Artykuły

Odkrywanie Robinsona współczesnego

"Robinson Crusoe" wg Daniela Defoe w reż. Zbigniewa Lisowskiego w Teatrze Baj Pomorski w Toruniu. Pisze Anita Nowak.

Na podstawie słynnej powieści Daniela Defoe "Przypadki Robinsona Crusoe" powstał w Teatrze "Baj Pomorski" w Toruniu przepiękny, spektakl zatytułowany "Robinson Crusoe"; filozoficzna opowieść o szukaniu odpowiedzi na ważne dla młodych ludzi pytania o sens życia, istnienie boga, wybór życiowej drogi, receptę na szczęście, wreszcie, co aktualnie bardzo istotne - o szansę na współegzystencję pomiędzy przedstawicielami różnych kultur.

Akcja przedstawienia toczy się na dwóch poziomach- tym z epoki Defoe i współczesnym. Sposób nawiązywania do naszej rzeczywistości daleki jest od nachalnej publicystyki. Bo nad ideą, dominuje tu sztuka. Wszystkie jej dziedziny objawiają się w artystycznie wysublimowanej, oryginalnej formie. Myśli, emocje bohaterów materializują się poprzez przecudnej urody formę plastyczną, muzykę, piosenki i ruch sceniczny.

To w dużej mierze teatr formy, która zewsząd też ogarnia widza. Aktorzy przenikają w teatralną przestrzeń z każdej możliwej strony.

Są i na scenie, i wśród publiczności. Grają też na podeście z tyłu widowni. Ogromny żaglowiec, podobny do tych, które wieki temu podbijały i kolonizowały świat, podróżuje po linie nad rzędami foteli. To także statek Logos i Latający Holender. Ten i wiele innych usytuowanych na widowni rekwizytów, jak blacha do wywoływania grzmotów, maszyna do wytwarzania wiatru, czy wreszcie przelatująca jako tornado tuż nad głowami publiczności foliowa płachta, powoduje, że młodzi widzowie czują się niemalże jak we współczesnym kinie na filmie 3D. Są tu też aluzje do gier komputerowych- rozmowy o przechodzeniu postaci na wyższe levele. Czas przeszły zlewa się z teraźniejszym, teatr z życiem, świat wirtualny z realem.

Głównym sprawcą tej przecudnej iluzji jest Zbigniew Lisowski, autor scenariusza i tekstu, reżyser, obok Wojciecha Szelachowskiego i Jacka Pietruskiego autor piosenek, który, co bardzo dla wizualnego wyrazu przedstawienia ważne, wraz z Sylwestrem Siejną stworzył doń też przepiękne surrealistyczne grafiki, kojarzące się z osobliwymi stworami z filmowej wersji "Alicji w krainie Czarów" w reżyserii Tima Burtona.

Do współpracy przy tym niezwykłym spektaklu zaprosił dyrektor Lisowski artystów tej miary, co wybitny czeski scenograf Pavel Hubička, choreograf Jacek Gębura, czy muzyk Zbigniew Krzywański, dzięki którego kompozycjom, utrzymanym momentami w klimacie szantów, a momentami muzyki irlandzkiej, spektakl tętni i pulsuje materializującymi się emocjami bohaterów. Oprócz mechanicznej ścieżki dźwiękowej na scenie od czasu do czasu rozbrzmiewa też żywa orkiestra. "Dziadzia" czyli legendarny Krzysztof Zaremba gra na klawesynie. Jest też gitara i bęben. Kostiumy i muzyka, choć dalekie od epokowej dosłowności przydają postaciom indywidualnego wyrazu.

Co istotne, przedstawienie grane jest w dwóch planach. Żywym i lalkowym. Bardzo sprawnie w scenie kanibalizmu aktorzy posługują się kukiełkami "ofiar" i ich kościotrupkiem, ujmując tym scenie grozy a przydając groteski. Marionetkę sycylijską postaciującą Robinsona z dużym kunsztem prowadzą Edyta Łukaszewicz- Lisowska jako Matka, Jacek Pietruski-Ojciec i Grażyna Rutkowska- Kusa, Babka. A niebywałego trzeba kunsztu, żeby z tego typu lalką sobie dobrze radzić.

Ale Robinson w tym spektaklu to nie tylko krzyżem sterowana marionetka. To przede wszystkim wspaniale zagrana przez Krzysztofa Pardę postać współczesnego, zbuntowanego nastolatka, który w trakcie rozwoju akcji mądrzeje, dorasta, a pod koniec sztuki zakochuje się i wraz z dzikuską- Piętaszką zaczyna organizować wspólny dom. Rozbijają szklaną czwartą ścianę. I nie ma już dla nich żadnych sztucznych barier.

Antygenderowo, "po bożemu" Piętaszek jest tu kobietą. Choć sam Defoe wcale taki poukładany w tej materii nie był. Widać to wyraźnie w jego kolejnej powieści, "Kapitan Singleton", traktującej już wprost o miłości dwóch mężczyzn. A w toruńskim "Baju" w roli Piętaszki fantastyczną kreację tworzy Marta Parfieniuk- Białowicz. Oboje z Pardą świetnie np. początkowo grają skrywanie uczuć pod maską szorstkości, która z czasem coraz bardziej osuwa się z ich twarzy, choć do końca, jak to u nastolatków, nie przesadzają z liryzmem.

Stąd myślę, że u młodzieży, która w teatrach nieczęsto znajduje coś dla siebie, spektakl ten z pewnością spotka się z dużym zainteresowaniem i jak na premierze, przyjęty zostanie z aplauzem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji