Artykuły

Lada pokonał w grafomanii samego Schikanedera

"Czarodziejski flet" Wolfganga Amadeusza Mozarta w reż. Sjarona Minailo w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Anna S. Dębowska w Gazecie Wyborczej.

Dobre strony? Przede wszystkim Alina Adamska, młody sopran koloraturowy, jako Królowa Nocy! A co się nie udało? Dramaturg spektaklu Krystian Lada potraktował "Czarodziejski flet" po swojemu. Poskracał, poprzestawiał, poszatkował i dopisał własne teksty.

Zacytuję fragment z mojej ulubionej powieści współczesnej: "Każdy z owych reżyserów dostawał szansę dopisania czegoś do dzieł niechronionych już prawem autorskim i z tej możliwości skwapliwie korzystał, dowartościowując jednak nie siebie, tylko klasyka, zatem Szekspir powinien być zachwycony, że Kartofliński dopisał mu swoje strofy, Wyspiański powinien oszaleć ze szczęścia, gdyby wiedział, że sam Kiełbasiński wyrzucił mu pół tekstu, a w zamian dopisał swoje trzy czwarte".

Tyle Krzysztof Varga w "Trocinach". Oczywiście, że bohater książki, który prowadzi swój rozległy monolog, jest zgorzkniałym rezonerem, uciekającym przed nowoczesnością w świat muzyki dawnej; ze sztuki współczesnej nie kuma nic. Mimo to przypomniałam sobie ów celny fragment, gdy w Teatrze Wielkim w Poznaniu obejrzałam "Czarodziejski flet" Wolfganga Amadeusza Mozarta w reżyserii Sjarona Minailo, pod dyrekcją Gabriela Chmury (premiera 10 czerwca).

Reżyser się nie wysilił. Dramaturg wszystko położył

Minailo to izraelski reżyser i performer, który w Amsterdamie prowadzi eksperymentalny teatr Studio Minailo, a jednym z pól, na których eksperymentuje, jest opera. Jednym z jego projektów była opera "Medulla" w La Monnaie w Brukseli, którą skonstruował z dyrygentem Basemem Akiki na podstawie płyty Björk. Tyle o nim. Zwykle reżyserzy z soczystą wyobraźnią w inscenizacjach "Czarodziejskiego fletu" prześcigają się w pomysłach na barwne przedstawienie tej opartej na gagach bajeczki.

Tymczasem u Minailo sytuacji scenicznych jest jak na lekarstwo, a reżyserowanie postaci polega na ustawieniu śpiewaków na proscenium twarzą do widowni lub twarzami do siebie i na pozwoleniu im, by śpiewali swoje partie. Reżyser zbytnio się nie wysilił, jeśli chodzi o wymyślenie zadań aktorskich. Pozostał w cieniu, bo kto inny grał w tej realizacji pierwsze skrzypce. Dramaturg.

To Polak Krystian Lada, literaturoznawca, librecista i reżyser, od 2013 roku dyrektor ds. programowych, dramaturgii i promocji kultury we wspomnianej brukselskiej Operze La Monnaie (Théâtre Royal de la Monnaie). Zapytany o to, kim właściwie jest dramaturg w operze, odpowiedział, że jest to ktoś, kto przerzuca mosty "między twórcami a dziełami, inscenizacją a publicznością". Co więc zrobił Lada jako dramaturg, mając przed sobą partyturę "Czarodziejskiego fletu" z librettem Emanuela Schikanedera (1791)? Poskracał, poprzestawiał, poszatkował i dopisał własne teksty.

Pokazał przy tym, że nie ma wyczulonego ucha na muzykę, bardziej na opresję społeczną i kulturową, ale o tym za chwilę. Singspiel, czyli śpiewogrę, jaką jest "Czarodziejski flet", niemiecką odmianę opery, łączącą ton komiczny (buffa) z poważnym (seria), wirtuozowskie arie z piosenkami, partie śpiewane z mówionymi, uznał za formę otwartą, w której można dowolnie przestawiać klocki lub je wyrzucać, zostawiając szkielet libretta bez logicznych powiązań.

Lada daje popis grafomanii

Np. dlaczego Trzy Damy pozbawiają Papagena mowy, zaklejając mu usta? Nie dowiemy się tego, bo dramaturg wyciął dialog z tą informacją, pozostawiając tylko pusty gest sceniczny. Wyrzucanie recytatywów i dialogów to oczywiście nic nowego, nie tylko w tym tytule.

Zrobił to np. Barrie Kosky w swojej brawurowej, wzorowanej na niemym kinie i komedii slapstikowej inscenizacji "Czarodziejskiego fletu", którą pół roku temu pokazała Opera Narodowa w Warszawie (przeniesienie z Komische Oper Berlin). Długie dialogi mówione zastąpił krótkimi komunikatami na planszach jak w starym kinie, gdzie pełniły funkcję objaśniacza akcji, co było spójne.

Lada - inaczej. Mówione po niemiecku dialogi uznał za niezrozumiałe dla dzisiejszego widza i zastąpił własnymi, szeleszczącymi literaturą tekstami, czytanymi z offu przez Jerzego Radziwiłowicza. Czyżby zapatrzył się w tym na Krystiana Lupę, który głos z offu wprowadził do wielu swoich przedstawień ("Lunatycy")?

Czyta więc Radziwiłowicz swoim niskim głosem: "Refleksy światła na wodzie odbijają się na twojej twarzy. Czujesz ciepłe piegi promieni słońca na policzkach, ciepły jasny kolor wypełnia ci czoło. () Boisz się mlasnąć, żeby nie obudzić nie wiesz, kogo lub czego, ale lepiej ich nie budzić, więc trzymasz usta otwarte z językiem wyjętym na zewnątrz, cichutko" - oto próbka dopisków Krystiana Lady. I pomyśleć, że to Schikanedera oskarżano o grafomanię!

Co to ma wspólnego z "Czarodziejskim fletem"? Otóż Krystian Lada wymyślił, że wprowadzi do akcji nowego bohatera, głos ojca Paminy, Króla Nocy (u Mozarta ojcem Paminy jest Sarastro), głos zza grobu, listy do kochanej córki, którą pozbawił następstwa tronu, uznając, że władza powinna zostać w rękach mężczyzn. Sarastro jest więc następcą Króla Nocy, kimś, kto za zgodą króla wydziedziczył Królową Nocy i jej córkę Paminę, co wyjaśnia powód, dla którego królowa z taką zajadłością szuka zemsty na Sarastrze.

Opresyjne libretta

Lada tropi rzeczywiście silnie obecne w libretcie "Fletu" (i wielu innych oper) fragmenty mizoginiczne, kiedy bohaterowie otwarcie mówią o kobietach jako o istotach niższego rzędu. Ten seksistowski ton jest jeszcze mocniej wydobyty w polskim przekładzie libretta zrobionym przez Fryderyka Mudzo. Chodziło o to, aby ten krzywdzący ton wydobyć i pokazać widzom opresyjny ton libretta. Tak, libretta operowe są opresyjne. Zgadzam się z Krystianem Ladą. W przypadku "Czarodziejskiego fletu" nie tylko wobec kobiet.

Jest przecież postać złego Monostatosa, czarnoskórego nadzorcy niewolników na dworze Sarastra - w tej postaci kolor skóry miał wyrażać mroczny charakter tej postaci. Lada więc Monostatosa wybielił. Ale przez to również wyjałowił. I odebrał wielu scenom z jego udziałem wymiar komiczny.

Np. wtedy, gdy spotykają się odziany w pióra Papageno i czarnoskóry Monostatos i każdy z nich śpiewa: "a cóż to za dziwo, cóż za bestia przede mną?". W poznańskim "Flecie" obraz przeczy tekstowi. Co więcej, skupiając się na jednym zagadnieniu, Lada zgubił po drodze inne rejestry, z których składa się "Czarodziejski flet", wesoła opowieść o samotności, gorzki obraz przyjaźni i miłości, zdobywanie wiedzy o świecie za cenę utraty złudzeń i przede wszystkim niejednoznaczność Dobra i Zła.

Nie pomógł mu Sjaron Minailo, który nie potrafił zbudować relacji między postaciami, nie wyposażył ich w żadnej indywidualne historie czy charaktery - są na scenie niczym kukiełki albo monady, których nic ze sobą nie łączy, i jest to problem braku reżyserskiego warsztatu, a nie inscenizatorskiego zamysłu. Dość ciekawa jest skromna scenografia zaprojektowana przez holenderskiego scenografa Douwe Hibmę: symbolizujący kobiecość księżyc to u niego wielki tamburyn przypominający rozbitą na drobne kawałki soczewkę, a słońce, symbol męskiej energii, wygląda jak ciastko owsiane w kolorze cynamonu.

Wspaniała Królowa Nocy

Frazy "Czarodziejskiego fletu" Mozarta z wdziękiem płynęły pod batutą Gabriela Chmury, choć niektóre fragmenty brzmiały za bardzo statycznie i rozwlekle, począwszy od uwertury. W obsadzie pojawiła się wspaniała Królowa Nocy - Alina Adamska, absolwentka Akademii Muzycznej w Łodzi: płynna koloratura, mocny głos, precyzyjna intonacja i artykulacja. Było czego posłuchać.

Dobrze wypadł też 17-letni baryton Jan Żądło jako Papageno, to mocny, czysty głos, choć śpiewał nieco powierzchownie, ale potencjał jest. Zgrabnie poprowadził dialog miłosny z Papageną (pełna wdzięku Magdalena Stefaniak). Zabrzmiały dobrze stałe głosy Teatru Wielkiego w Poznaniu: Rafał Korpik (Sarastro), Piotr Friebe (Tamino) i Monika Mych-Nowicka (Pamina).

Słabo natomiast - Marek Szymański jako Monostatos, zupełnie bez dyscypliny rytmicznej i artykulacyjnej, czasem głos wręcz wiązł mu w gardle (jak wspomniałam, dramaturgicznie też jest to postać bezbarwna i niewyraźna).

W sumie jednak "Czarodziejski flet" przygotowany przez dyrektora artystycznego Gabriela Chmurę jest wart wyprawy do Poznania. Właśnie ze względu na głosy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji