Artykuły

Teatralny debiut powieściopisarki

Teatr Polski w Poznaniu za dyrekcji Grzegorza Mrówczyńskiego dąży do zrealizowania dumnego hasła napisanego na frontonie swojego budynku: "Naród sobie", nawiązującego do tradycji budowania przede wszystkim repertuaru narodowego, do faktu, że nawet w okresie największego naporu germanizacji w tym teatrze grano po polsku najwartościowszy repertuar rodzimy.

Po inscenizacjach największej klasyki "Nie-Boskiej komedii" i "Dziadów", w tym sezonie skupiono się na realizacjach repertuaru bardziej współczesnego. Serię przedstawień otworzył "Kurka wodna" Witkacego w reżyserii Janusza Nyczaka, w próbach jest "Tango" Sławomira Mrożka przygotowywane przez Marka Okopińskiego, a Grzegorz Mrówczyński dał swoją prapremierę "Małżeństwa Marii Kowalskiej" Marii Nurowskiej.

Autorka jest poczytną powieściopisarką. Przypomnijmy, że debiutowała w 1975 roku tomem opowiadań "Nie strzelać do organisty". Potem wydała takie powieści jak m.in. "Moje życie z Marlonem Brando", "Po tamtej stronie śmierć", "Kontredans", "Innego życia nie będzie". Na druk czeka "Postscriptum". Jest autorką powieści dla młodzieży, scenariuszy filmowych, słuchowisk radiowych. Jej książki tłumaczone były na kilka języków. Powodzenie Nurowskiej wynika w dużej mierze z tego, że książki utrzymane są w psychologiczno-obyczajowej poetyce, poruszają tematykę współczesną do najnowszej włącznie, dobrze i łatwo dają się czytać, co z pewnością jest jakąś pochodną dużej "łatwości pisania" autorki. Sztuka teatralna "Małżeństwo Marii Kowalskiej" ma wiele cech powieści. Momentami nawet sprawia wrażenie, że jest adaptacją jakiejś nieistniejącej powieści. Podobna co w powieściach konstrukcja bohatera, zbliżany sposób narracji, charakterystyczny rytm, wynikający wynikający ze szczególnego operowania czasem.

Wartość tego utworu polega przede wszystkim na tym, że autorka, w przeciwieństwie do pewnej tradycji w naszej literaturze i dramaturgii, mówiącej o tym, że okres stalinowski był czasem niszczenia, unicestwiania człowieka, wprowadza jakby równoległy temat, Mówiący o tym, że był to także na swój sposób czas "tworzenia" ludzi. Tytułowa bohaterka po wielu aktach przemocy, przesłuchań, po represjach, więzieniu, wychodzi z tego wszystkiego w ogromnym stopniu zwycięsko. Po wyjściu z więzienia, po urodzeniu córki, udaje jej się skończyć studia, zrobić karierę naukową, zająć pozycję człowieka godnego i ogólnie szanowanego. W swej córce przy okazji zdarzeń lat osiemdziesiątych i stanu wojennego odnajduje "swoją drogę". Wydaje się, że bilans życiowy bohaterki może być dodatni.

Grzegorz Mrówczyński, jako dyrektor teatru, miał znakomity pomysł obsadzenia w głównej roli Jadwigi Jankowskiej-Cieślak. Ta bardzo utalentowana aktorka, nie grająca ostatnio zbyt wiele ciekawych ról, jest z pewnością predystynowana do zagrania bohaterki Nurowskiej. I rzeczywiście, przy użyciu bardzo skromnych środków, właściwie przez ogromne skupienie, wewnętrzną siłę, determinację, jasność w ocenie rzeczywistości i własnego w niej miejsca, bardzo przekonywająco broni swej bohaterki na każdym etapie dość długiego życia na scenie.

Gorzej powiodło się Mrówczyńskiemu inscenizatorowi. Kilka "pomysłów" w rodzaju np. grania sztuki od końca, jako retrospekcji, albo grania jej przed... Stańczykiem, siedzącym w bocznej loży na fotelu z "Wesela", intonującym w dodatku "Pożegnanie Ojczyzny" Ogińskiego w sztuce, w której raczej nikt ojczyzny nie żegna, a bohaterka nawet ją dwukrotnie "wita", słowem wszystkie te zabiegi, mające zuniwersalizować sztukę, by koniecznie wpisać ją w nurt tzw. wielkiej polskiej literatury, gdy sztuka tego wyraźnie "nie chce", okazały się razem, delikatnie mówiąc, wielce nie trafione.

Jako reżyser pokazał Grzegorz Mrówczyński, że ma w swoim zespole kilku utalentowanych aktorów - Małgorzatę Mielcarek, Ewę Wrońską, Wojciecha Siedleckiego, Mariusza Puchalskiego, Mariusza Sabiniewicza. Poza tym pokazał, że ma dość monotonne poczucie rytmu, zbyt dużą łatwość do upraszczania, sporo problemów warsztatowych z pełnym wyartykułowaniem swych artystyczno-dyrektorskich aspiracji.

Przy okazji prapremiery mniej chciałoby się jednak myśleć o słabościach teatru, a raczej z nadzieją witać w nim nowo narodzonego dramaturga. W Poznaniu było jedno i drugie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji