Artykuły

"Piękny nieczuły" - spektakl przejmujących emocji

"Piękny nieczuły" Jeana Cocteau w reż. Edwarda Wojtaszka w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Wojciech Giczkowski w Teatrze dla Was.

W 1940 roku powstał jednoaktowy utwór sceniczny "Le bel indifférent", wystawiany w Polsce pod nazwą "Mężczyzna" lub "Piękny i nieczuły". Został on napisany przez poetę Jeana Cocteau dla obiecującej młodej pieśniarki - Édith Piaf. Przedstawienie odniosło wielki sukces. Ten monolog, bo słowami wypowiada się tutaj tylko kobieta, grany był w Theatre des Bouffes-Parisiens przez Édith Piaf i Paula Meurisse'a w roli Emila. Dla Teatru Polonia tekst ten na nowo przełożył Edward Wojtaszek i pod nowym tytułem "Piękny nieczuły" możemy oglądać go w sezonie letnim.

W Polsce zapanowała pewna moda na Cocteau. "Głos ludzki" Francisa Poulenca do słów Jeana Cocteau miał premierę w kwietniu 2016 roku w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej. Ten jednoaktowy monodram, po raz pierwszy wykonany w 1959 r. w paryskiej Opéra Comique, w Polsce wystawiono dopiero w 2011 r. w Warszawskiej Operze Kameralnej. Inscenizację w ramach cyklu Terytoria w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej przygotowała Maja Kleczewska, a w swej realizacji nawiązała do kultowego filmu "Crash" Davida Cronenberga. W tym przedstawieniu swoje możliwości wokalne i osobowość sceniczną pokazała wielka śpiewaczka operowa, Joanna Woś.

Jak dowiedziałem się od pań, które przyszły na przedstawienie do Teatru Polonia, nasz kraj jest podzielony na wielbicieli Czesława Mozila, czyli zdecydowanych maczystów, i zwolenników Natalii Sikory, śpiewającej aktorki o niezwykle magnetyzującym głosie. Zagrała ona w tym przedstawieniu rolę napisaną niegdyś przez słynnego reżysera dla 25-letniej maleńkiej śpiewaczki francuskiej. Sikora z pełną świadomością upodabnia się zewnętrznie do Piaf, a nawet mówi z lekkim francuskim akcentem. Zaczęło się dobrze - od piosenki, bo bohaterka dramatu jest śpiewaczką. Po pracy wraca do domu z siatką z zakupami. Tymczasowym domem jest pokój w hoteliku na godziny. Świat przeżyć bohaterki, który ogranicza się do czerwonej scenografii pokoju, i bezruch sceniczny drugiej osoby, ukochanego Emila, obiecywały ciekawą koncepcję przedstawienia.

Na scenie aktorka początkowo jest sama i reaguje na wszystkie odgłosy z zewnątrz - jeżdżące samochody, dźwięki windy, kroki na schodach... Wiadomo, że na kogoś czeka. Próbuje dowiedzieć się telefonicznie, gdzie był nieobecny mężczyzna. Nie dostaje żadnej satysfakcjonującej odpowiedzi, więc kontynuuje przygotowania do samotnej nocy. Kiedy oczekiwany wreszcie już pojawi się w pokoju, bez słowa położy się na łóżku z gazetą. Zaskoczona bohaterka nie wie, jak zwrócić na siebie uwagę mężczyzny. Czy w końcu jej się to uda? Czy znajdzie słowa, aby się uspokoić? Emocje, które pokazuje Sikora na scenie, po tylu latach od ich napisania są wciąż autentyczne i poruszające, choć można by podejrzewać, że to już dziś ramota, która może poruszyć tylko romantyczne serca kobiet - szczególnie tych, które nie mają nic wspólnego z feministycznym podejściem do życia. Swoją emocjonalną opowieścią o trudnej miłości i nieustannym jej pragnieniu kobieta prowadzi nas przez całą noc. Kochanek jest milczący i nieobecny myślami, a bohaterka oscyluje między czułością a goryczą, wzruszeniem i złością. Jest w tym piękno i rozdzierający ból, a do tego fascynujący urok realizacyjny. Oglądamy bowiem raczej egzystencjalne ujęcie problemu, z zegarem w tle. Odmierza on czas inaczej niż zazwyczaj. Z drugiej jednak strony widzimy przed sobą idealną kopię Edith Piaf, zagraną jakby na wzór i podobieństwo oryginału.

Na Pawle Ciołkoszu (grającym Emila) spoczywa wielka odpowiedzialność. Z pełną świadomością zezwala, aby to Sikora skupiała na sobie wzrok widzów. Aktor pozostaje milczący, prowadzi swoją rolę jakby lekko z boku, ale on też jest niezbędny, aby oddać potęgę uczucia swojej partnerki. Potrafi też być prowokujący, zwłaszcza gdy wychodzi i rzuca klucze na podłogę. Jest to świetny duet, który już po oklaskach uczynił dowcipną zamianę, oddającą poniekąd współczesne spojrzenie na pokazywany problem. Oto na łóżku położyła się Natalia Sikora i zaczęła czytać gazetę, a na fotelu usiadł bosy Ciołkosz. Aktorzy zademonstrowali, że odwrotna sytuacja jest bliższa dzisiejszemu oglądowi świata. To kobiety są mocne, a mężczyźni - słabi. Zresztą, ci Francuzi! Emil zakochuje się w kobiecie dwa razy starszej, czyli u nich - jak widać po tym, co dzieje się we francuskiej polityce - bez zmian.

Na zakończenie mamy mały recital piosenek. Natalia Sikora, choć zmęczona przedstawieniem, śpiewa perfekcyjnie po francusku piosenki Edith Piaf. Błyszczy od potu i łez, a tym samym mamy przed sobą obraz słynnej piosenkarki, która zmarła w wieku 48 lat, a na scenę nie mogła wyjść bez odpowiedniej dawki leków. Aktorka śpiewa te najsłynniejsze piosenki - "Mon dieu", "Padam, padam" i "Johnny". Widzowie na stojąco klaszczą, a ci, którzy znają tekst, śpiewają razem z nią:

Mon Dieu, mon Dieu, mon Dieu...

Laisse-le-moi

Encore un peu,

Mon amoureux.

Un jour, deux jours, huit jours...

Laisse-le-moi

Encore un peu

moi...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji