Między Moskwą a Pietuszkami
Poznajemy na scenie drugie dzieło - po "Życiu i niezwykłych przygodach żołnierza Iwana Czonkina" w Teatrze Współczesnym - wydane na Zachodzie przez radzieckiego pisarza średniego pokolenia. To Teatr Dramatyczny wystawił "Moskwa-Pietuszki" Wieniedikta Jerofiejewa, który to utwór, w cztery lata po napisaniu, ukazał się po raz pierwszy w 1973 r. w Paryżu. Dziwna sprawa - gatunek tego dzieła. Jacek Zembrzuski adaptował, reżyserował powieść, którą autor jednak znacząco określa "poemat", w ten sposób zwracając uwagę czytelnika na jej przenośne znaczenie. Ale - jeszcze dziwniejszą kwestią jest sprawa głównego bohatera. To nieprawda, że jest nim porte parole autora, nazwany: Wienia, skrót od Wieniedikta. Tego prawdziwego głównego bohatera niby nie ma, a zarazem jest, w każdym momencie przedstawiania czuje się jego obecność. To on stoi między Wienią a rzeczywistością. Jest dla Wieni ratunkiem, jak i zgubą, zniszczeniem. Ten nie istniejący, chociaż wszechobecny bohater to alkohol;zwłaszcza mocny alkohol, wódka - prawdziwy i udzielny władca wschodniej Europy, jej główny narkotyk. Jerofiejew pokazuje całą wieloznaczność sprawy alkoholu. Ten niszczy Wienię, uniemożliwia jakiekolwiek skuteczne i sensowne działanie. Ale jest zarazem dlań ratunkiem ostatecznym. Sprawia, że życie w systemie totalitarnym mniej boli. Jest środkiem znieczulającym na bezsensowność egzystencji, na zniewolenie jednostki, kiedy "głos jednostki cichszy od pisku myszy". Ciekawe, alkohol u Jerofiejewa ma w sobie tę samą dwuznaczność co łapówka w sytuacji totalnego braku wszystkiego. Łapówka jest również złem. Ale to zło pomaga przeżyć. Zdobyć to, co jest nieodzowne. Uniknąć bezwzględności państwa i jego rozdzielników. Ta dwuznaczność jest jakie niepojęta dla ludzi Zachodu z krajów obfitości. I oby była niepojęta dla naszych wnuków i prawnuków. Bo, niestety, nasze dzieci doskonale ją rozumieją. Przedziwna jest wewnętrzna logika dzieła Jerofiejewa. Powieść i najbardziej klasyczny motyw tytułowej podróży z Moskwy do Pietuszek, organizujący całość żywiołu fabularnego. Lecz w tym racjonalizmie i realizmie tkwi irracjonalność i metaforyczność. Wienia podróżuje w towarzystwie upadłych aniołów, którzy raz są kelnerami, raz obwiesiami. Podróżuje też w towarzystwie Królowej Niebieskiej, która przemienia się w całkiem konkretne postacie - np. upadłej komsomołki. Logiczność powieściowa została zderzona z alogicznością poetycką - w której następstwo motywów układa nie logika, lecz siła skojarzeń. Dlatego obok Kremla, moskiewskiego półświatka, bohaterowie Jerofiejewa mówią i o Gomułce, i Cyrankiewiczu, i praskiej interwencji. A talent autora pozwala mu pożenić dwa wydawałoby się sprzeczne żywioły i nadać tej mieszaninie głębsze znaczenia. Bogaty jest też humor Jerofiejewa. Nic z sentymentalizmu rozdarć rosyjskiej duszy. Rubaszność i dosadność ożeniona z redukcją do absurdu. Najlepszym przykładem tego jest chyba kapitalna opowieść o brygadzie kładącej kabel na lotnisku Szeremietiewo, bądź zwierzenia z życia osobistego upadłej komsomołki.
Trzeba przyznać, że Jacek Zembrzuski jako adaptator stworzył bardzo klarowną całość. Nadmiar słów panował jedynie pod koniec pierwszej części przedstawienia. Tam spadło i tempo. Celna też była jego koncepcja scenograficzna. Bardzo funkcjonalna, oszczędna i umiejętnie sugerująca głębsze znaczenia. Nie mogę się natomiast pogodzić z koncepcją reżyserską. Wiadomo, że były kłopoty obsadowe. Zmieniono wykonawcę głównej roli, co tak często się nie zdarza. Jacek Zembrzuski z Moskwą i Pietuszkami zmaga się od 1981 r. Jest to już czwarta realizacja tego tekstu. Nie widziałem poprzednich. Nie mogę więc porównywać ani ocenić, w jakim stopniu osobowości aktorów wpłynęły na kolejne wizje. Warszawska jest z pewnością zbyt racjonalistyczna. Młody Jarosław Gajewski nadzwyczaj sprawnie kreujący Wienię jest raczej zachodnioeuropejskim - w estetycznym rodowodzie - outsiderem, zbyt chłodnym w wyrazie. Podobny chłód tkwi zresztą w interpretacjach wieloznacznych postaci Aniołów przez Antoniego Ostrouchą i Mariusza Banaszewskiego. Potrafiła go się wyzbyć Janina Traczykówna, grając upadłą komsomołkę. W tekście leje się alkohol. To powinno zostać zagrane. Wiem, że to niełatwe. Grozi pójście na łatwiznę, popadnięcie w szmirę. Odtworzenie, na scenie atmosfery oparów alkoholowych wbrew pozorom nie jest łatwe. Nie może jednak być aż takiego kontrastu między światem słowa i światem sceny.
Dużymi indywidualnościami są rosyjscy pisarze których twórczość poprzez teatr teraz poznajemy. Obalają wiele obiegowych mitów o rosyjskiej literaturze.