Artykuły

Bez gadżetów

"Tartuffe albo Szalbierz" w reż. Jacquesa Lassalle'a w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Ozonie.

"Tartuffe'a albo Szalbierza" Moliera w Teatrze Narodowym ogląda się z uczuciem ulgi. Wreszcie nikt nie przebiera Orgona w garnitur współczesnego biznesmena, a w rękę tytułowego świętoszka nie wkłada komórki. Jacques Lassalle udowadnia, że takie arcydzieła nie potrzebują liftingu. Jego dość tradycyjne odczytanie wielkiej komedii nie jest bynajmniej jednowymiarowe i, co najważniejsze, mówi o rzeczach istotnych. O obłudzie, która stroi się w maskę religijności. O walce o władzę nad ludźmi, którą osiąga się jakby niepostrzeżenie. Wreszcie o prawie do wolności i szczęścia, którym nic nie może stanąć na drodze. To wszystko i jeszcze więcej znajdziemy w tym spektaklu, ale jeden temat zdaje się górować nad innymi. Jest nim poczucie absolutnej pustki, kiedy grunt jakichkolwiek, nawet tych pisanych palcem na wodzie, wartości osuwa się spod nóg. Otoczenie Orgona (Jerzy Radziwiłowicz) już się do takiego stanu rzeczy przyzwyczaiło, on jednak kurczowo chwyta się ułudy, którą uosabia Tartuffe (Wojciech Malajkat). Dlatego upadek, jakiego doświadcza, jest tym boleśniejszy... Dokonany przez Radziwiłowicza przekład "Świętoszka" wyznacza nowy standard w tłumaczeniach Moliera. A wielkie role całego zespołu i idealna równowaga między tragedią a śmiechem czynią to przedstawienie punktem odniesienia dla polskiego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji