Artykuły

My się mamy nie słuchamy, ale przecież ją kochamy

"My się mamy nie słuchamy" Magdaleny Mrozińskiej w reż. Ireneusza Maciejewskiego w Teatrze Lalki i Aktora Kubuś w Kielcach. Recenzja Ryszarda Kozieja z Radia Kielce.

Kielecki Teatr Lalki i Aktora "Kubuś" w Kielcach najwyraźniej wszedł w dobrą passę wystawiania sztuk współczesnych dramatopisarek, kobiet niezwykle inteligentnych, mądrych i wrażliwych. Pierwsza była Marta Guśniowska, ostatnio Malina Prześluga i wreszcie wczoraj Magdalena Mrozińska, notabene obecna na premierze swojej bajki "My się mamy nie słuchamy" w reżyserii Ireneusza Maciejewskiego.

Wszystkie wymienione Panie odnawiają dramaturgię dla dzieci i nic dziwnego, że po ich pomysły chętnie sięgają teatry lalkowe w całej Polsce. Bo jeżeli sztuka ma pobudzać emocje najmłodszych, a przecież ma, i jeżeli ma kształtować ich gust estetyczny i moralne wartości, a przecież ma, a jednocześnie ma posługiwać się współczesną wrażliwością, by do dzieci dotrzeć, a przecież tak się dzieje, to po co szukać gdzie indziej.

Magdalena Mrozińska swoje pomysły czerpie niejako z dwóch źródeł. Pierwszym jest przyroda, bardziej w znaczeniu mikro, niż makro biologii, innymi słowy bliższe są jej bakterie, pierwotniaki i mrówki wreszcie, niż słonie i hipopotamy. Drugim źródłem niezmiennie staje się polszczyzna, meandry jednego z najtrudniejszych języków na świecie, poprzez fleksję głównie, ale też brzmienie. I z jednym, i z drugim dzieci mają do czynienia od urodzenia.

Kluczowym słowem spektaklu "My się mamy nie słuchamy" stało się wyrażenie "znosić". W słownikach języka polskiego począwszy od Doroszewskiego i PWN pod redakcją Szymczyka a skończywszy na internetowych, słowa "znosić", "znieść", "znoszony", "zniesienie" mają od kilku do kilkunastu znaczeń. A dzieci lubią pytać, i bardzo dobrze, a rolą rodziców jest odpowiadać. Magdalena Mrozińska łączy więc biologię z językoznawstwem, by to wszystko ogarnąć i pogodzić. Stąd pomysł na mrówki, które jak wiadomo są społecznością na wskroś zorganizowaną, uporządkowaną i może w ten sposób da się niezwykle skomplikowane sytuacje wytłumaczyć.

Fabuła bajki jest niezwykle prosta, oto jedna z mrówek w społeczności buntuje się, nie chce znosić czyli gromadzić materiałów na budowę kopca, nie znosi już swojego monotonnego życia, bo jest indywidualistą. Opuszcza wraz z bratem mrowisko w poszukiwaniu łatwego i beztroskiego życia, w którym nie trzeba znosić już całego ciągu nakazów i zakazów. Owady mają po prostu dość znośności.

Tyle, że samotna mrówka może przeżyć najwyżej dwa dni, o czym informuje ze sceny myrmekolog czyli naukowiec zajmujący się mrówkami właśnie. Oczywiście nie zdradzę, jak się kończy bunt mrówek, powiem tylko, że finału możemy się domyślać, jak w każdej bajce, innymi słowy dzieci nie mają się czego bać, chociaż trochę strachu w przedstawieniu jednak będzie, przede wszystkim w rewelacyjnej scenie z pająkiem.

Magdalena Mrozińska przemyca w swej opowieści mnóstwo informacji biologicznych, ucząc najmłodszych empatii do świata owadów i małych mięczaków, wciąż groźnego, mimo kanonicznej już edukacji płynącej z filmu "Pszczółka Maja". Będzie więc w tym świecie Biedronka w świetnej roli Agaty Soboty, będzie Mucha bardziej jako troskliwa mama wszystkich drobnych stworzeń, niż przykry owad, w równie udanej roli Małgorzaty Sielskiej. Jednak najbardziej wyraziste postaci stworzyła Małgorzata Oracz jako Ślimak i Żuk Gnojarek użyczając im rozbrajającego widzów męskiego tembru głosu.

Reżyser Ireneusz Maciejewski zresztą tak poprowadził wszystkie role, że choć w zgodzie z entomologią owadzie społeczności raczej się unifikują, to w spektaklu pozornie jednorodne postaci zyskują indywidualne cechy.

Ciekawostką kieleckiego spektaklu jest dopisanie w trakcie realizacji przez autorkę postaci entomologa, a ściślej myrmekologa i powierzenie tej roli Magdalenie Daniel, która poprzez interakcję z dziecięcą widownią idealnie wprowadza na samym początku publiczność w przedstawienie. Dzieci były zresztą podczas wczorajszej premiery niezwykle uważne, bo gdy w jednym z dialogów pojawiło się niegroźne skądinąd określenie "upierdliwy" od razu zareagowały głośnym, że "tak nie trzeba mówić".

Urzekają w spektaklu "My się mamy nie słuchamy" lalki Romana Romanowicza, doskonała jest też muzyka Łukasza Pospieszalskiego. Kolejny raz przekonałem się, że aktorzy kieleckiego "Kubusia" są świetnie przygotowani wokalnie i i tu jest jedyna uwaga krytyczna. Otóż rozumiem, że dziś nagminnie, gdy aktorom przychodzi śpiewać na scenie, wspomaga się ich mikroportami, które niestety są protezą, a przecież i Ewa Lubacz, i Michał Olszewski śpiewają doskonale bez ulepszaczy. Na dodatek muzyka podczas premiery ewidentnie zagłuszała samych wokalistów. Powiem tak - nie mogę się doczekać nowej siedziby Teatru, może tam wreszcie akustyczne mankamenty obecnej sceny przy ulicy Dużej wreszcie zostaną raz a dobrze rozwiązane, czego Państwu i sobie życzę.

A najnowszy spektakl w Teatrze Lalki i Aktora "Kubuś" w Kielcach gorąco polecam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji