Artykuły

Muzycy filharmonii dorabiają na taksówkach

- Operujemy w obrębie systemu zaprojektowanego u progu transformacji ustrojowej. Tymczasem rzeczywistość w ciągu tego ćwierćwiecza gruntownie się przeobraziła i wyprzedziła rozwiązania systemowe i legislacyjne. Najwyższy czas zrekapitulować doświadczenia ćwierćwiecza, zidentyfikować te rozstrzygnięcia, które się nie sprawdziły, wypracować lepsze - mówi Wanda Zwinogrodzka, wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w rozmowie z Magdaleną Piejko w Gazecie Polskiej.

Ważą się w tej chwili losy kilku najważniejszych scen w Polsce, m.in. Starego Teatru w Krakowie, który prowadzi Ministerstwo Kultury, i Teatru Polskiego we Wrocławiu, którego jesteście "współprowadzącymi". Co z nimi będzie?

- 31 sierpnia w Starym Teatrze kończy się kadencja Jana Klaty, ogłosiliśmy już konkurs na to stanowisko. Mam szczerą nadzieję, że będzie on okazją do poważnej dyskusji programowej na temat przyszłości tej sceny. Jej prestiżowy status zasługuje na to, by odbyła się w tej kwestii szeroka debata publiczna, w mediach, i to nie tylko środowiskowych. Moim zdaniem werdykt komisji konkursowej powinien być rezultatem poważnego namysłu nad misją i profilem Starego Teatru, a nie li tylko wypadkową osobistych, towarzyskich czy ideologicznych sympatii lub antypatii. Jeśli chodzi o Teatr Polski we Wrocławiu, to tam, niestety, wciąż trwa kryzys, jak się wydaje, głównie na skutek uwikłania tej placówki w rozgrywkę polityczną. Trudno bowiem inaczej tłumaczyć decyzję Zarządu Województwa o wszczęciu procedury odwoławczej wobec dyrektora Cezarego Morawskiego po ledwie pięciu miesiącach jego kadencji, w środku sezonu artystycznego. Takie działanie nie sposób uznać za przejaw troski o los i stabilność instytucji, połowa pierwszego sezonu to nie jest bowiem moment, by rzetelnie ocenić poczynania nowego dyrektora.

Więc o co według Pani toczy się ta gra?

- Teatr Polski stał się instrumentem w rozgrywkach politycznych poprzedzających wybory samorządowe i dziwi mnie, że ZASP oraz Unia Teatrów Polskich, które wyraziły zgodę na odwołanie Morawskiego, nie dostrzegają tego aspektu. Stanowi on bardzo niebezpieczny precedens. Dotychczas zasada integralności sezonu artystycznego, gwarantowana w ustawie, była szanowana. Jej poniechanie jest groźne dla wszystkich instytucji artystycznych w Polsce, pozwala bowiem organizatorom tych placówek wywierać znacznie skuteczniejszą presję na dyrektorów poprzez groźby ich odwołania w dowolnym momencie pod byle pretekstem. Umowa kadencyjna zawierana jest na kilka lat - jeśli zgodzimy się, że organizator może rozliczać jej realizację już po kilku miesiącach, jak czyni to właśnie Dolnośląski Urząd Marszałkowski, żaden dyrektor nie będzie znal dnia ani godziny.

Podobna sytuacja, związana z obejściem procedury konkursowej i bezpośrednią ingerencją władz samorządowych, miała miejsce w Poznaniu przy sprawie Piotra Bernatowicza, który mimo że wygrał konkurs, nie jest już dyrektorem.

Mówimy teraz o tych najgłośniejszych sprawach. Poseł Mieszkowski robi wokół siebie dużo szumu, skandalem zakończyła się premiera "Klątwy" w Teatrze Powszechnym. Jak Pani uważa, czy te sytuacje są symptomatyczne, czy tylko głośne? Czy środowiska lewicowo-liberalne dalej dzierżą władzę w kulturze?

- Owszem, ponieważ mają przewagę w mediach, są też lepiej zorganizowane w struktury rozmaitych korporacji, stowarzyszeń i fundacji, dzięki czemu panują nad sferą tzw. dystrybucji prestiżu. Istnieje dość znaczna grupa twórców, którzy nie identyfikują się z lewicowym mainstreamem, ale obawiają się wystąpić publicznie ze swoim komunikatem, ponieważ naraża ich to na często dotkliwe szykany środowiskowe, wznosi przed nimi bariery w działalności artystycznej, w dostępie do promocji medialnej, nagród, stypendiów, nawet ofert pracy. Ta sytuacja będzie trwała, dopóki nie powstaną ośrodki, wokół których tacy ludzie będą mogli się gromadzić, gdzie nawiążą porozumienie i współpracę, przekonają się, że nie są bynajmniej tak odosobnieni, jak każdemu z nich się wydaje. Najlepiej oczywiście, gdyby to były przedsięwzięcia artystyczne albo instytucje kreatywne. Nie można ich odgórnie powołać do istnienia np. ministerialną decyzją, bo to będą fasadowe byty, one muszą powstać z inicjatywy samych twórców, gdy ci zrozumieją potrzebę samoorganizacji, zamiast poprzestawać na pogłębiającej się frustracji i narzekaniu, że "dobra zmiana" w kulturze idzie za wolno. Bardzo do takiej aktywności namawiam, bo pluralizm w życiu artystycznym jest niezbędny, wzbogaca je.

W zeszłym roku rozmawiałyśmy o planach ministerstwa, zgodnie z obietnicami zawartymi w programie Prawa i Sprawiedliwości, o decentralizacji funduszy, jakimi dysponuje ministerstwo. Jak wygląda ich wprowadzanie w życie?

- Nastąpiła widoczna zmiana sposobu dystrybucji środków finansowych, dostępnych w ramach tzw. Programów Ministra. Najbardziej spektakularnym jej przejawem były gromkie protesty podmiotów, które przez lata, a nawet dziesięciolecia otrzymywały wysokie dotacje, teraz wstrzymane albo zmniejszone. Tak było np. w przypadku teatrów Krystyny Jandy, która miesza z błotem ministerstwo, moim zdaniem bezpodstawnie. Jej Teatr Polonia przez 10 lat korzystał z potężnych dotacji ze środków publicznych. To wystarczająco długi okres, by scena okrzepła, zyskała wierną publiczność i sponsorów. Zwłaszcza gdy należy do tak wybitnej aktorki, dysponującej ogromnym doświadczeniem artystycznym, zainteresowaniem mediów i licznym gronem wielbicieli jej talentu w kraju i za granicą. Jest oczywiste, że teatrowi w stolicy, z takim kapitałem i jeszcze z publicznym wsparciem, znacznie łatwiej zaistnieć na rynku niż skromnym przedsięwzięciom uruchamianym przez pasjonatów w małych ośrodkach. Wydaje się, że artyści tej miary co Janda powinni to rozumieć i wobec permanentnego niedoboru środków na kulturę zgodzić się, by wspierały one rozwój talentów tam, gdzie żadnych innych szans na pozyskanie finansowania po prostu nie ma. W Polsce silnie rozwinięty system klientelistyczny zniweczył postawy obywatelskiej współodpowiedzialności, wyrażające się wstrzemięźliwością w korzystaniu z pomocy budżetu, jeśli można się bez niej obejść, bo przecież są bardziej potrzebujący. To smutne. Takich przypadków jest, o zgrozo, znacznie więcej - np. Teatr im. Horzycy w Toruniu popadł - skutkiem unieważnienia konkursu przez samorząd - w kilkuletni kryzys dyrekcyjny. W Białymstoku także marszałek próbował odrzucić werdykt komisji w odniesieniu do Teatru Dramatycznego im. Węgierki, na szczęście szybko poniechał tego działania. Przewidziana w ustawie procedura konkursowa bywa zresztą podważana nie tylko przez władze lokalne - także przez samych artystów. Tak było we Wrocławiu, podobnie jest teraz w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Prawdziwym paradoksem jest fakt, że najwięcej kłopotów z akceptacją wyników konkursu mają kręgi liberalno-lewicowe, które na sztandarach noszą hasła wolnej konkurencji, a w praktyce forsują zasadę arbitralnej nomenklatury stanowisk.

Jakie nadzieje wiąże Pani z Ogólnopolską Konferencją Kultury?

- Chciałabym, żeby wznieciła ona szeroką dyskusję środowiskową na temat organizacji życia artystycznego w Polsce. Operujemy w obrębie systemu zaprojektowanego u progu transformacji ustrojowej, w ustawie o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej z 1991 r. Potem ją, owszem, nowelizowano, ale tylko powierzchownie. Tymczasem rzeczywistość w ciągu tego ćwierćwiecza gruntownie się przeobraziła i wyprzedziła rozwiązania systemowe i legislacyjne. Najwyższy czas zrekapitulować doświadczenia ćwierćwiecza, zidentyfikować te rozstrzygnięcia, które się nie sprawdziły, wypracować lepsze. Finałem takiej szerokiej dyskusji mogłaby być nowa ustawa powstająca w ścisłej współpracy ze środowiskiem artystycznym, odzwierciedlająca jego aktualne potrzeby i aspiracje. Zaniedbania są ogromne - nie mamy przecież nawet precyzyjnej definicji twórcy, nie mówiąc już o godziwych warunkach jego zatrudnienia czy zabezpieczenia emerytalnego. Opinia publiczna postrzega artystów poprzez wizerunki celebrytów, ale oni stanowią bardzo wąski odłam tego środowiska. Tymczasem większość jego przedstawicieli z największym trudem wiąże koniec z końcem, wiedzie żywot niepewny, oparty na kulawych i notorycznie niedoinwestowanych instytucjach. Bywa, że muzycy filharmonii dorabiają na taksówkach, żeby utrzymać rodziny.

Jak przebiegają zmiany w samym resorcie?

- Cóż, nie tak szybko, jak byśmy chcieli... Pracujemy w warunkach właściwie frontowych - pod permanentnym i brutalnym ostrzałem medialnym, w obliczu celowo wywoływanych przez "opozycję totalną" awantur, skandali i prowokacji. To z pewnością nie sprzyja realizacji ambitnych projektów, rzetelnych zmian systemowych. Zbyt wiele energii upływa na bieżących utarczkach, cierpią na tym zamierzenia dalekosiężne, o wiele ważniejsze niż posada tego czy innego dyrektora, co wzbudza tak wielkie emocje...

Z czego, jeżeli chodzi o Pani ponadroczną pracę w resorcie kultury, jest Pani szczególnie dumna?

- Ja sama wciąż widzę przed sobą raczej problemy do rozwiązania niż powody do satysfakcji. Ale ministerstwo, jak sądzę, ma swoje niezaprzeczalne osiągnięcie - to zakup kolekcji Czartoryskich przez Skarb Państwa, dokonany dzięki ogromnemu, osobistemu zaangażowaniu i determinacji premiera Glińskiego. W potocznym wyobrażeniu emblematem tej kolekcji jest "Dama z gronostajem", ale dla mnie nie ona jest najważniejsza, lecz przechowywane w tych zbiorach artefakty polskości - takie elementy naszego dziedzictwa kulturowego, które konstytuują naszą tożsamość, np. rękopisy "Kronik" Długosza, akt hołdu pruskiego czy unii polsko-litewskiej albo trofea wiedeńskie czy maska pośmiertna Chopina. Ta wielka spuścizna ocalona została z zapaści rozbiorów prywatnym wysiłkiem wielu pokoleń, w nadziei, że państwo polskie uda się kiedyś zrekonstruować. Fakt, że dzisiaj wreszcie wchodzi ono w posiadanie tych obiektów, gruntuje jego powagę, jest widomym znakiem, że oto Rzeczpospolita wstaje z kolan.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji