Spotkania z Frljiciem nie będzie. Jest wojna na oświadczenia
Co z tej całej sytuacji może wyczytać przeciętny widz? Że Frljić jest już albo całą sytuacją bardzo zmęczony, albo dał się zastraszyć. A to kolejne zielone światło wysłane w stronę polityków próbujących cenzurować sztukę - decyzję chorwackiego reżysera o rezygnacji z udziału w Festiwalu Malta komentuje Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.
- Gratuluję Panu tego niechlubnego sukcesu! - pisze Oliver Frljić do ministra kultury Piotra Glińskiego w opublikowanym w piątek oświadczeniu. Kurator tegorocznej Malty potwierdza w nim, że na tegoroczny festiwal do Poznania nie przyjedzie. W sobotę miał być gościem spotkania na placu Wolności i wraz z drugim kuratorem - Goranem Injacem opowiedzieć o ich wspólnym tegorocznym programie.
Swoje oświadczenie kilka dni temu wydał też minister Gliński. Przyznał, że nie wypłaci Malcie zatwierdzonej wcześniej dotacji - 300 tys. zł. Zdaniem ministra Malta pod kuratelą Frljicia nie gwarantuje "włączenia odbiorcy w dialog" i "otwarcia go na doświadczenie sztuki".
To właśnie ten gest ministra oraz atmosfera fanatycznej nagonki środowisk prawicowych, która narosła wokół wystawionego w Teatrze Powszechnym spektaklu "Klątwa" Olivera Frljicia, zaważyły na decyzji chorwackiego reżysera.
Co jednak z tej całej sytuacji może wyczytać przeciętny widz? Że Frljić jest już albo całą sytuacją bardzo zmęczony, albo dał się zastraszyć. A to kolejne zielone światło wysłane w stronę polityków próbujących cenzurować sztukę.
W swoim oświadczeniu Frljić przypomina o aktach przemocy skierowanych przeciwko aktorom i kierownictwu Teatru Powszechnego, za które nikt nie poniósł odpowiedzialności. Pisze o kobiecie poparzonej przez nacjonalistów substancją rzuconą przed jednym ze spektakli.
W świetle tych wydarzeń decyzję Frljicia można po ludzku zrozumieć. Ale zostaje żal.
Żal artystów, którzy skrzyknęli się i zorganizowali aukcję na rzecz Malty. Żal wszystkich, którzy wpłacili pieniądze na festiwal w ramach zbiórki "Zostań Ministrem Kultury".
Żal jednak przede wszystkim tych, którzy w spotkaniu i ludzkiej rozmowie wciąż widzą sens.
Sens, który trudno wyczytać z wojny na oświadczenia.
--
Na zdjęciu: demonstracja przed Teatrem Powszechnym w Warszawie