Artykuły

Wiktor Zborowski: Miał być koszykarzem, został aktorem

- Wzruszenie nie pozwala mi ścisnąć Państwa za gardła. Nie sądziłem, że za pracę w dubbingu można dostać nagrodę - mówił Wiktor Zborowski, odbierając statuetkę bydgoskiego festiwalu Animocje - jedyną nagrodę w Polsce za osiągnięcia w dubbingu.

- Nie żałuję, że padło na aktorstwo, bo idzie mi w tym zawodzie chyba nie najgorzej. Co do koszykówki - mam niedosyt - wyznał Wiktor Zborowski.

- Wzruszenie nie pozwala mi ścisnąć Państwa za gardła. Nie sądziłem, że za pracę w dubbingu można dostać nagrodę - mówił Wiktor Zborowski, odbierając statuetkę bydgoskiego festiwalu Animocje - jedyną nagrodę w Polsce za osiągnięcia w dubbingu.

Zborowski niejako otworzył tegoroczną, siódmą już edycję festiwalu, który będzie trwał przez cały najbliższy tydzień. Przy pełnej sali w Miejskim Centrum Kultury opowiadał o swojej pierwszej wielkiej miłości, czyli koszykówce.

- Byłem tuż przed maturą, a koszykówkę uprawiałem już na dość wysokim poziomie. Grałem sparing przed pierwszą ligą i podczas tego meczu zerwałem więzadło krzyżowe w stawie kolanowym - mówił.

- Teraz się takie rzeczy naprawia, wtedy to oznaczało koniec kariery. Zacząłem się więc zastanawiać, co dalej. Wiedziałem, że na AWF już nie pójdę, a na żadne inne studia nie byłem przygotowany. Pomyślałem, że może aktorstwo, bo od dziecka jakoś przewijałem się przez teatr.

Wuj Jan przygotowywał do egzaminów

Do egzaminów przygotowywał go jego wuj, Jan Kobuszewski. - Po paru tygodniach stwierdził "Ja tam bym cię przyjął". I ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, rzeczywiście przyjęto mnie do szkoły. A bycie aktorem mając 1,96 wzrostu wcale nie było wtedy tak powszechne - przyznał.

- Miałem jednak plan "B". Gdyby się nie udało, chciałem poczekać rok i startować na medycynę. Ostatecznie mogę teraz stwierdzić, że zarówno świat koszykówki, jak i medycyny poniosły niepowetowaną stratę - śmiał się.

Jak się odnalazł w aktorskim świecie? - Nigdy nie umiałem rozpychać się łokciami. Wyznawałem zasadę "Siedź w kącie, a znajdą cię". I to się sprawdzało. Teraz to by nie przeszło.

Krytycy byli "w mylnym błędzie"

Między innymi dlatego zniechęcał do niego swoją córkę, Zofię. Bezskutecznie. - Ona też nie lubi rozpychać się łokciami, ale jest uparta i pyskata, poza tym mówi, że uwielbia aktorstwo, więc postawiła na swoim - opowiadał. Wrócił też do początków swojej aktorskiej kariery.

- Moim pierwszym filmem były "Padalce", obraz zupełnie nieudany - śmiał się. - Potem rólka w "Czterdziestolatku" i wreszcie w "C. K. Dezerterach" - mówił. - Krytycy po premierze zjechali film na miazgę. Po latach okazało się, że byli w tzw. mylnym błędzie, film wyrósł, jak to się teraz mówi, na kultowy.

Opowiadając o pracy przy "Pokocie" Agnieszki Holland, nie krył emocji. Obraz - jeszcze zanim trafił do kin - przez niektóre środowiska został uznany za antyrządowy.

- Niestety, pewne osoby są tak niepewne tego, co robią, że wszędzie węszą spisek - mówi. - A pomysł na ten film urodził się w głowie Agnieszki pięć lat temu, kiedy sytuacja w kraju była zupełnie inna niż teraz. Wielcy artyści jednak mają w sobie taki swoisty sejsmograf, który pozwala przeczuwać niebezpieczeństwa, które nadchodzą. Tak było i w tym przypadku. - Dla mnie to film światowy, zupełnie inny niż wszystko do tej pory - mówił dalej o "Pokocie". - Widziałem go jak dotąd trzy razy i za każdym widzę w nim coś więcej.

Kijek imienia Krysi Jandy jest ze mną zawsze

Nie mogło zabraknąć pytań o dubbing. Między innymi o role Gandalfa Szarego czy Obeliksa. - Oryginalnie tego ostatniego grał Gerard Depardieu. Daniel Olbrychski powiedział mi kiedyś, że swoim głosem poprawiłem tę jego rolę - mówił z uśmiechem.

Zborowski śpiewał także m.in. słynną piosnkę z wieczorynki "Smerfy". Przyznał, że nie do końca wiedział, o co w ogóle w niej chodzi. - Przyszedłem do studia dostałem tekst, zaśpiewałem i poszedłem do domu - żartował. Na spotkaniu pojawił się jeszcze jeden znaczący wątek - temat "kijka Krystyny Jandy". - Razem z Krysią od lat dzielimy pewną pasję. Otóż chodzimy po lasach i zbieramy śmieci - opowiadał. - Pewnego razu dostałem od niej kijek ze szpikulcem, żeby się nie schylać. I teraz kijka imienia Krysi Jandy używam cały czas.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji