Papierowe kwiaty. W ten weekend w Kochanowskim
O spektaklu "Papierowe kwiaty" Egona Wolffa opowiada reżyser Bartłomiej Wyszomirski.
Po dwuletniej przerwie powróciłem do Opola ze sztuką "Papierowe kwiaty" Egona Wolffa, chilijskiego autora, praktycznie w Polsce nieznanego. "Papierowe kwiaty" ukazały się drukiem w "Dialogu" w roku 1988 i do tej pory były wystawione tylko przez teatr telewizji; reżyserował Mikołaj Grabowski.
Wolff jest z wykształcenia inżynierem chemikiem. Jak chemia, to blisko alchemia i problematyka obyczajowości, którą często łączy z metafizyką. Krótko mówiąc, mamy pewną scenę rodzajową, a w niej dwójkę ludzi w jakiejś zwyczajnej sytuacji, która w miarę przebiegu akcji się przepoczwarza, by w finale stać się czymś dziwacznym, pokręconym i troszeczkę z pogranicza dwóch światów. Zresztą utwory Wolffa nie kojarzą się z czymś zwyczajnym, są okraszane baśniowością.
Mnie urzekło właśnie zderzenie dwóch pierwiastków: tego zwykłego, obyczajowego i tego złożonego z elementów metafizycznych.
Mężczyzna przyszedł do kobiety i u niej został; w ten sposób wkroczył w jej świat - świat skonwencjonalizowany, poddany rygorom, jakie nam narzuca codzienne życie, w którym jesteśmy niewolnikami pogoni za pieniądzem, niewolnikami swoich szefów w pracy, biegamy do bankomatu, nie możemy się już obyć bez telefonu komórkowego, automatycznej sekretarki, komputera, miksera i podobnych rzeczy.
Bohaterka sztuki jest zniewolona właśnie przez cywilizację, która zabija w nas osobowość, uniformizuje nas i sprowadza do rangi takiego szarego człowieczka. I ona jest produktem dzisiejszej cywilizacji. Nagle jednak pojawia się ktoś, kto zaczyna jej to wszystko burzyć i uświadamiać, że żyje w jednej wielkiej sferze pozorów, że cały czas udaje, że nie jest autentyczna i prawdziwa.
Myślę, że Wolff porusza również problem schizofrenii, problem człowieka chorego, obdarzonego nadwrażliwością, wielką osobowością, a co za tym idzie, człowieka nie umiejącego się przystosować do tego życia, o którym mówiłem. I taki jest właśnie mój bohater, człowiek nie stąd, nie z tego świata. Konfrontacja tych dwojga jest świetnym materiałem na zbudowanie dramatu, co Egon Wolff fantastycznie zrobił.
Mam dwóch dobrych aktorów: Judytę Paradzińską i Macieja Orłowskiego, którzy otrzymali piekielnie trudne zadania. Próby były bardzo analityczne, wręcz laboratoryjne i to, co zrobiliśmy będzie się podobać widowni. Mam nadzieję.
Scenografia Anny Popek na pewno wszystkich zaskoczy. Punktem wyjścia jest mieszkanie kobiety poukładanej, o bardzo sprecyzowanym, wyliczonym co do minuty trybie życia, a wejście mężczyzny w jej świat zmienia to wnętrze.
Muzyka natomiast to kilka krótkich wejść zespołu Smash and Pumpkins i kompilacje różnych fragmentów współczesnej muzyki rozrywkowej. Na etapie opracowania muzycznego bardzo pomógł mi operator dźwięku Grzegorz Guzik, którego utwór usłyszymy w scenie finałowej.
Odstąpię od swoich zwyczajów i po raz pierwszy będę oglądał premierowy spektakl, gdyż tym razem moja obecność jest aktorom na scenie potrzebna. Spektakl jest trudny i chcę, żeby czuli moją obecność.