Artykuły

Blada Balladyna

Z wystawianiem w teatrze klasycznych tekstów jest zawsze kłopot. Jak bowiem przybliżyć współczesnemu widzowi romantyczną problematykę, nie popadając w szkolny schemat, równocześnie dotykając go jej głębią i aktualnością. Reżyser Rudolf Zioło wespół ze scenografem Andrzejem Witkowskim dawno już znaleźli sposób na interpretację znanych dramatów, wychodząc z założenia, że najszybciej dotrą one do publiczności wówczas, gdy obnaży się teatralny me-chanizm i zabawi konwencjami. Metoda ta na pewno okazała się trafna w "Księżniczce Turandot", ale zarżnęła "Balladynę" Juliusza Słowackiego, której premiera odbyła się ostatnio w Teatrze Ludowym.

Na pustej, pokrytej ziemią scenie wyłonił się feniks z popiołów Kirkor (Krzysztof Gadacz). Zakładając sobie na płaszcz skrzydła (husarskie?), od razu uświadomił mi, iż jest aktorem grającym walecznego rycerza. Automatycznie nabrałam do tej roli dystansu i przestałam odbierać jej prawdziwy tragizm.

Z Balladyną Barbary Krasińskiej było jeszcze gorzej. Któż bowiem przejmie się losem uwikłanej w zbrodnie kobiety, gdy grająca ją aktorka sprawia wrażenie niezbyt mądrej, dziwiącej się wszystkiemu istoty? Przez swoją bezwolność psuje wstrząsającą, pełną namiętności scenę zabójstwa Aliny. Tu także daleko posunięta teatralizacja osłabiła wynikający z sytuacji dramatyzm. Na do-datek coraz bardziej widoczna ciąża morderczyni sprawiła, że zastanawiałam się, czy oglądam wielkie dzieło romantyczne czy jakąś realistyczną sztukę, w której na końcu rozkrzyczy się przychodzące na świat niemowlę.

Mimo dłużyzn i zbyt wolnego tempa, można znaleźć w spektaklu kilka ładnych scen, z którymi współgra oszczędna, ale pomysłowa scenografia Andrzeja Witkowskiego oraz świetna muzyka Tomasza Stańki. Przede wszystkim dotyczy to fragmentów fantastycznych dramatu. Wyłaniająca się z wody, demoniczna Goplana (Ewelina Paszke) znakomicie radziła sobie z niezbyt pracowitym, komicznym Skierką (dobra rola Pawła Gędłka) czy z troszeczkę poważniejszym Chochlikiem (Tomasz Schimscheiner).

Przedstawienie kończy się. Na ustawionych krzesłach zasiadają panowie w ciemnych garniturach i kobieta z ciężkimi siatkami. Ciężarna, pozbawiona skruchy Balladyna znajduje się sama na środku sceny. Podchodzi do niej tylko czasami cwany, jak na adwokata przystało, Kanclerz (Roland Nowak). Współczesna sądowa rozprawa, w której do końca nie wiadomo, jaki zapadnie wyrok. Jednak ja już wiem, że zostanie tu skazany przede wszystkim widz na bezmyślność, gdyż łopatologicznie wytłumaczono mu, że Słowacki aktualnym pisarzem jest.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji