Artykuły

Jak to jest, kiedy nic nie pasuje do niczego

"Nabucco" Giuseppe Verdiego w reż. Krzysztofa Babickiego w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Maja Korbut w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Jako ostatnią premierę sezonu włoskiego Opera Bałtycka przygotowała inscenizację "Nabucco" Giuseppe Verdiego. Ta klasyczna, choć nieco naiwna opowieść o miłości, zdradzie i władzy należy do najpopularniejszych tytułów operowych na świecie.

Wywiązując się z obietnic zapewnienia widzom różnorodnych spektakli, nietworzonych stale przez tych samych artystów, nowy (od ego sezonu) dyrektor Opery Bałtyckiej zaprosił do współpracy reżysera Krzysztofa Babickiego, scenografa Mariusza Napierałę oraz projektantkę kostiumów Agatę Uchman; sam zaś objął kierownictwo muzyczne.

Jeszcze przed spektaklem byłam dobrej myśli. W programie zamieszczono między innymi wywiad z reżyserem Krzysztofem Babickim, który przekonująco opowiadał o tym, że historia w "Nabucco" jest uniwersalna i nie potrzebuje dosłowności przekazu. Zgadzam się z reżyserem - uważam, że opera ta jest przekonująca sama w sobie i niesie przesłanie na tyle aktualne, że nie trzeba inscenizacyjnych szaleństw, by był to interesujący dla współczesnego widza spektakl. Niestety, mimo zapowiedzi Krzysztofa Babickiego w najnowszym spektaklu Opery Bałtyckiej zabrakło dwóch podstawowych rzeczy: dramatyzmu oraz współpracy reżysera ze scenografem i kostiumografem.

Estetyczna, trzeba przyznać, scenografia Mariusza Napierały mocno zmniejszyła i tak już ciasną przestrzeń sceny gdańskiej opery. Na jej tle dość niestety groteskowo wyglądały wymyślne kostiumy Agaty Uchman. Nie mam nic przeciwko odważnym kostiumom w operze, zwłaszcza jeśli tworzą spójną całość z wizją reżysera i scenografa. W przypadku "Nabucco" niestety nic nie pasowało do niczego i te niepodobne do niczego kostiumy Babilończyków powodowały co najmniej konsternację.

Te zgrzyty mogłaby pewnie uratować łącząca wszystko w całość, spójna wizja reżysera. Tej jednak nie udało mi się dopatrzeć. Zapowiadany przez Babickiego dramatyzm postaci zaginął zupełnie. Drętwa była nie tylko każda postać z osobna, brakowało także emocji pomiędzy nimi. Dodając do tego minimalny ruch sceniczny, ograniczający się do gestów i kilku kroków, otrzymaliśmy w rezultacie nieznośnie statyczny, anachroniczny spektakl. Nieliczne momenty, w których na scenie działo się coś więcej, pogłębiały tylko uczucie konsternacji i poczucie braku spójności.

Dla widza ratunkiem byłoby po prostu zamknąć oczy i słuchać pięknej muzyki Verdiego, gdyby nie to, że muzyczna warstwa spektaklu wypadła co najwyżej przeciętnie. Orkiestra zagrała nie najgorzej (przynajmniej ta, która wystąpiła "na żywo", bo w roli orkiestry zza sceny usłyszeliśmy płytę). Dyrygujący spektaklem Warcisław Kunc, chcąc choć muzyką uratować dramaturgię spektaklu, czasami narzucał tempa jakby zbyt szybkie dla wokalistów, którzy mieli wtedy problem z wyśpiewaniem swojego tekstu. Otwierający spektakl chór zabrzmiał mało przekonująco, Wyśpiewany w sposób raczej kojarzący się z krzykiem. Na dodatek rozstawienie chóru "w rozsypce" uwydatniło różnice barw całego zespołu.

W premierowej obsadzie w roli Zachariasza zobaczyliśmy Volodymyra Pankieva - pod koniec spektaklu rozśpiewał się on, ale w pierwszym i drugim akcie niestety zaprezentował mało dźwięczną, siłową i zaciśniętą emisję. Ten sam problem miał Zbigniew Malak (Ismaele), a nawet, choć w mniejszym stopniu, Andrij Skhurhan w tytułowej roli Nabucca. Lepiej wokalnie zaprezentowała się Elwira Janasik, niemniej i ona w roli Feneny była niezbyt przekonująca. Premierową obsadę uratowała Karina Skrzeszewska jako Abigaille. Ze swoją niezwykle trudną partią poradziła sobie bardzo dobrze - co prawda w niższej tessyturze była słabo słyszalna, ale rekompensowała to lekkością, z jaką wykonywała wirtuozowskie skoki. Także jej udało się tchnąć najwięcej emocji w graną przez siebie postać.

Nie tęsknię - jeszcze - do minionych czasów teatru autorskiego w Operze Bałtyckiej. Dobrze przyjęta "Cyganeria", poprzednia premiera dyrektora Kunca, pokazuje, że czasami prosto znaczy dobrze. Opera nie potrzebuje wiele, ale inscenizacja nie może być jednak dowolną mieszaniną pomysłów - a czymś takim okazał się "Nabucco".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji