Artykuły

O newralgicznych punktach miasta

"Opole/04" w reż. Piotra Ratajczaka, Agnieszki Korytkowskiej-Mazur, Jakuba Skrzywanka i Marcina Wierzchowskiego w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Martyna Friedla w Gazecie Wyborczej - Opole.

Spektakl "Opole/04", daje możliwość przyjrzenia się miastu i mieszkańcom w krzywym zwierciadle, ale też uświadomienia sobie, co dla niego ważne i co wciąż się nie sprawdza.

W ostatnim roku zaproponowano opolskim widzom spektakl realizowany w dwóch teatrach. Tym razem spotkać się można z inną eksperymentalną odsłoną, prezentującą możliwości kooperacji wielu twórców, mianowicie jeden spektakl realizowany przez czterech reżyserów wraz z zespołami. Każdy odpowiada za inną część przedstawienia, a jednak, mimo autorskich wizji, widoczna jest współpraca, która zaowocowała powstaniem spektaklu spójnego i interesującego.

Opole na linii czasu

Pierwsza część ("95:5/Oppeln:Opole [1938]") pokazuje miasto o rozdwojonej tożsamości narodowej. Miasto z 1938 roku, w którym obowiązują dwa języki do momentu, aż jeden z nich zaczyna wypierać drugi (Cecylia Caban z monologiem w języku polskim i biało-czerwonymi skrzydłami, w kształcie tych jakie ma orzeł z polskiego godła oraz wtórująca jej fraza po frazie, po niemiecku, Katarzyna Osipuk ze skrzydłami w kolorach flagi niemieckiej). Widmo wojny staje się realnym zagrożeniem. Agnieszka Korytkowska-Mazur (scenariusz, reżyseria, ruch sceniczny) opowiada m.in. o pogromie Żydów i o zastraszeniu mieszkańców. Decyduje się przy tym głównie (jak i realizatorzy kolejnych części) na formę wykładu performatywnego.

Zaproszeni na sztuczną trawę widzowie (z założenia Opolanie), usadzeni od początku na poduchach, w drugiej części słuchają opowieści o mieszkańcach, którzy działali w kontrze do ówczesnych władz, za cenę własnego życia lub wolności. O tym mówi historia braci Kowalczyków, ich geście sprzeciwu m.in. wobec krwawej pacyfikacji stoczniowców w Gdańsku w 1970 roku ("Aula [1971]" w reż. Piotra Ratajczaka). Mijający czas (choć nieraz względnie, to jednak świadomie) wyznaczają hity Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki.

O tych, którzy protestowali niedawno w obronie przyrody wyspy Bolko, o dyskusyjnej budowie trasy średnicowej, o bezrefleksyjności Opolan, o problemach mieszkańców Dobrzenia Wielkiego, postanowił się wypowiedzieć Jakub Skrzywanek ("Współczesny pomnik Opola [2017]").

Futurystyczna wizja Marcina Wierzchowskiego ("Gdy rodzi się gwiazda / Padają topole [przyszłość]"), to z kolei ironiczna opowieść o wykorzystaniu dewocji na rzecz pornografii, o ekstremizmie i sztucznie tworzonych kultach, o zagubieniu, roli sztuki i o pornodemokracji, która miałaby nadejść po fali odzieżowego patriotyzmu made in China. Historia, która wcale nie musiała mieć źródła w Opolu. Ale też i w pozostałych częściach pokazano, że Opole to tylko soczewka, przez którą można się przyjrzeć sytuacji w kraju.

W roboczej przestrzeni

Dość surowa przestrzeń Modelatorni ożywa dzięki projekcjom na dwóch ekranach, wykorzystaniu pomieszczeń nad schodami, których akcja widoczna jest dzięki nagraniom, uzupełnianiu ściany z obraźliwymi napisami (jak graffiti dla ubogich duchem, których w Opolu nie brakuje) i makiecie z ręcznie animowanymi postaciami według projektu Krzysztofa Raczkowskiego.

Za scenografię odpowiada Grupa Mixer (Dorota Gaj-Woźniak, Monika Ulańska i Robert Woźniak, który współpracował już z opolskim teatrem przy spektaklu "Co się zdarzyło Baby Jane?") wraz z asystentką Aldoną Michalik. Wykorzystali oni niemal całą przestrzeń Modelatorni. Aktorzy grają między widzami, na balkonach, a podczas jednej ze scen "Współczesnego Pomnika Opola" Grażyna Rogowska opisuje z nieprawdopodobną szczegółowością sytuację za oknem. Co chwila przypomina się widzowi, że jest tylko w teatrze. Jeśli bierze udział w głosowaniu, to zgadza się z postacią, nie z aktorką. Jeśli udostępnia się przestrzeń dyskusji widzom, to nie daje się im dojść do słowa - bo czas i miejsce na debaty jest gdzie indziej.

Wrażenie robi warstwa muzyczna spektaklu, za którą odpowiadają: Aniela Maria Mazur, Paweł Betley ("95:5/Oppeln:Opole [1938]"), Piotr Ratajczak ("Aula [1971]"), Kamil Tuszyński ("Współczesny Pomnik Opola [2017]"), Zuzanna Skolias-Pakuła i Antonis Skolias ("Gdy rodzi się gwiazda / Padają topole [przyszłość]"). Szczególnie jednak należy wyróżnić aktorów: Cecylia Caban, Katarzyna Osipuk, Grażyna Rogowska, Karol Kossakowski, Leszek Malec i Jędrzej Wielecki zrealizowali jeden świetny spektakl, pracując z czterema zespołami twórców. Ich plastyczność w wykorzystywaniu różnych konwencji, poczucie humoru i fantastyczny wokal sprawiają, że przy całej warstwie krytycznej, w spektaklu uczestniczy się po prostu z przyjemnością (choć za to, że oczekujemy od teatru rozrywki, też dostajemy prztyczka w nos).

Siedzimy w tym razem

Autorzy zwracają uwagę na to, że gest krytyczny w teatrze, pozostaje gestem, działaniem w obrębie reżyserskiego planu, budżetu (cóż byśmy uczynili bez dotacji?), instytucji. Przed wejściem na spektakl widzowie mogą wypełnić anonimową ankietę o tym, co ich w mieście "wkurza". Ankiety (prawdopodobnie) wykorzystane są później w części spektaklu reżyserowanej przez Jakuba Skrzywanka. Podbijają wcześniej zadane pytania, o to, jakie określenia jeszcze dzisiaj uważamy za obraźliwe i krzywdzące. Zarzuca się widzowi (który jest widzem modelowym dla tej sceny) niesprawiedliwość, by później zaproponować "laurkę dla Opola" - piosenkę (w atrakcyjnym wykonaniu Katarzyny Osipuk i Jędrzeja Wieleckiego) o florze i faunie Wyspy Bolko. Piosenka służy temu, by później zaatakować krótkowzroczność osób, które przyczyniają się do degradacji środowiska, i by w następnym kroku unaocznić ponownie sztuczność tego rodzaju gestów na scenie. Teatr sam siebie poddaje krytyce i wyraża bezradność. Twórcy decydują się na odwołanie do "aktu całkowitego" w nawiązaniu do pracy Jerzego Grotowskiego, pro forma. Wielecki grając Wieleckiego (na ile samokrytycznie, można się domyślać) w teatrze w Opolu, wykonuje etiudę, w której naśladuje ruchy i dźwięki kormorana. Współczesny Pomnik Opola pokazuje, że podejmuje się tu często działanie dla samego działania, że sztucznie próbuje się powołać do życia zapomnianych bohaterów, że teatr przenikając się z życiem w sposób brutalny, mimo oczywistych relacji, zawsze będzie gdzieś obok i w konsekwencji tak samo goni własny ogon. Przy czym etiuda z kormoranem sama w sobie jest niezwykle ujmująca.

Z jednej strony twórcy pokazują, co robimy z przeszłością: jak jest instrumentalizowana, jak jest względna, zależnie od tego, kto się o niej wypowiada. Diagnozą jest brak odpowiedzialności społecznej, ignorancja i lekceważenie problemów. Działania oddolne i inicjatywy społeczne w Opolu, jeśli już mają miejsce, to skazane są w większości do końca na "do it yourself", czasowość i ciągłą walkę z władzami miasta. Wyraźnie wyartykułowano, że wizerunkiem miasta rządzi obśmiewany od dłuższego czasu piosenkowy festiwal, nie po raz pierwszy krytykowany też z teatralnej sceny. Wizja przyszłości jest absurdalna, ale nie niemożliwa (mówi o latach 2019-2022), tyle że sprowadzona do ekstremum.

Jakie pozostają pytania po tym spektaklu: co można zrobić, żeby nadać następnym działaniom sens? Jak pomagać tym, których lekceważymy, sami na tym tracąc? Czy jeszcze ma sens dbanie o wartości, dla których coraz trudniej szukać odniesień? Od kogo wymagać zmiany, jeśli nie wymagamy jej od siebie? Co nas denerwuje? Dlaczego nas denerwuje? Co chcesz z tym zrobić?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji