Artykuły

Staramy się nie oceniać ludzi ubraniu, to przecież zwodnicze

Agnieszka Miluniec i Maciej Osmycki to duet doskonały. Opowiedzieli nam jak to jest kiedy wymyśla się scenografię i kostiumy do szczecińskich spektakli teatralnych. Z artystami rozmawia Małgorzata Klimczak w Głosie Szczecińskim.

Agnieszka Miluniec i Maciej Osmycki to duet,który w szczecińskich teatrach tworzy scenografię i kostiumy. Jak się pracuje, kiedy artysta musi podporządkować się woli reżysera?

- "Róbcie co chcecie, tylko żeby to było czarno-białe" powiedział Arek Buszko, kiedy zaczynaliśmy pracę nad spektaklem "Dobry wieczór Fogg" [na zdjęciu]. Scenograf jest osobą ubierającą w formę wizualną wyobrażenia reżysera i rzeczywiście jest to pewne podporządkowanie. Pomijając sam temat spektaklu czy filmu, narzucający bądź sugerujący pewne elementy scenografii i kostiumu, jest to sytuacja zależna od twórców, którzy się przy danej produkcji spotykają. Są projekty, w których wizja reżysera jest tak przez niego dopracowana i opisana, że chodzi tylko o jak najdokładniejszą jej realizację. Są takie, gdzie mamy swobodę i całkowitą wolność twórczą. Czasem wizja reżysera dotyczy tylko ogólnej atmosfery, np. kolorów. Praca w teatrze to proces i niektóre pierwotne pomysły są zastępowane przez nowe, pojawiające się w trakcie prób. W teatrze wiele rzeczy jest nieoczywistych, widz musi sobie dopowiedzieć i wyobrazić, natomiast w filmie jest większy realizm.

Gdzie łatwiej robi się scenografię, w kinie czy w teatrze?

- Przestrzeń teatralna i plan filmowy to dwie różne sytuacje, choć pewne procesy są wspólne. Na etapie przygotowania, zapoznania się ze scenariuszem, praca jest podobna i polega na określeniu czasu, miejsca, charakteru postaci oraz rekwizytów stanowiących elementy narracji. W teatrze dobieramy formy i dopasowujemy je do dostępnej przestrzeni, czyli sceny, budujemy makietę. W filmie jednej ograniczonej przestrzeni nie ma. Robimy dokumentację i zbieramy propozycje lokacji, decydujemy o wykorzystaniu rzeczywiście istniejących miejsc, bądź o budowie dekoracji w hali, gdy zamysł reżyserski uniemożliwia realizację w prawdziwych obiektach. Nierzadko w montażu sklejamy te różne lokacje tak, że widz nie wie, że bohater wysiadający z samochodu, wchodzący do bramy, idący po schodach, by wejść ostatecznie do mieszkania, w rzeczywistości każdą z tych czynności wykonuje w innym miejscu. W pracy z kamerą możliwe jest pokazanie detalu, oparcie o ten detal opowiadanej historii. Często wypożyczamy wartościowe, prawdziwe przedmioty z antykwariatów, z prywatnych kolekcji, by wzbogacić obraz. W teatrze widz w trzecim rzędzie nie zobaczy małych elementów, więc wszystkie należy dobrać tak, by oglądane z ostatniego rzędu były zrozumiałe. Pracując u Lecha Majewskiego przy filmie "Młyn i krzyż" zajmowałam się kostiumem Rutgera Hauera, którego częścią były długie, sznurowane buty, sprowadzone z Londynu. Piękne, ale niewygodne. Za każdym razem trzeba je było całkowicie rozsznurowywać i ponowne ich założenie zajmowało 25 minut. Dlatego ustalaliśmy z operatorem, czy w danej scenie aktor tych butów potrzebuje. Określamy co widzi kamera i nie męczymy człowieka. A w teatrze buty muszą być wygodne. Scenograf, nadając rys swoim bohaterom, musi być trochę psychologiem, obserwatorem życia.

Kiedy pracujemy przy filmie lub spektaklu, wchodzimy w świat związany z fabułą. Wszystkie jej elementy: miejsce, czas i postaci wpływają na naszą świadomość tak bardzo, że idąc ulicą wyłapujemy z rzeczywistości nie mającej przecież nic wspólnego z tą naszą fabułą, pasujące do niej elementy. To nas inspiruje i wciąga jako proces - za każdym razem trochę inny, tak jak inna jest każda opowieść. Obserwacja, korzystanie z wiedzy książkowej, no i internet jako przepastne źródło informacji, pomagają podjąć decyzje. Klimat opowieści zaznaczamy i podkreślamy przez kształt, kolor i światło. Oczywiście możliwości realizacyjne, warunki i budżety są różne. W Piwnicy przy Krypcie, przy pracy nad spektaklem "Tajemnicza Irma Vep", okazało się, że nie ma gdzie przechowywać dekoracji, więc wskazany jest minimalizm, a jesteśmy w salonie angielskim u pana hrabiego i we wnętrzu piramidy w Egipcie. Chcąc rozwiązać ten problem, w tle sceny umieściliśmy schematyczny rysunek perspektywiczny i przez zmianę koloru światła i dobór rekwizytów uzyskaliśmy symbolicznie obie przestrzenie.

A jeżeli chodzi o kostium inspiracją jest ulica?

- Przecież oceniamy ludzi po wyglądzie. Po wyglądzie tak, ale nie oceniamy (śmiech). Od dziecka wolałam się przebierać niż ubierać. Chciałam, żeby mój strój pokazywał, że np. jestem hipiską, albo żebym wyglądała jak z japońskiego komiksu. Stąd patrzę na innych tak, jakby też się przebrali. Wiadomo, że ludzie posługują się ubraniem jako wyrażeniem siebie, przynależnością do grup społecznych, ale czasem do bycia niewidzialnym, wtopienia się w tłum. Tak, inspiracje biorą się z ulicy. A ulica nie tylko inspiruje. Zdarzyło mi się, że dwa dni przed zdjęciami do teledysku "Wyślij sobie pocztówkę" Łony i Webbera zauważyłam na jednym z przechodniów kamizelkę idealną, ostatnie brakujące ogniwo. Pan Marek chętnie mi ją pożyczył i do dziś wymieniamy uprzejmości spotykając się przypadkiem.

Zdarzyło ci się źle ocenić człowieka po ubraniu?

- W ogóle staram się nie oceniać ludzi. To zwodnicze. Słyszałam, że w USA stare volvo kombi uważane jest za samochód byłych modelek, w Berlinie zaś za auto ludzi posiadających galerię sztuki. Mam stare volvo i nie jestem ani jednym, ani drugim. Czasem jednak lubię sobie pograć w taką grę, kim może być ten ktoś, kogo widzę. Lubię patrzeć na ludzi, a ich obserwowanie powoduje we mnie jakby chmurę odczuć, znaczy taki zbiór. Nie jest to ocena, ale refleksja co do wydarzeń życiowych, życiowej drogi, ich charakteru. Na przykład niedbałość, czy niechlujność powodują u mnie uczucia melancholijne, smutek, że może w życiu tego człowieka dzieje się coś, co powoduje, że wygląd go zupełnie nie obchodzi. I każdego by nie obchodził. To może być milion rzeczy. Z drugiej strony dopracowane stroje też nie wzbudzają pewności, że ta osoba na 100 procent ma wszystko poukładane, bo może pod tym płaszczykiem perfekcji jest ktoś, kto jest zagubiony i nieśmiały. Różnie bywa.

Jak się pracuje w duecie, kiedy jest się parą w pracy i w życiu? Mowa oczywiście o Macieju Osmyckim.

- Mieliśmy takie momenty, kiedy jedna osoba miała bardzo sprecyzowaną wizję i była to wizja odmienna od wizji drugiej. Pytanie: co się w tej sytuacji ściera. Czy ściera się ego? Takie przekonanie, że tak to dobrze obmyśliłem, w ogóle tyle czasu się uczyłem, mam doświadczenie i nie ustępuję ani na krok. Szczęśliwie u nas w potyczkach dwóch wizji liczy się ich urok. Wygrywa ta piękniejsza, do której w końcu ta druga osoba daje się przekonać, daje się jej uwieść.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji