Artykuły

Miłość i gorycz

- Tak się składało, że głównie grywałam chłopców i przeróżne gatunki flory i fauny. Powierzano mi również role z pogranicza świata realnego i baśniowego. I tak, krok po kroku, doszłam do roli Izoldy, w żywym planie i bez maski - mówi MAJA KUBACKA, aktorka Teatru Groteska w Krakowie.

Maja Kubacka o pracy nad rolą Izoldy.

Od dziesięciu lat jest Pani aktorką w Grotesce, zagrała wiele ról, a jednak Izolda w ostatniej premierze "Tristana i Izoldy" to dopiero Pani trzecia rola żeńska w tym teatrze...

- Tak się składało, że głównie grywałam chłopców i przeróżne gatunki flory i fauny. Mój debiut teatralny to rola Pingwina Pik-Poka. Otrzymywałam też zadania animowania lalek w różnych technikach lalkarskich. Z postaci kobiecych zagrałam w żywym planie Panią Złoty Strumyk ("Pani Wdzięczny Strumyk", reż. W. Nurkowski) i Dworkę Niebrzydką ("Nowy słowik cesarza", reż. P. Szumieć). Były to jednak postaci grane w maskach. Powierzano mi również role z pogranicza świata realnego i baśniowego, takie jak Śmierć ("Nowy słowik..."), Anioł Szczylek ("Księga rajskich przygód", reż. K. Deszcz). I tak, krok po kroku, doszłam do roli Izoldy, w żywym planie i bez maski.

Gra Pani również Aktorkę V, Denoalena i animuje lalkę Izoldy - to chyba dość karkołomne zadanie?

- Tak, ale tylko na etapie prób. W tym spektaklu główną rolę gra cały zespół. Każdy z aktorów dostał przydział szczegółowych zadań, które na etapie prób reżyser spektaklu musiał precyzyjnie określić. To była nasza wspólna, podstawowa trudność: uchwycić zasadę funkcjonowania kilku postaci granych przez jednego aktora. Skoro w jednej scenie jestem członkinią chóru, w kolejnej Izoldą w żywym planie, a w następnej animuję Izoldę - lalkę, to wszystkie moje działania muszą być na tyle konkretne i konsekwentne, by widz mógł odczytać metamorfozę aktora. Ta metamorfoza wymaga znalezienia środków aktorskich, np. zmiany barwy głosu, rytmu mówienia, ruchu ciała, czasami mimiki

twarzy, sposobu animacji lalki, dla każdej z granych postaci. Ich płynne przenikanie daje końcowy efekt, jakim jest wrażenie, że spektakl jest grany przez liczny zespół, a tak naprawdę jest to tylko pięciu aktorów. Jak już wspomniałam, etap prób w tych poszukiwaniach był najtrudniejszy. Potem, w czasie grania spektaklu, trzeba tylko umiejętnie gospodarować znalezionymi środkami i starać się, by nie utracić tych wszystkich charakterystyczności w obrębie jednej postaci.

Czy grając Izoldę i jednocześnie animując jej lalkę próbuje Pani przenieść choć część emocji aktorskich na przedmiot animacji?

- Oczywiście. To nieodzowne. Aktor animujący formę musi zawsze najpierw sam wprowadzić się na właściwą orbitę skupienia, by potem jego część "przełożyć" na lalkę. Musi ją tak poruszyć i ożywić, by choć cząstka tego, co sam poczuł, stała się energią lalki.

Historia Tristana i Izoldy intryguje od wieków. Na czym, Pani zdaniem, polega jej ponadczasowość?

- Przede wszystkim na tym, że człowiek się nie zmienia w swoich uczuciach. Bo przecież ta opowieść jest o wielkiej, namiętnej miłości, odwadze, radości, o pięknie, ale też o rozterkach, goryczy, smutku i śmierci. Piękno i ból miłości towarzyszą człowiekowi od wieków, są niezmienne, bez względu na to, w jakich czasach żyjemy. Zmienia się tylko opakowanie naszego życia - uczucia są niezmienne. Człowiek początku XXI w., może nieco wystudzony emocjonalnie, zracjonalizowany i uwikłany w progres technologiczny, także ulega gwałtownym, często zaskakującym uczuciom. Kochankowie byli, są i będą wokół nas. Miłość Tristana i Izoldy jest szalona, bo spadła na nich jak grom z jasnego nieba. To miłość niełatwa. By mogła się spełniać, kochankowie musieli uciekać się do różnych forteli: kłamstw, przebiegłości, nawet "grania teatru" przed innymi. Ich miłość musiała się spełniać w ukryciu, była zakazana, niewygodna - nawet politycznie.

A jak młodzi widzowie odbierają tę niełatwą opowieść?

- Odbyliśmy już kilka spotkań z młodą publicznością i ekazało się, że odbiera to przedstawienie bardzo wnikliwie. Odczytuje jego wielowarstwową konstrukcję, wzajemne przenikanie świata ludzi i świata lalek. Ta miłosna historia budzi w nich ciekawość, podsuwa pytania: Czy chciałbym przeżyć taką miłość? Jak bym się wtedy zachowała? Myślę, że budzenie dylematów jest jedną z ważniejszych funkcji teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji