Artykuły

Wesele Zuzanny z Figaro u boku

"Wesele Figara" Wolfganga Amadeusza Mozarta w reż. Wojciecha Adamczyka w Operze Nova w Bydgoszczy na XXIV Bydgoskim Festiwalu Operowym. Pisze Alicja Polewska w Gazecie Pomorskiej.

Sobotnia premiera otworzyła XXIV Bydgoski Festiwal Operowy. Dyrektor Maciej Figas nie stanął tym razem za pulpitem dyrygenckim, ale swoim zwyczajem powitał gości ze sceny, mimowolnie wprowadzając w atmosferę comedia buffa (jak to ujął sam Mozart w katalogu swoich dzieł), zapraszając na "Wesele Figasa".

Po 38 latach "Wesele Figara" Wolfganga Amadeusza Mozarta wróciło na deski bydgoskiej opery. Można powiedzieć - nareszcie! Warto jednak było czekać, bo od razu przyznam, że bydgoska realizacja porwała mnie i urzekła.

Z pewnością to zasługa muzyki; tak dobrze znanej, że wykorzystywanej nawet w dzwonkach telefonicznych. Trzeba jednak też przyznać, że sposób, w jaki do tej opery komicznej podszedł Wojciech Adamczyk (a przypomnę, że rok temu także on przygotował na bydgoskiej scenie "Księżniczkę czardasza") sprawił, że premierowy wieczór upłynął w bardzo przyjemny sposób.

Na pierwszy plan wysunęła się już od początkowych scen Krystyna Nowak w roli Zuzanny. Grała brawurowo, chwilami na granicy możliwości zarówno aktorskich, jak i wokalnych, ale dzięki temu jej postać była rzeczywista i... mało operowa! Aż szkoda, że przez tak krótki czas dotrzymał jej kroku tytułowy Figaro w wykonaniu Janusza Żaka. Szło naprawdę dobrze, aż do sławnej arii "Nie będzie już, kochliwy motylku...", którą bydgoski Figaro zaśpiewał solidnie, ale nie porwał, nie wygrał. Muszę jednak przyznać, że w trzecim i czwartym akcie Janusz Żak się odnalazł, tym bardziej że dane mu było stanąć w szranki ze Sławomirem Kowalewskim w roli Hrabiego Almaviva.

Głosy są mocną stroną tej realizacji. Świetnie obsadzona Karolina Makuła jako Cherubin, Szymon Rona w podwójnej roli Basilio/Don Curzio czy Łukasz Jakubczak jako Bartolo.

Mozartowskie "Wesele Figara" nie daje wielu okazji do zaprezentowania się naszemu chórowi. To jednak nie problem, można przecież nie tylko śpiewać, ale i tańczyć. Tak właśnie zdecydował reżyser Wojciech Adamczyk i choreografka Zofia Rudnicka.

Słowa uznania należą się także Marcelinie Początek-Kunikowskiej, która stworzyła piękną scenografię, wieńcząc scenę finałową wielkich rozmiarów ramą, w której wszyscy aktorzy opery komicznej znaleźli się niby na obrazie któregoś ze starych mistrzów. Maestrii ruchów i wyrazowi scen dodawały także urody kostiumy Marii Balecerek.

Mozart to czysta muzyka. Wspaniała muzyka, lekka, a przecież bogata. Bydgoska orkiestra prowadzona przez Marcina Sompolińskiego pokazała, że dobrze się czuje w jej charakterystycznej linii melodycznej, jednak nie dała pełnego wyrazu swoich możliwości; a przecież kilka lat temu świetnie się popisała w "Cyganerii" prowadzona wówczas przez Andrzeja Knapa. Niektórzy uważali, że przykryła swoim brzmieniem śpiewaków. Jeśli tak było wówczas, to tym razem głosy były zdecydowanie górą!

Opera Nova mimo nazwy ma już swoje lata. I ciągle nowe potrzeby, choćby porządnego parkingu. Wspomniał o tym dyr. Figas, prezentując w foyer wizualizację czwartego kręgu, który od strony rzeki miałby zamknąć bryłę budynku, a pomieściłby podziemny parking na co najmniej 200 aut.

To pieśń przyszłości. Tymczasem przed nami jeszcze sześć festiwalowych wieczorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji