Artykuły

Wojciech Malajkat: Wyrzuciłem ze szkoły teatralnej 50 kontenerów rutyny

- Chciałbym, żeby szkoła była miejscem wolności twórczej i szaleństwa, miejscem, w którym nikt nie ma prawa przebywać w strefie komfortu- mówi Wojciech Malajkat, rektor Akademii Teatralnej przed otwarciem 9. edycji Międzynarodowego Festiwalu Szkół Teatralnych ITSelF.

W najbliższym tygodniu Warszawa stanie się stolicą młodego aktorstwa. Spektakle studentów z całego świata będzie można zobaczyć podczas Międzynarodowego Festiwalu Szkół Teatralnych ITSelF organizowanego przez Akademię Teatralną.

Izabela Szymańska: Jak pan myśli, co z pańskiej edukacji w łódzkiej Filmówce najbardziej zaprocentowało w zawodowym życiu?

Wojciech Malajkat: Spotkanie z Ewą Mirowską i paradoksalnie z Janem Machulskim, to są dwa kompletnie różne typy, jeśli chodzi o metody nauczania i podejście do zawodu.

Na czym te metody polegały?

- Jan Machulski był człowiekiem niecierpliwym, w związku z tym czasami dokonywał pewnego skrótu, np. na pierwszym roku dawał nam grać całe sztuki. To nie do końca się udawało, efekt był również trochę na skróty. Z kolei Ewa Mirowska jest człowiekiem aktorskiego mozołu, budowania roli krok po kroku. Cieszę się, że poznałem oba style pracy, to mi daje możliwość uporządkowania własnego.

Do kogo panu bliżej?

- Do Ewy Mirowskiej.

Jak ktoś jest utalentowany, to pewnie jakoś sobie poradzi na tej głębokiej wodzie. Ale większość chodzi po scenie jak we mgle.

Pewnie w takiej chwili można zwątpić, że rolę uda się kiedykolwiek zbudować.

- Albo zanadto uwierzyć, a to też jest zgubne.

Rektorem Akademii Teatralnej jest pan od roku. Do jakiego rodzaju sztuki chce pan kształcić aktorów i reżyserów?

- Chciałbym, żeby szkoła była miejscem wolności twórczej i szaleństwa, miejscem, w którym nikt nie ma prawa przebywać w strefie komfortu. Nie twierdzę, że do tej pory było skostniałe i staroświecko, w żadnym wypadku. A poza tym chcę i proszę moich kolegów, żebyśmy uczyli od podstaw, uświadamiali każdą możliwość: reżyserom w sferze budowania całości spektaklu, kolegom z wiedzy o teatrze w sferze krytycznej, intelektualnej, a aktorom - nauki posługiwania się tym instrumentem, którym są oni sami, czyli żeby mieli świadomość ciała, emocji, również intelektu.

Zależy mi na tym, żeby studenci poznali siebie, nauczyli się warsztatu i dzięki temu po prostu znaleźli pracę. Chciałbym też, żeby szkoła była miejscem rozmowy o guście.

A podobno o gustach się nie dyskutuje.

- Ale można do nich namawiać, tak jak Jerzy Grzegorzewski w swoim teatrze namawiał aktorów oraz widzów, tak samo tu wykładowcom wolno to robić. Ten ustawiczny trening polega właśnie na rozmowie o tym, czego oczekujemy od sztuki, jak chcemy się w niej przeglądać, jakie lustro postawić przed publicznością. A potem studenci mogą się z tym godzić albo przeciwko temu buntować - to chyba najlepsza metoda na odnalezienie się w świecie.

Wprowadził pan zmiany, które się już dobrze przyjęły?

- Wprowadzam je. Na wydziale aktorskim poprosiłem, by pakietować przedmioty, łączyć kilka zajęć w jedne, a z niektórych rezygnować, np. impostacji, wymowy i ruchu można uczyć w ramach jednego przedmiotu, bo one i tak finalnie spotkają się na scenie. Prowadzimy też cykl warsztatów np. z improwizacji, dubbingu, castingu - tego, jak się na niego przygotować.

Próbuję organizować proces nauki tak, żeby nie tracić czasu na sprawy niepotrzebne, na coś, co zostało przez zasiedziałość.

To jest już anegdotyczne: Jan Englert, wieloletni rektor Akademii, ma do mnie pretensje, że powiedziałem w jednym z wywiadów, iż wyrzuciłem 50 kontenerów rutyny. Twierdzi, że niektóre rzeczy powinny zostać niezmienne. Ale dopóki ich nie wyrzuciłem, nie dowiedziałem się, czy są mi potrzebne. Na razie wydaje mi się, że ich nie brakuje.

Ile osób w tym roku zdaje na aktorstwo?

- 1060.

A ile zostanie przyjętych?

- Prawdopodobnie 24.

W piątek rozpoczyna się 9. edycja festiwalu ITSelF. Był pan wcześniej jego widzem?

- Byłem na rozpoczęciu poprzedniej edycji. Tak się niefortunnie składało, że zazwyczaj w tym czasie pracowałem.

W tym roku dobór szkół, które zobaczymy, jest bardzo szeroki: od mitycznego Lee Strasberg Actors Studio, gdzie uczyła się Marilyn Monroe czy ze współczesnych aktorów Uma Thurman, Alec Baldwin, przez szkoły z Rzymu, Helsinek.

- A nawet z Peru! Na co dzień nie mamy do czynienia z teatrem z tych krajów, nawet bliska nam kultura amerykańska ma inne podejście do sztuki niż europejska. Liczę, że oglądając zaproszone spektakle, dopatrzymy się różnic i podobieństw w kształceniu aktorów. Jestem bardzo ciekawy.

Nasz festiwal nie ma klucza tematycznego, to byłoby niemożliwe, musielibyśmy się umówić dwa lata temu, jakie spektakle zrobimy, więc każdy przywozi to, co ma najlepszego. Wyjątkowo w tym roku, i mam nadzieję, że tak zostanie już na stałe, doprosiłem wszystkie polskie szkoły. Wiemy, że uczelnie rywalizują ze sobą, jak ja studiowałem też tak było. Gdy rywalizacja jest zdrowa, powoduje, że każdy chce być coraz lepszy, to nie ma w niej nic złego. Jednak nawet w tej sytuacji potrzebne są działania, które to odciążą, sprawią, że nasze wzajemne relacje ocieplą się. Mam nadzieję, że festiwal się do tego przyczyni.

Pokazy festiwalowe 2 lipca, godz. 18.30 i 21, Akademia Teatralna, Sala im. Jana Kreczmara

Dokładny program festiwalu: festiwal.at.edu.pl

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji