Artykuły

Teatr publiczny. Duma, odpowiedzialność, wyzwanie

Decyzje repertuarowe nie należą do zadań władz samorządowych - deklarują jednym głosem organizatorzy scen teatralnych w Trójmieście. Na pytanie o tryb wyboru dyrektora teatru - z konkursu czy nominacji - odpowiadają już mniej zdecydowanie: - To zależy... W Dniu Teatru Publicznego rozmawiamy z marszałkiem województwa pomorskiego Mieczysławem Strukiem, prezydentem Gdańska Pawłem Adamowiczem i prezydentem Gdyni Wojciechem Szczurkiem.

Działanie teatrów publicznych zależy chyba nawet w większym stopniu - o czym często się zapomina - od ich organizatorów, niż od zespołu artystycznego. W końcu to od wysokości corocznej dotacji zależy chociażby liczba aktorów na etatach czy ilość premier. A także, co potrafi od lat budzić silne kontrowersje, to organizator wybiera dyrektora instytucji.

W Trójmieście działa sześć scen repertuarowych, prowadzonych przez samorządy. Większość z nich ma kilku organizatorów. Najszerzej znany jest gdański Teatr Wybrzeże (ze Sceną Kameralną w Sopocie), współprowadzony przez województwo, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz miasto Sopot (tylko w zakresie działania Sceny Kameralnej). Pozostałe instytucje to Opera Bałtycka w Gdańsku (prowadzona przez województwo pomorskie), Teatr Muzyczny im. Danuty Baduszkowej w Gdyni (organizatorzy: województwo i miasto Gdynia), Miejski Teatr Miniatura w Gdańsku (organizator: miasto Gdańsk), Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni (organizator: miasto Gdynia) oraz Gdański Teatr Szekspirowski. Ta ostatnia scena jest wyjątkowa w skali kraju, jej organizatorami są województwo i miasto Gdańsk, jednak - co wpisano do statutu - instytucję współtworzy na równi z organizatorami pozarządowa Fundacja Theatrum Gedanense. Budynek GTS-u jest jest jedynym teatrem dramatyczna w Polsce, wybudowanym od podstaw po 1989 roku. Teatr nie ma własnego zespołu artystycznego; działalność impresaryjną łączy z organizacją corocznego Festiwalu Szekspirowskiego oraz koprodukcją spektakli z innymi teatrami.

Mirosław Baran: Czy Pana zdaniem istnieje coś takiego jak misja teatru publicznego? Jeśli tak, to na czym ona polega?

Mieczysław Struk: - Jestem przekonany, że sens istnienia teatru publicznego zawiera się właśnie w jego misyjności. I nie polega ona na "nauczaniu" czy "wychowywaniu", choć na pewno i ten aspekt jest ważny. Taką rolę odegrały przecież choćby legendarne "Dziady" Dejmka. Takie przesłanie miała słynna gdańska "Sprawa Dantona" Stanisławy Przybyszewskiej w inscenizacji Andrzeja Wajdy. Dopiero co zakończył się sierpniowy strajk w Stoczni, a w Wielkim Młynie przypominana została groza rewolucji. Dziś misja teatru to chyba przede wszystkim otwieranie pola dla poszukiwań twórczych i odważnej interpretacji rzeczywistości.

Paweł Adamowicz: - Teatr jest czymś pośród sztuk absolutnie wyjątkowym, niezmiernie istotnym środkiem przekazu kulturowego i artystycznego. Tak było zawsze, ale skoro naturalne jest odnoszenie się do teraźniejszości, trzeba powiedzieć, że w niespokojnych czasach w których żyjemy, teatr wciąż opowiada i komentuje najistotniejsze dla współczesnego człowieka kwestie. Przedstawienia teatralne wzbudzają emocje, wstrząsają, czasem bawią, a czasem też rozczarowują. W moim przekonaniu kwestia misji teatru publicznego jest czymś oczywistym. Jej istota polega na tym, że teatr stanowi część życia publicznego, instytucję obywatelską, miejsce i narzędzie debaty na tematy, które my obywatele, zbiorowość, uznamy za najważniejsze dla nas samych. Siłą teatru jest zdolność do syntetycznego pokazywania skomplikowanej rzeczywistości i proces bezpośredniego oddziaływania na siebie wszystkich uczestników przedstawienia. Siła teatru jest ogromna, także dlatego, że teatr jako sztuka żywa i wielowymiarowa daje swoim twórcom i odbiorcom niesamowitą wręcz możliwość doświadczenia złożoności świata.

Wojciech Szczurek: - Misja teatru publicznego oznacza moim zdaniem docieranie ze spektaklami do szerokiego grona odbiorców, kształtowanie ich wrażliwości oraz kompetencji kulturowych i społecznych. Kluczową wartością jest tu kulturotwórczość, a celem - budowanie świadomej publiczności. Współczesny teatr publiczny powinien, w moim odczuciu, być otwarty na nowe zjawiska społeczne i aktywne uczestniczyć w bieżącym dyskursie o kondycji ludzkiej.

Czego - jako widz - oczekuje Pan od teatru?

Mieczysław Struk: - To zależy. Staram się bywać w teatrze na tyle często, na ile pozwalają mi obowiązki. Próbuję nie zaniedbywać tego, co reprezentuje tak zwaną sztukę wysoką (choć traktuję ten podział bardzo umownie) - spektakli operowych czy wybitnych inscenizacji klasyki, ale szukam też w teatrze wytchnienia, dlatego lubię chodzić na przykład do naszego Teatru Muzycznego.

Paweł Adamowicz: - Jako widz oczekuję od teatru mądrości, przekazu skłaniającego do refleksji, również jakości artystycznej i wizualnej. Sięgania do dobrych tekstów literackich. W teatrze nie powinno też zabraknąć innowacji czy eksperymentu, burzenia bezpiecznego porządku poprzez zadawanie ważnych pytań: kim jesteśmy, dokąd zmierzamy, czego oczekujemy od życia, jaki jest jego sens. Oczekuję raczej, że teatr mnie porwie, wzburzy, ale nie pozostawi w błogostanie.

Wojciech Szczurek: - Zapewne tego, czego większość widzów - przeżycia artystycznego, które przeniesie nas w czasie spektaklu do innej rzeczywistości, pobudzi wyobraźnię i skłoni do refleksji. Ta trudno uchwytna umiejętność, którą można by określić mianem "magii teatru", stanowi jego największą siłę.

Teatry publiczne w latach 90. trafiły na skutek reformy pod opiekę samorządów. Czym dla Pana jest konieczność ich prowadzenia?

Mieczysław Struk: - Pamiętam, jak wielka obawa ze strony środowisk artystycznych towarzyszyła przekazaniu teatrów pod opiekę samorządów (znamienne, że dotyczyło to przede wszystkim teatrów, a w dużo mniejszym stopniu innych instytucji). Po latach można chyba stwierdzić, że w większości były to obawy płonne. Jeżeli obawiano się, że teatry samorządowe podlegać mogą większym naciskom ze strony organizatorów niż państwowe, to rzeczywistość tego nie potwierdza. Dziś problem może dotykać sfery finansowej - samorządy, zwłaszcza wojewódzkie, zostały obciążone obowiązkiem prowadzenia najważniejszych instytucji kultury, ze znikomym właściwie wsparciem państwa. To ogromna odpowiedzialność. Nasz samorząd ma w swoim rejestrze 12 instytucji i dodatkowo współfinansuje jeszcze cztery. Czyni to ze środków własnych, pochodzących z podatków, głównie CIT, których wielkość jest ograniczona i nie do końca przewidywalna. Może zatem trzeba inaczej zadać pytanie - czy samorządy stać na prowadzenie tylu tak dużych instytucji? Czy nie powinny otrzymywać od państwa realnej pomocy w prowadzeniu instytucji najważniejszych, najcenniejszych, ale i najdroższych?

Weźmy przykład bardzo aktualny. Czy województwo takie jak nasze, prowadzące tyle instytucji, stać na to, by samodzielnie prowadzić operę? Powiem więcej - czy Polskę stać na tyle oper, ile istnieje obecnie? A jest ich jedenaście. Jeżeli tak, to przypomnijmy, iż każda opera jest instytucją ponadregionalną, służącą mieszkańcom nie tylko jednego województwa (nie mówiąc o turystach i gościach specjalnie podróżujących na spektakle). Czy zatem państwo nie powinno stworzyć specjalnego systemu wsparcia tych największych i najdroższych placówek? Przecież kulturotwórcza rola tych instytucji jest nie do przecenienia. Moim zdaniem taka pomoc powinna być przypisana także najważniejszym muzeom, teatrom i filharmoniom, inaczej zawsze będą się borykać z trudnościami dnia codziennego, bo przecież programy operacyjne ministerstwa to swego rodzaju loteria.

Wracając jednak do Pańskiego pytania -nasze teatry są powodem do dumy, są elementem naszego pejzażu kulturowego, tym, co naprawdę buduje markę regionu.

Paweł Adamowicz: - Oczywiście odpowiedzialnością i zadaniem samorządu jest organizacja kultury, jak i zapewnienie do niej dostępu. Podobnie jak cały obszar kultury - w tym inne instytucje kultury - gdańskie teatry są dla mnie ważne. Każda z tych instytucji wspierać winna tworzenie nowoczesnego, świadomego i obywatelskiego społeczeństwa. Stwierdzenie, że prowadzenie tych instytucji jest jedynie obowiązkiem, który wynika z zadań gminy, byłoby wielce krzywdzące zarówno dla miasta, jak i instytucji kultury. Organizowanie i prowadzenie działalności kulturalnej niesie ze sobą szereg powinności - to oczywiste - ale to, w jaki sposób te instytucje są prowadzone i rozwijane w dużej mierze stanowi o charakterze miasta i świadomości jego władz. Uważam, że gdańskie teatry pełnią istotne kulturotwórcze funkcje, nie tylko na lokalnym gruncie, ale również na arenie ogólnopolskiej, a zdarza się że i na międzynarodowej. To powód do dumy, a dodatkowo znakomita promocja Gdańska.

Wojciech Szczurek: - Prowadzenie teatru publicznego to dla mnie wyzwanie, na które składają się różnorodne doświadczenia, w przeważającej jednak mierze o pozytywnym charakterze. Konkurencja ze strony przedsięwzięć komercyjnych i rozrywkowych jest dziś oczywiście znacznie silniejsza niż na początku lat 90., sądzę jednak, że ogólna kondycja teatru w Polsce jest dobra, a jego przyszłość w samorządach niezagrożona. W tym miejscu chciałbym podkreślić znaczenie aspektu kulturotwórczego działalności teatrów, dzięki któremu są one istotnym narzędziem rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i spełniają unikalne funkcje - niemożliwe do zrealizowania przez inne formy przekazu twórczego.

Na co Pana zdaniem powinny stawiać podlegle mu teatry: na zadowolenie z repertuaru lokalnych widzów czy poszukiwania artystyczne, doceniane choćby na festiwalach?

Mieczysław Struk: - A czy to musi być alternatywa? O dobrej kondycji naszych teatrów świadczą z jednej strony liczne nagrody zdobywane na wielu festiwalach, ale też wielkie przywiązanie widzów - wszystkie sceny cieszą się fantastyczną frekwencją. To "teatry dla ludzi". Jeżeli pojawiają się takie spektakle jak "Chłopi" lub "Kumernis" w Muzycznym czy "Broniewski" albo "Portret damy" w Wybrzeżu, to trudno mówić o schlebianiu gustom, a nie sposób na nie zdobyć bilety. Opera Bałtycka za dyrekcji Marka Weissa to na przykład "Ubu Rex" i "Czarna maska" Pendereckiego. Teatr Szekspirowski to osobne zjawisko - niespotykane w polskim krajobrazie teatralnym. A jego pierwsza produkcja (wspólna z Teatrem Wybrzeże), czyli "Wesołe kumoszki" z Windsoru, łączyła wysoki poziom odtwórczy z autentyczną radością i zabawą, podzielaną przez liczną publiczność. Dotacja jest tym, co pozwala teatrom publicznym uciec od presji zysku, ale i narzuca obowiązki - poszukiwań, edukowania, zadawania pytań.

Paweł Adamowicz: - Priorytetem dla instytucji prowadzonych i współprowadzonych przez Miasto powinna być przede wszystkim jakość artystyczna, a jej odbiorcami mieszkańcy oraz wszyscy miłośnicy teatru. To dla nich teatry istnieją i funkcjonują. Postęp teatru polega na ciągłym poszukiwaniu i rozwoju, na nawiązywaniu kontaktów i nieustannym poszerzaniu horyzontów. Aktywne działanie instytucji na zewnątrz podnosi jej atrakcyjność dla mieszkańców i turystów, co nie wyklucza dbałości o szerszy kontekst oraz prestiż na arenie międzynarodowej. Tutaj wracamy do misji: teatr nie ma być jedynie miejscem najbardziej nawet wysmakowanej rozrywki, choć może nim być także; teatr ma przede wszystkim być zaangażowanym podmiotem życia publicznego.

Wojciech Szczurek: - Wierzę, że można łączyć obydwa te cele. Wysoki poziom artystyczny spektakli nie musi oznaczać ich małej popularności. Wielu widzów lubi być w teatrze zaskakiwanych i przychylnie odnosi się do nowatorskich formuł oraz innowacyjnych środków wyrazu artystycznego. Teatry publiczne, pomimo swojej instytucjonalnej formy, nie powinny obawiać się kreatywności i podejmowania ryzyka twórczego. Z mojego doświadczenia w samorządzie wynika, że dość częste są sytuacje, w których uznanie krytyków oraz środowiska artystycznego idzie w parze z sukcesem frekwencyjnym spektaklu.

Jak Pan rozumie autonomię artystyczną teatru jako instytucji artystycznej? Czy jest ona bezwzględna, czy podlega jakimś ograniczeniom?

Mieczysław Struk: - Ustawa o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej dość jasno precyzuje pozycję instytucji artystycznej - dysponuje ona prawdziwą niezależnością. Ograniczeniem są możliwości finansowe, ale i tu sprawa jest jasna - nie jest dopuszczalne naruszanie dyscypliny budżetowej. Skoro więc organizator powołuje dyrektora, to powinien uszanować dokonywane przez niego wybory artystyczne.

Paweł Adamowicz: - Decyzje w teatrze podejmuje dyrektor. I ponosi za nie odpowiedzialność. Miasto - jako jeden z organizatorów - jest uprawnione do nadzoru i kontroli działań teatru, ale jedynie w ramach nakreślonych przez prawo. Mamy prawo interweniować, jeśli przekazane dotacje byłyby wykorzystanie nierzetelnie, niezgodnie z przeznaczeniem, jeśli w teatrze dochodziłoby do naruszeń prawa. Zakres działania teatrów, podstawowe zasady naszej współpracy i kontaktów określone są w statutach teatrów oraz w koncepcjach programów przedkładanych przez dyrektorów instytucji. Teatr jako taki jest instytucją autonomiczną. Nie wyobrażam sobie sytuacji "cenzurowania" działania teatru nawet w przypadku protestu widzów - jakich widzów, wszystkich, części widzów? Jeśli ich protesty wiązałyby się z naruszeniem prawa, podjęcie działań leży po stronie odpowiednich, powołanych do tego organów.

Wojciech Szczurek: - Decyzje repertuarowe nie należą do zadań władz samorządowych. Kwestie te znajdują się w kompetencji dyrektora bądź dyrektora artystycznego danej instytucji. Sądzę, że władze samorządowe powinny w jak najszerszym stopniu szanować ich autonomię w tym zakresie.

Ustawa o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej przewiduje dwa tryby wyboru dyrektora teatru: konkurs i nominację. Który z nich stosuje Pan chętniej?

Mieczysław Struk: - Myślę, że trudno tu generalizować i uznawać apriorycznie, że jeden tryb jest lepszy od drugiego. Nie jestem przekonany do urządzania konkursu dla konkursu, w myśl zasady, że dobry dyrektor i tak się obroni. Skoro zgadzamy się, że teatr nie jest fabryką śrubek, to traktujmy go z pewną dozą wrażliwości. Po śmierci Macieja Korwina [wieloletniego dyrektora Teatru Muzycznego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni - MB] ogłosiliśmy konkurs. Komisja przesłuchała bodaj 14 osób i nie rekomendowała nikogo. Po długim namyśle i wielu rozmowach zaproponowałem to stanowisko na trzy sezony Igorowi Michalskiemu, wiedząc, że nie jest to łatwa decyzja. Czy dziś - po tych trzech latach, patrząc na świetne spektakle przy pełnej sali, zdobyte nagrody itd. - mam ogłaszać konkurs w myśl zasady - "dajmy mu się sprawdzić"? Z drugiej strony - ogłosiliśmy konkurs na dyrektora Opery Bałtyckiej, wiedząc, że to jedyne wyjście.

Paweł Adamowicz: - To zależy od sytuacji i kontekstu. Ustawa o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej dopuszcza oba rozwiązania. I takie dwa różne modele w Gdańsku z powodzeniem funkcjonują. Gdański Teatr Szekspirowski powstał z wizji profesora Jerzego Limona. Jego postać jest ściśle związana z Teatrem. Nie wyobrażam sobie, by dyrektorem w pierwszych latach działalności instytucji był ktoś inny. Natomiast w Miejskim Teatrze Miniatura obecny dyrektor Romuald Wicza-Pokojski, wybrany został w trybie konkursu. Z satysfakcją obserwuję, jak prowadzona przez niego instytucja rozwija się i prowadzi artystyczne poszukiwania, przekracza tradycyjne pojmowanie teatru dziecięcego.

Wojciech Szczurek: - Tryb konkursowy i pozakonkursowy powoływania dyrektora instytucji mają zastosowanie w różnych sytuacjach. Wybór dyrektora w drodze konkursu jest słusznym rozwiązaniem, jeśli organizator nie może jednoznacznie wskazać kandydata odpowiedniego na to stanowisko - korzystne jest wówczas ogłoszenie naboru ofert, zasięgnięcie możliwie szerokich opinii i rekomendacji ekspertów, a także rozpoznanie odmiennych koncepcji rozwoju instytucji. Procedura konkursowa określona w ustawie i rozporządzeniu do niej daje ku temu narzędzia.

Tryb pozakonkursowy jest natomiast uzasadniony w przypadku, gdy organizatorowi znany jest właściwy kandydat na to stanowisko - może to być na przykład dotychczasowy, sprawdzony dyrektor lub jego zastępca, albo inna uznana w środowisku osoba o wybitnych osiągnięciach i kwalifikacjach. Żaden z ustawowych trybów nie jest przez nas preferowany - każdą sytuację rozpatrujemy indywidualnie.

Jakie kryteria stosuje Pan, oceniając pracę dyrektora teatru? Czy to są wyłącznie kryteria "twarde", ilościowe, czy też jakieś inne?

Mieczysław Struk: - Dysponujemy bardzo wieloma danymi, wynika to z obowiązku nadzoru, ale i potrzeby pogłębienia wiedzy o wszystkim, co łączy się z działalnością teatru. A więc wszelkie dane finansowe, ale też te, które dotyczą frekwencji, struktury widowni, ilości spektakli, działań edukacyjnych, opinii mediów etc.

Konia z rzędem temu, kto wymyśli zunifikowany sposób oceny jakościowej, choć wiem, że takie próby się pojawiają. Trzeba próbować spoglądać na całokształt pracy dyrektorskiej i z końcem kadencji podejmować trafne decyzje. Wiem, że to niełatwe.

Paweł Adamowicz: - Taka ocena jest sumą wielu bardzo różnych elementów, również zadowolenia odbiorców. Niezmiernie istotny dla mnie jako organizatora jest stopień realizacji programu działalności zawierający wizję artystyczną i przedkładany przez dyrektora instytucji przed jego zatrudnieniem. Idealną sytuacją jest, kiedy kompetencje menadżerskie, zarządcze idą w parze z silną osobowością artystyczną. Niemniej istotne są także kompetencje społeczne, interpersonalne. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że bez dobrego zespołu teatralnego, nie ma dobrego teatru. A ten obszar jest odpowiedzialnością dyrektora. Są jeszcze inne elementy podlegające ocenie, jak umiejętność współpracy z innymi instytucjami kultury oraz podmiotami realizującymi zadania z zakresu kultury, udział w projektach międzynarodowych, wspieranie edukacji kulturowej, a także budowanie dobrego wizerunku instytucji i Gdańska. Nie zamawiamy recenzji. Dobry teatr broni się sam, a jego prestiż budowany jest na podstawie recenzji w mediach czy zdobytych nagród.

Wojciech Szczurek: - Do oceny pracy dyrektora teatru, podobnie zresztą jak do oceny jakichkolwiek innych działań w sferze kultury, nie sposób stosować wyłącznie ekonomicznych czy statystycznych wskaźników. Kompleksowej analizie powinno się poddawać wszelkie osiągnięcia i kompetencje dyrektora, również te występujące na płaszczyźnie działalności artystycznej teatru. Ważne, by organizator instytucji unikał w tej materii ocen arbitralnych, a raczej kierował się wskazówkami, jakie mogą dawać recenzje spektakli, nagrody i opinie ekspertów w tej dziedzinie.

Czy chodzi Pan do prowadzonych przez siebie teatrów?

Mieczysław Struk: - Tak jak już wspominałem staram się nie opuszczać ważnych wydarzeń, choć zdarzają mi się zaległości. Byłem pod wrażeniem "Notre Dame de Paris" w Muzycznym, podobała mi się "Cyganeria" w Operze Bałtyckiej, "Kto się boi Virginii Woolf" i "Wiśniowy sad" w Teatrze Wybrzeże.

Paweł Adamowicz: - Staram się być tak często, jak pozwala mi na to czas i liczne obowiązki. Bywam przede wszystkim w teatrach gdańskich - w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim, we wspieranym finansowo przez Miasto Gdańsk Teatrze Wybrzeże i Operze Bałtyckiej, na spektaklach w Miejskim Teatrze Miniatura z moimi dziećmi, ale także w innych teatrach obszaru metropolitalnego - w Teatrze Muzycznym i Teatrze Miejskim im. W. Gombrowicza w Gdyni. W miarę możliwości odwiedzam również teatry warszawskie, gdzie ostatnio szczerze poruszył mnie spektakl pt. "Ucieczka z kina >>Polskość<<", koprodukcja Pożaru w Burdelu i Teatru Polskiego w Warszawie.

Szczególnie istotne znaczenie ma dla mnie oczywiście gdańska oferta teatralna, dlatego doceniam spektakularne produkcje i koprodukcje Teatru Wybrzeże i Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Niezmiernie cieszę się również z ambitnego programu Teatru Miniatura, który przekroczył granice teatru dziecięcego i porusza w realizowanych sztukach najistotniejsze problemy współczesnego człowieka. Taki był spektakl "Kasieńka", skierowany do młodzieżowej i dorosłej widowni, który trafił zarówno do dorosłych, jak i nastolatków. Warto tu również wspomnieć o "eksperymentalnych" działaniach Miniatury, jak np. o świetnie zrealizowanym performatywnym czytaniu sztuki Vaclava Havla "Garden party" w reżyserii Jacka Głomba, dyrektora Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy.

Wojciech Szczurek: - Staram się oglądać wszystkie spektakle produkowane przez gdyńskie teatry. Zarówno Teatr Miejski, jak i Teatr Muzyczny przygotowują około 5-6 premier w każdym sezonie artystycznym. Ostatnim spektaklem, który miałem okazję obejrzeć, był "Kursk" w reżyserii Krzysztofa Babickiego wystawiany na zacumowanym przy Nabrzeżu Pomorskim żaglowcu "Dar Pomorza". Poruszająca opowieść o tragicznych losach marynarzy uwięzionych we wraku rosyjskiej łodzi podwodnej wywarła ogromne wrażenie na publiczności, ja także zaliczam ją do bardzo udanych realizacji Teatr Miejskiego.

Czy zna Pan ceny biletów w "swoich" teatrach?

Mieczysław Struk: - Najdroższe są w Teatrze Muzycznym, często ponad 100 zł za normalny bilet, a więc wyprawa całą rodziną może być wysiłkiem finansowym. W Teatrze Szekspirowskim ceny z racji specyfiki są bardzo zróżnicowane. W Teatrze Wybrzeże normalny bilet to ok. 40 zł, ale są tam np. "tanie czwartki". Cenne są wszelkie dobre pomysły na zniżki - tak jak przykładowo "Karta do kultury".

Paweł Adamowicz: - Ceny w gdańskich teatrach kształtują się w przedziale od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych, rzadko wynoszą kilkaset złotych. Dodatkowo teatry oferują wiele zniżek oraz ułatwień dostępu m.in. dla dzieci, młodzieży, studentów czy gdańszczan. Zachętą do tańszego korzystania z oferty kulturalnej nie tylko w Gdańsku, ale w całym Trójmieście i okolicach jest Metropolitalna Karta do Kultury, która jest jednocześnie kartą biblioteczną do wszystkich filii Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gdańsku. Funkcjonuje też Karta Dużej Rodziny, że nie wspomnę o inicjatywach samych teatrów, jak bilet za 500 groszy.

Wojciech Szczurek: - Bilety do Teatru Miejskiego mieszczą się w przedziale 25-60 zł, natomiast repertuar Teatru Muzycznego charakteryzuje się nieco większą rozpiętością cenową - znajdziemy w nim zarówno przedstawienia za 30 zł, jak i pozycje, których obejrzenie łączy się z wydatkiem około 100 zł za najlepsze miejsca na widowni. Warto przy tym pamiętać, że wielu odbiorców ma nie tylko możliwość skorzystania ze standardowych ulg, ale i ze zniżek, oferowanych np. w ramach Karty "Gdynia Rodzinna" czy trójmiejskiego projektu "Karta do kultury". Sądzę, że ceny biletów do gdyńskich teatrów są wyważone i adekwatne do ich programu. Z prowadzonych przez nas analiz wynika, że wszędzie w Polsce kształtują się one na zbliżonym poziomie. O ich słuszności świadczą też bardzo dobre wyniki frekwencyjne obydwu gdyńskich teatrów od lat wynoszące ok. 80-90 procent.

Jest Pan współorganizatorem Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Jak układa się współpraca z instytucją pozarządową przy jej prowadzeniu?

Mieczysław Struk: - To już kilka lat minęło Wciąż jest to eksperyment, ale chyba większość obaw się nie sprawdziła. Teatr ma własną publiczność, bardzo zróżnicowaną, bo przecież bardzo wiele się tu dzieje. Festiwal Szekspirowski to oczywiście najważniejsza propozycja, ale obok impresaryjnej działalności teatralnej, wiele tu np. różnych koncertów, ale także działań edukacyjnych. Nie zawaham się powiedzieć, że ten teatr wrósł już w tkankę miasta na dobre.

Paweł Adamowicz: - Z Fundacją Theatrum Gedanense współpracujemy od ponad 20 lat. Jak wiemy, organizacje pozarządowe działają na innych zasadach niż samorządy, niemniej udało się nam wypracować wraz z pozostałymi organizatorami - województwem pomorskim i Fundacją Theatrum Gedanense model współpracy. Obecnie, kiedy Teatr już funkcjonuje i każdy z organizatorów zna swoją rolę oraz prawa i obowiązki, współpraca układa się dobrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji