Artykuły

Hipnotyzująca fantazja z traumą w tle

"Puppenhaus. Kuracja" Magdy Fertacz w reż. Jędrzeja Piaskowskiego w TR Warszawa. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Was.

Jeśli powiem, że jest coś hipnotyzującego w ostatnim spektaklu Jędrzeja Piaskowskiego zrealizowanym w TR Warszawa, nikt mi nie uwierzy. Chociażby z uwagi na podjęty temat, który w tekście Magdy Fertacz dotyka zagadnień związanych z pojmowaniem patriotyzmu, heroizmu, zdrady, przemocy czy kolaboracji, z oceną obozowej rozwiązłości i utrzymywania stosunków seksualnych Polaków z Niemcami podczas wojny. "Puppenhaus. Kuracja" uwodzi jednak przede wszystkim wyjątkową wrażliwością reżysera, która szczególnie widoczna jest w sposobie prowadzenia aktorów, a także jego niecodzienną wyobraźnią, która potrafi korzystając z historycznych odniesień intrygująco dryfować w kierunku fantazyjnej mozaiki dziejącej się jakby na granicy snu i jawy. Owocuje to nadzwyczajnym aktorstwem, w którym Justyna Wasilewska od pierwszego monologu wprost magnetyzuje każdym słowem, Agnieszka Żulewska tworzy od czasu "Wyczerpanych" w Nowym jedną ze swoich najlepszych ról, a Sebastian Pawlak i Leszek Łotocki znakomicie odnajdują się w postaciach dość odległych od ich dotychczasowego emploi.

A wszystko zaczyna się dość niewinnie, bo od fotografii Haliny Mikołajskiej, która patrzy na nas z kadru telewizyjnego spektaklu "Lalka z łóżka nr 21", nigdy nie wyemitowanego z racji sięgnięcia po kontrowersyjną historię więźniarki obozu koncentracyjnego, pracującej rzekomo w tamtejszym burdelu. W ten sposób Piaskowski z Fertacz, nawiązując do czasów wojny, próbują niejako w groteskowy sposób rozliczyć się z tym okresem, szczególnie w kontekście traumatycznych doświadczeń tych, którzy stali się ofiarami tocząc walkę o przetrwanie. Sposób konstruowania scenicznej rzeczywistości jest tutaj tak samo zaskakujący, jak próba zmierzenia się z cierpieniem, wstrząsem czy okaleczeniem w poetyce tyleż przerażającej, co na swój sposób humorystycznej, niekiedy wręcz dziecięco-idyllicznej. Ten absolutny brak przewidywalności jest ogromnym atutem Piaskowskiego w przyjętej przez niego reżyserskiej strategii. Widać było to już bardzo wyraźnie w poznańskim "Versusie". Tutaj wszystko w obrazowaniu zaskakuje jeszcze intensywniej, włącznie z sentymentalnie cukierkowatą przestrzenią, w której spotęgowany zostaje rodzaj zastosowanej estetyzacji i surrealnie poetycka wizyjność. Ciekawie wybrzmiewa wątek podejmujący temat działalności legalnego teatrzyku niemieckiego, który mieścił się w siedzibie dawnego Teatru Rozmaitości przy Marszałkowskiej. Dochodzi w tym momencie spektaklu w próbach rekonstruowania pamięci do skonfrontowania tego, co zachowało się w historycznej ekspozycji z tym, co zawiera jednostkowy przypadek.

Kolejnym wątkiem, który bardzo mocno wybrzmiewa w spektaklu Piaskowskiego, obok historii nawiązującej do życia aktorki Marii Malickiej (pojawienie się w tej postaci Agnieszki Żulewskiej to aktorski majstersztyk), jest opowieść o gejowskim romansie Starego Małego Powstańca z młodym hitlerowcem. Jest w tej kampowo potraktowanej sekwencji, szalenie tajemniczej i pełnej emocjonalnych wibracji, tak ogromny ładunek erotycznej fascynacji i uwielbienia, że stawia w zupełnie nowej perspektywie wszystko to, co dotychczas myśleliśmy i wiedzieliśmy o działalności podziemia i o powstańczych komerażach. W ogóle Piaskowski stara się jak tylko może uciekać od jakichkolwiek jednoznaczności - pragnie łączyć różne światy i rzeczywistości wykorzystując raz świadomie przejaskrawienie dochodzące niemal do fetyszyzacji czy karykatury, innym razem czerpie pełnymi z garściami z nastroju inkrustowanego melancholią, sentymentalizmem, nawet elegijnością. I to podążanie za kolejnymi tropami interpretacyjnymi, wciąż wytrącającymi nas z poczucia odbiorcy, co to z reguły wie wszystko najlepiej, jest w warszawskim widowisku najbardziej fascynujące i godne podziwu. Tym bardziej, że zarówno oprawcy jak ofiary nie są tutaj malowani jedną kreską, prowadzą uwodzicielską grę z sobą, z widzem, z historią i z jej deformowaniem, z przeszłością i teraźniejszością. Dlatego warto wejść w uczciwy dialog z tym spektaklem, choćby nie wiem jak bardzo nas oburzał, czy też prowadził na manowce trudnego do ogarnięcia chaosu. Warto przede wszystkim po to, by samemu rozliczyć się z własnymi traumami, które szczególnie dzisiaj zrekonstruować czy zrewaloryzować jest bardzo trudno.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji