Artykuły

Dzieciństwo własne i cudze

"Ach, Combray!..." Jest przedstawieniem o powrocie w świat "ogrodu dzieciństwa". Powrocie bohatera Marcela w świat cioć i babek, matki i ojca, służących i domowników, księdza i by­walca salonów; jest powrotem do domu i kościoła, ogrodów i dróg z mostami, świata dzwonków i ciszy, Jest powrotem do całej tej geografii wrażeń i uczuć, do kosmosu, który, kształ­tuje się w dzieciństwie wedle jakichś niezrozumiałych reguł i wartości, a potem staje się światem na całe życie jak to było u Prousta "W poszukiwaniu straconego czasu". Wszystko w spektaklu dzieje się jakby na przecinaniu się rozmaitych snów. Na ich wyostrzaniu się, potęgowaniu i oddalaniu, zacieraniu się, z pozostawianiem po sobie jedynie ja­kichś szczegółów. Pojedynczych słów, albo fragmentów zdań. Konwencja spektaklu jest przeźroczysta. Przedstawienie zbu­dowane jest w dobrym rytmie, starannie, stylistycznie. Wy­smakowane w kolorystyce kostiumów i rozleglej, ciekawie wy­korzystanej przestrzeni - kolejna bardzo dobra scenografia Aleksandry Semenowicz. Podczas przedstawienia grane są "na żywo" kwartety Beethovena. Całość działa nadspodziewanie kojąco, mimo dość poplątanej struktury narracji. Przy tak wie­lu zaletach w spektaklu brakuje czegoś najważniejszego.

Najpierw głównej roli, która niczym zwornik mogłaby scalić tę konstrukcję. I nie dlatego, że nie jest to rola dla bardzo utalentowanego Jarosława Gajewskiego, ale, że jest ona ile skonstruowana przez autora adaptacji. Dalej, jest coś nieauten­tycznego w emocjonalno-stylistycznej warstwie przedstawienia. Gdybym nie przeczytał w programie, że reżyserem jest Wal­demar Matuszewski, mógłbym się domyślać, że rękę przykła­dał tu Maciej Prus. Wreszcie jest coś nieprzekraczalnego w samej naturze motywu powrotu do własnego dzieciństwa. Praw­dą jest, że ów motyw w sztuce doprowadził bardzo wielu twórców do dzieł najwybitniejszych - od literatury poczyna­jąc, a na filmie kończąc. W teatrze choćby wielkie spektakle Tadeusza Kantora. Przykładów jest naprawdę wiele. Ale nie pamiętam, aby komuś udało się stworzyć dzieło, choćby tylko przyzwoite, jeśli posługiwał się dzieciństwem cudzym. Z tego zupełnie cudzego świata, który tak naprawdę nikogo nic nie obchodzi, wyłaniają się mimo wszystko momenty godne zapamiętania. Aktorstwo dające się podpatrywać w najdrobniej­szych szczegółach. Ryszarda Hanin jako Babcia Leonia i Alek­sandra Konieczna jako młoda Matka, zabawne ciotki w duecie: Janina Traczykówna i Jolanta Fijałkowska, czy śmieszny Pro­boszcz Macieja Damięckiego. Ten spektakl w ogóle wystawia dobre świadectwo zespołowi, który funkcjonuje trochę jak wiel­ki ruchomy obraz, ale nie pozbawiony jest jednocześnie cech najbardziej indywidualnych. Podejrzewam jednak, że z cudzego dzieciństwa nawet Proust nie stworzyłby arcydzieła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji