Artykuły

My, aktorzy...

Łomnicki redivivus. Tak naj­krócej można skwitować naj­nowszą - i ostatnią w sezonie - premierę w stołecznym Teat­rze Dramatycznym. Stanowi au­tentyczne wydarzenie w nie­mrawym ostatnio warszawskim życiu teatralnym. Gdy przybysz z zewnątrz wchodzi na widownią a nie jest obeznany z atmosferą prób - spotyka się z czymś dla sie­bie niezwykłym. Połowa foteli stoi pusta, zasłane są tylko sza­rymi, brezentowymi płachtami Scena odarta z dekoracji przy­tłacza smutną, odrapaną szaro­ścią. W jednym z pierwszych rzędów - reżyserski pulpit,lampa, telefon. Tak wygląda teatr na co dzień. W takiej właśnie scenerii, z przejmujących ciemności, wy­dobywa się głos Tadeusza Łom­nickiego. I tak już zastanie do końca przedstawienia. Łomnic­ki zapanuje całkowicie nad dwojgiem swych partnerów sce­nicznych i widownią. A pole do popisu ma niebagatelne. Bywalcom w pierwszej chwi­li nie znana jeszcze u nas sztu­ka Tankreda Dorsta "Ja, Feuer­bach" skojarzy się natychmiast z "Garderobianym" HARWOODA. Przecież i tam wybitny aktor kreował równie wielkie­go aktora. Jednak pozycja obu bohaterów jest skrajnie różna. Łomnicki podejmuje próbę - nie wiadomo jeszcze, czy za­kończoną powodzeniem - wy­dobycia swojego scenicznego "ego" z psychicznego i fizycz­nego dołka. Gra załamanego człowieka, który próbuje ocalić choćby resztki godności - wprost porywająco.

Nawet wybitni aktorzy pod­kreślają wielokrotnie, że ich kariera zawodowa często bywa uzależniona od widzimisię kapryśnych, a nie zawsze uzdol­nionych reżyserów. Taka sytuacja zdarza się właśnie w sztuce Dorsta. Autor uściśla to jesz­cze: "Jeśli tytuł brzmi "Ja, Feu­erbach", to nie chodzi tylko o to, że aktor Feuerbach mówi "ja to ja". Ważne, że cierpi na brak ego. Można powiedzieć, że jest obłąkany. Z drugiej strony w sztuce, w twórczości w ogóle musi istnieć pewien ład".

Łomnicki ekshibicjonistycznie i bezlitośnie obnaża rozterki psychiczne swojego zawodu. W niewielkich, ale bardzo wyrazis­tych rolach drugoplanowych partnerują mu KRZYSZTOF STELMASZYK i RYSZARDA HANIN, która udowadnia, że nawet stać na scenie bez wypowiadania ani jednego słowa można w sposób mistrzowski

Potrzebny był Teatrowi Dra­matycznemu, w dalszym ciągu z wielkim mozołem odbudowu­jącemu swą dawną świetność, taki sukces. Jest to także ogromny osobisty - aktorski i reżyserski - sukces wracające­go do wyśmienitej formy Ta­deusza Łomnickiego. I niech ni­kogo nie zmyli tytuł sztuki! "Ja Feuerbach" odkrywa wprawdzie przed nami tajemnice, o któ­rych filozofom się nie śniło, ale nie jest to rzecz o filozofii!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji