Artykuły

Rycerz i artysta zagubiony w świecie swoich uczuć

"Tannhauser" Richarda Wagnera w reż. Hoersta Kupicha w Operze na Zamku w Szczecinie. Pisze Małgorzta Klimczak w Głosie Szczeciński.

Połączone siły polskiego i niemieckiego teatru dały bardzo dobry efekt w spektaklu "Tannhauser" w Operze na Zamku

Już przy "Lohengrinie" okazało się, że koprodukcja Opery na Zamku w Szczecinie i Theater Vorpommern z Greifswaldu daje dobry efekt. Współpraca przy kolejnej operze "Tannhauser" potwierdziła, że warto tę współpracę podtrzymywać.

To był spektakl, który przede wszystkim czarował porywającą muzyką Wagnera. Nie sposób nie docenić jej wykonania przez orkiestrę poprowadzoną przez Golo Berga.

Muzyka była doskonałym uzupełnieniem akcji, która rozgrywała się na scenie. A była tam gęsto od emocji. Dwie zakochane kobiety Wenus i i Elisabeth oraz tytułowy Tannhauser - mężczyzna, który nie potrafi sobie poradzić ze swoimi emocjami. W tej trójce najbardziej przekonująca była Elisabeth (Kristi Anna Isene), która najbardziej wiarygodnie pokazała emocje zarówno śpiewem, jak i grą aktorską.

Tannhauser (Michael Baba) przez swoje niezdecydowanie, brak zasad traci miłość, a po drodze krzywdzi innych ludzi

Jednak najlepsze wokalnie były te sceny, kiedy pojawiał się chór i to nie tylko na scenie w towarzystwie pozostałych bohaterów, ale także "z offu".

Wydawać by się mogło, że taką operę można przedstawić tylko w sposób klasyczny, ale okazało się, że ze scenografią i kostiumami można się trochę pobawić. Chociaż chór pielgrzymów z dziwnymi błyszczącymi oczami to już lekki kicz.

Na pewno jest to przedstawienie, które warto obejrzeć ze względów muzycznych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji