dnia zadaję sobie pytanie - czy tym razem nie zachrypnę. A jeszcze do tego dochodzą inne obowiązki, którym staram się też sprostać jak, na przykład, udzielanie wywiadów

Mam wrażenie, że dziennikarzy trzyma pani na krótkiej smyczy.

- Staram się i muszę.

Ale dlaczego? Teraz, kiedy wszystko jest na sprzedaż? Tymczasem pani zapowiada: rozmowa? Najwyżej pięć minut

- Nie zależy mi na tym, żeby być wszędzie. Lubię rozmawiać z dziennikarzami. Tylko nie mam teraz na to siły. Muszę powiedzieć sobie stop. Nie zależy mi na tym, żeby w nieskończoność udzielać wywiadów. Jestem trochę innym, mam nadzieję, gatunkiem artysty który jakoś sobie radzi bez opowiadania nieustannie o sobie. Zresztą mam wrażenie, że w mediach jest już przesyt mojej osoby

A ja mam wrażenie, że pani nie ma. Maria Peszek nie atakuje nas z kolorowych okładek, jak inne gwiazdy. Na takich okładkach byłaby pani upiększona komputerowo.

- To moja odgórna decyzja. Taki mam pomysł na siebie. Nie zamierzam swoich piegów i innych swoich rzeczy retuszować. Jestem taka, jaka jestem. Ktoś, kto przychodzi na mój koncert, widzi, że jestem tą samą osobą, którą zna z mediów. Nie chcę być ładniejsza czy zgrabniejsza. Chcę być sobą i jak w swoim ostatnim szlagworcie "lubię swoje ciało, choć mam go niemało".

Niedawno oglądałam "Zemstę", w której grała pani z tatą - Janem Peszkiem. Jak się gra z takim mistrzem przy boku?

- Ta "Zemsta" jest sprzed dziesięciu lat. To były zupełnie inne czasy. A z Peszkiem lubię grać. Bo to wybitny aktor. Nie tylko mój tata. I każda szansa, żeby z nim trochę dłużej pobyć, także na scenie, jest niezwykła.

Teksty pani piosenek rzeczywiście powstały z SMS-ów i z maili, które wymieniała sobie pani z Piotrem Lachmannem?

- Tak. One powstały z niezwykłej przyjaźni. Ale chyba musimy już kończyć. Naprawdę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji