Artykuły

Scena pełna freaków

"Królewna Śnieżka" wg braci Grimm w reż. Adama Biernackiego w Teatrze Dramatycznym w Biaymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej-Białystok.

Niby wszystko jest jak w klasycznej bajce o Śnieżce i krasnoludkach. A jednak to "Śnieżka" postawiona na głowie: baśniowa, wielopoziomowa, kabaretowa. Mnóstwo w niej ożywczej świeżości, ale i jeden minus. Miejscami bawić się na niej będą bardziej dorośli niż najmłodsze dzieci.

Wyjaśnić należy od razu, że ów minus jest jednocześnie plusem, bo przecież to miło, gdy na spektaklu dla dzieci nie nudzą się też dorośli. Słowem, to, co brzmi jak zarzut, jest jednocześnie pochwałą. Tak właśnie z "Królewną Śnieżką" w Teatrze Dramatycznym jest: w jednej chwili bawi dorosłych, w drugiej chwili wywołuje myśl: czy finezyjny humor przenikający spektakl docenią i zrozumieją najmłodsi? Refleksja nad tym, kto jest głównym odbiorcą przedstawienia, co jakiś czas się pojawia, ale też szybko umyka, bo w spektaklu jednak najwięcej jest warstw, w których dzieci z chęcią się umoszczą.

Słowem, koniec końców prawdopodobnie każdy znajdzie coś w bajce dla siebie. Dorośli subtelną ironię i żart z tych, którzy mają piękne lica, ale pustkę w głowie, dzieci - baśniowy klimat i choćby edukacyjne przesłanie: w zgranej ekipie - siła.

Likwidacja zarządzona

Już początek spektaklu pokazuje inne podejście do tradycyjnej baśni i zaprzeczenie, na szczęście disneyowskim wzorcom: Śnieżka nie ma różowej sukieneczki, a polarową mięciutką piżamkę stylizowaną na słonika. To nie tylko wygodne wdzianko, to przede wszystkim pamiątka po nieżyjącej mamie. Śnieżka z piżamką rozstać się nie chce, co doprowadza do furii jej macochę - najchętniej wcisnęłaby pasierbicę w jakąś sztywną suknię, błyskotki i kokardy. Śnieżka schodzi jej z oczu, ale i tak macocha jej nie znosi.

A gdy przybędzie jeszcze królewicz, który w cichutkim dziewczątku dostrzeże potencjał, macocha na sekundę odsunięta z pierwszego planu, do dziewczątka w piżamce poczuje jeszcze większą niechęć. Zarządzi likwidację Śnieżki ("zniknąć ją, zorganizować jej niebyt, do lasu ją"), sama zaś przystąpi do jeszcze bardziej zmasowanych czynności upiększania własnego ciała. Ciało i zatrzymanie młodości to bowiem priorytet.

Humor w tle

Można by rzec: a co z królem, skoro macocha zainteresowana przybyszem. Król właściwie nie istnieje, praktycznie nie ma żadnych praw, jest jak detal w królewskiej ornamentyce. A wkrótce na rozkaz królowej i tak straci życie, chwilę po tym, gdy Śnieżka trafi do lasu. Dziewczynka żywota w lesie jednak nie dokona, tam odnajdzie ją gromadka krasnali. To transakcja wiązana: po początkowej niechęci, uznają Śnieżkę za swoją, a dziewczyna przemieni wewnętrznie towarzystwo, swoją ufnością zintegruje skłóconą ekipę, wspólnie zrobią coś dobrego.

Fabuła jest znana i poza drobnymi kosmetycznymi poprawkami nie odbiega jakoś zasadniczo od tradycyjnej. Istotniejsze jest to, co reżyser umieścił między wierszami, a zespół Teatru Dramatycznego zagrał - i to udanie.

Adam Biernacki (znany m.in. z ciekawych "Rozkładów jazdy", "Migdałów i rodzynek" i "Emocjałek") bowiem wypełnił "Śnieżkę" Dramatycznego mnóstwem humoru, mrugnięciami do publiczności, żartem sytuacyjnym i wpisanym w poszczególne postaci. Dialogi to jeden z największych atutów spektaklu. Proste krótkie frazy w niektórych przypadkach mogłyby stanowić część inteligentnego skeczu pamiętającego dobre czasy kabaretu, nie frymarczącego wątpliwej jakości gagami.

Te w spektaklu w większości akurat potrafią rozbawić.

Uniżone podrygi, władcze dyrektywy

Owe frazy trzeba oczywiście jeszcze umieć podać - a aktorzy z Dramatycznego, grając lekko, dobrze sobie z tym radzą. Chyba sami się przy tym nieźle bawią. Szczególnie ci w części tzw. zamkowej - spektakl bowiem dzieli się na części - cechuje go ideologiczny - i scenograficzny - dualizm.

Scena sprytnie jest podzielona na pół i zestawia dwa kompletnie różne światy. Jeden z nich to baśniowy las, pełen freaków kryjących się w mchu i za drzewami. Drugi to właśnie część zamkowa - zaznaczona ledwie stromymi schodami, portretami i poduchami.

I właśnie ową część zamkową wypełniają teksty zrozumiałe raczej dla starszej publiczności. Najmłodsza pojmie, że Królowa jest zła, kostyczna, bez uczuć, ale już hasło władczyni po pogrzebie króla: "dość tych smutków, malujemy pazury" i co z niego później wyniknie, czytelne już może być dla maluchów nieco mniej. To świat plastikowy, udziwniony, nowobogacki, jak z magazynów mody, ale też w środku kompletnie pusty. I słychać to w zabawnych dialogach strasznej trójcy - Królowej (znakomita Justyna Godlewska-Kruczkowska) i jej dwóch pomagierów (świetni Piotr Szekowski i Jolanta Borowska), którzy, gdy trzeba, zamienią się w dosłowny podnóżek, przypomną o dobroczynnym działaniu na skórę ślimaczego śluzu, godzinie manicure czy pedicure. Cała trójka jest siebie warta, ale ich teatrzyk - pląsy, uniżone podrygi, władcze dyrektywy - ogląda się naprawdę z dużą przyjemnością.

Romantyzm jak misja

Niezły jest też duet przybyszów, włóczących się po świecie od czasu gdy Królewicz (Patryk Ołdziejewski) uznał, że czas już znaleźć wybrankę. Królewicz to istny pierdoła, w jednej chwili sypiący cytatami z Szekspira, w drugiej mdlejący z nadmiaru wzruszeń. A wzruszeń ma dużo, bo patos wylewa się z niego litrami, a i sam do wielu kwestii się zmusza: "Ach, muszę być romantyczny, muszę być dzielny"). W efekcie jest przerysowany, każdorazowo mdleje przy słowie "miłość", bez giermka by nie przetrwał (Leszek Żukowski). Ten jest jego zdroworozsądkowym zapleczem i zbiera za każdym razem rozlatującego się Królewicza w garść. To duet pełen przeciwstawnych cech, i całe szczęście.

Całkiem interesująco wypada też krasnoludkowa gromadka - to kompletnie odrębny świat. Właściwie świat pomiędzy - między naturą a człowieczeństwem. Początkowo marudny, nieporadny, jakiś taki niezbyt w sobie zebrany. Borowe towarzystwo jest malownicze, co przejawia się w ich kostiumach, mianach (Chaosik, Czyścioszka, Gbur, Maminka, itp.) oraz złośliwościach. Jeden krasnal robi na drutach, drugi nie ufa nikomu, trzeci przestraszony ponad miarę, czwarty - odwrotnie - wojowniczy i skoczny...

Ale niech no zjawi się ufne dziewczątko - w marudnej gromadce też zajdzie przemiana.

Królewna bowiem ma w sobie tylko ciepła i wdzięku (Urszula Mazur), że krasnale ulegną szybko. I staną się nie do poznania.

Zmienia się też scena - w zależności od pór roku przybiera barwy jesienne, wiosenne - działa na wyobraźnię. Są wizualizacje cofające akcję w przeszłość, są też piosenki (te niestety, w wykonaniu aktorów nie wypadają najlepiej). Są lekko podane wtręty edukacyjne, jak to w historii o walce dobra ze złem.

W tej lekkości jest też jednak pewien zgrzyt. Nawet jeśli o likwidacji przeciwników Królowa mówi z lekka i z przekąsem, to czy przynajmniej empatyczna Królewna, już uratowana przez krasnoludki po zamachu macochy, nie mogłaby się przejąć losem ojca, który przecież nagle znikł?

Może w ferworze zdobycia księcia tego nie zauważyła.

Tak czy inaczej - najnowszy spektakl to całkiem udany humorystyczny przekładaniec.

****

Najbliższe spektakle:

2 czerwca o godz. 9.30, 11.30

3, 4 czerwca o godz. 16.00

6, 7, 8, 9, 13, 14 czerwca o godz. 9.30, 11.30

Bilety na przedstawienie w cenie: 25 zł (normalny) oraz 20 zł (ulgowy), dostępne są w Kasie Teatru oraz w sprzedaży internetowej: dramatyczny.pl/kupbilet.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji