Artykuły

Ruch owadów i piękno kobiecego ciała

IX Gdański Festiwal Tańca. Pisze Łukasz Rudziński w portalu Trójmiasto.pl.

Skromniej niż w ostatnich latach, ale nie mniej interesująco wypada trwający Gdański Festiwal Tańca. W pierwszej części imprezy zaprezentowano dwa najważniejsze spektakle - "ONA" Compagnie Linga i "Counterpoint" [na zdjęciu] kolektywu artystycznego Miltnerová-Góbi-Komárek, czyli skrajnie odmienne koncepcje teatru tańca. Impreza odbywająca się w Klubie Żak potrwa do 11 czerwca.

Tropem owadów

Bardzo nietypowo do ruchu i tańca podchodzą Rita Gobi i Andrea Miltnerová w spektaklu "Counterpoint". Tytułowy kontrapunkt stanowi odniesienie do ruchów owadów, które tancerki przedstawiają w kilku różnej długości i intensywności scenach, imitując ruch owadzich skrzydeł, odwłoków i ich reakcji na siebie nawzajem. Bardzo ciekawe, gęste i dynamiczne obrazki (charakterystyczne ruchy owadzich skrzydeł imitowane za pomocą rąk) zestawiono tu z minimalistycznymi, delikatnymi ruchami całego tułowia czy nienaturalnym wygięciem ciała. W każdej ze scen tancerki wyłaniane są za pomocą gry świateł w inny sposób, jednak oprócz oświetlenia, ten ascetyczny spektakl zyskuje bardzo dużo dzięki transowej, świetnie skomponowanej muzyce Jana Komárka, stanowiącej wariacje na temat świata owadów. To jak dotąd najodważniejsze i najbardziej kreatywne podejście do tańca na gdańskim festiwalu.

Piękno, kobiety i zmysłowy taniec

Na przeciwnym biegunie w stosunku do "Counterpoint" sytuuje się drugi zagrany jak dotąd na Gdańskim Festiwalu Tańca spektakl zagraniczny - "ONA" międzynarodowego zespołu Compagnie Linga ze Szwajcarii. Prowadzony przez pochodzącą z Gdańska (i nagrodzoną na GFT przez miasto Gdańsk z okazji 25-lecia pracy artystycznej) Katarzynę Gdaniec i Marco Cantalupo zespół w czterech odsłonach opisuje kolejno świat żeński, męski i ich połączenie, by wszystko zakończyć piękną wizualnie sceną z ruchomymi, toczonymi po scenie światłami. Pierwszą część charakteryzuje miarowa, zespołowa harmonijność, ruch delikatny, początkowo przypominający wręcz łodygi kwiatów poruszanych przez wiatr. Potem spektakl nabiera tempa, ukazując ogromne możliwości taneczne całej siódemki, dojrzałe, przemyślane układy choreograficzne, w których tancerki świetnie się czują.

W drugiej części zwiewne kobiece sukienki zastępują spodnie i marynarki, zaś tancerki w prostych, prowokacyjnych gestach nawiązują do stereotypu męskiego maczo - pewnego siebie, dominującego i agresywnego samca. Szkoda, że Gdaniec i Cantalupo posługują się w tym fragmencie spektaklu stereotypami i wytartymi kliszami, podkreślonymi skoczną muzyką i dźwiękiem trąbki. Kolejna część zamazuje ten ostry i przesadnie stereotypowy podział, ukazując bardzo duże umiejętności zespołu, który wizualnie czaruje publiczność w ostatniej części, pozbawionej już kontekstu tożsamości płci.

Ten poetycki, momentami oniryczny spektakl daje okazję do podziwiania umiejętności i gracji tancerek Compagnie Linga. "ONA" nie wnosi jednak nic ponadto, co Gdaniec i Cantalupo z podobnym lub lepszym skutkiem prezentowali również na gdańskiej imprezie kilka lat temu. Spektakl bazuje na umiejętnościach zespołu i pięknych układach zbiorowych, nie zawsze jednak odpowiednio zsynchronizowanych.

Polskie propozycje w tle

Trudno o konfrontację zagranicznych propozycji z polskimi, bo zespoły, które wystąpiły to albo jednorazowe składy (z okazji premier w ramach projektu "rezydencja/premiera 2017" Gdańskiego Festiwalu Tańca - "A co gdyby..." i "Świadomość nieświadomości"), albo propozycja skierowana raczej do młodych odbiorców, "atakująca" widzów bodźcami wizualnymi i muzycznymi "Podziemne słońca".

Ta ostatnia propozycja, czyli "Podziemne słońca" autorstwa Anny Piotrowskiej z Bytomskiego Teatru Tańca i Ruchu Rozbark wita publiczność za rozsuwanymi i zasuwanymi w czasie spektakli firanami i niezwykle efektownym wejściem tancerzy, wyłaniających się w kłębach dymu niczym gwiazdy rocka lub przybysze z innej planety w efektownych, półprzezroczystych kostiumach pełnych czarnych pasków. Szóstka tancerzy od wojskowego drygu i zbiorowych układów płynnie przechodzi do energetycznego tańca solowego lub w duecie, nierzadko zabarwionego odniesieniami homoerotycznymi.

Pełen niepokoju, a momentami też grozy nastrój potęgują deformacje ruchu, "nieludzkie" krzyki i ruchy, imitujące poruszanie się zwierząt. Trudno w "Podziemnych słońcach" dostrzec spójną historię, to raczej szereg silnych wizualnych, tanecznych i brzmieniowych bodźców, wydobywających na pierwszy plan instynkt i pierwotną witalność pozbawioną cywilizacyjnych hamulców. Spektakl jednak w zaproponowanej przez Teatr Rozbark formie jest bardzo jednostajny, więc skuteczność takiego punkowego spojrzenia na teatr tańca wraz z czasem trwania przedstawienia jest coraz mniejsza.

Kompletnym nieporozumieniem jest z kolei "Świadomość nieświadomości" według koncepcji i w choreografii Alberta Ciastka. Bardzo ciekawe założenie, by zajrzeć do głowy schizofrenika, ogranicza się do chaotycznej, pełnej przypadkowości choreografii, rozbitej na każdego z szóstki tancerzy osobno. Młodzi tancerze biegają po scenie, krzyczą coś pod nosem, niekiedy rzucają na podłogę lub usiłują mówić do widzów po wyczerpujących fizycznie występach.

Przede wszystkim jednak stanowią odległe tło dla potężnie brzmiącej, atakującej bębenki słuchowe widzów muzyki tworzonej na żywo przez Dominika Strychalskiego. Ściana dźwięku z pogranicza bólu towarzyszy niemal całej godzinnej prezentacji, dla której tylko w pierwszej transowej, niepokojącej sekwencji tancerze są w stanie stworzyć jakąkolwiek przeciwwagę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji