Artykuły

Obóz wszystkich świętych

Tadeusz Nowakowski we własnym kraju jest pisarzem mało znanym. Ściślej: nie czytanym. Nie czytanym nie dlatego, że na to nie zasługuje, że czytelnik go nie chce. Nie czytanym z jednego prostego powodu, że jego tekstów nie można zna­leźć w polskich bibliotekach, księgar­niach. Od jakichś dwu lat jest już trochę lepiej, ale jeszcze nie na tyle dobrze, by można o tym zapomnieć...

Oficyna wydawnicza "Pokolenie" wy­puściła w roku 1989 pierwszą edycję kra­jową "Obozu wszystkich świętych", po­wieści opublikowanej w 1957 r. przez pa­ryską "Libellę". Pamiętam, że jeden jej egzemplarz przywiozłem do Krakowa, ukryty pomiędzy brudną bielizną osobistą, kiedy wracałem w 1959 r. z Paryża po krótkim tam pobycie. Trzeba było mieć trochę szczęścia, by książka nie wpadła w ręce celników, którzy "literaturę zakaza­ną" bezpardonowo konfiskowali. Kilka­naście książek Nowakowskiego - proza, eseistyka i reportaż - czeka jeszcze na ofertę krajowych oficyn. Miejmy nadzieję, że wydawnictwa kościelne, których jest u nas coraz więcej i wydają często "śmieci", zainteresują się opisami wielkich podróży po świecie Jana Pawła II. Tadeusz Nowa­kowski nosi przecież - nie bez dumy - zaszczytny tytuł: "reporter Papieża".

W odrabianie opóźnień i zaległości, ja­kie powstały u nas na skutek zamkniętego przez długie lata obiegu literatury emi­gracyjnej, włączył się teatr. Z ostatnich nowości w tej dziedzinie mamy do od­notowania prapremierę "Obozu wszyst­kich świętych" w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Adaptację sceniczną przygotowali Iwona Bielska i Mikołaj Grabowski, który jest również reżyserem przedstawienia.

Muszę to napisać: jest to ważne od­krycie dla teatru odkrycie dobrego tekstu, który potrafi zainteresować widza, zmusić go do refleksji na temat tego, co nazywa się polskością, patriotyzmem, co stanowi o kondycji narodu. Ledwie co odzyskaliśmy suwerenność polityczną, już nam się wydawało, że możemy sobie tamte wszystkie problemy darować. Dziś widzimy, jak bardzośmy się pomylili. Wciąż się kręcimy w zaczarowanym kole spraw nie do rozwiązania. Ciąży nam przeszłość: nie możemy jej pokonać. A w teraźniejszość nie umiemy wskoczyć.

Teatr - myślę o teatrze dobrym - jest jak lustro. Oglądamy w nim swoją twarz poprzez odbicia innych. Przyglądając się innym rozszerzamy wiedzę o sobie, o swoich możliwościach i ograniczeniach. Poznajemy kim naprawdę jesteśmy i w jakim świecie żyjemy.

Mikołaj Grabowski zbudował bardzo żywe i ostre przedstawienie. Nikt, kto je oglądał, nie może powiedzieć, że się nu­dził. Przedstawienie sarkastyczne i lirycz­ne zarazem, smutne i gorzkie w swej podstawowej tonacji, pokazujące naszą świętą historię i naszą przeklętą historię. Nasze wątpliwe cnoty i nasze wady naro­dowe. Tęsknoty za czymś, co jest nieosią­galne dla nas, a łatwe dla innych społe­czeństw i nacji. Rujnujące nas iluzje i rozczarowania. Narodową megalomanię i zbiorowe ksenofobie. Ucieczki donikąd i powroty donikąd!

O dramatycznej sile tego przedstawie­nia, o jego nośności teatralnej zadecydo­wał wybór konwencji inscenizacyjnej. Grabowski odczytał "Obóz wszystkich świętych" poprzez swoje doświadczenia z Gombrowiczem ("Trans-Atlantyk") i Wy­spiańskim ("Wesele"), poszerzając je jeszcze o poetykę teatru Mrożka. Nie popro­wadził spektaklu w stronę totalnej groteski. Satyra nie przerodziła się nigdy w karykaturę czy pamflet polityczny. Poka­zując groteskowe figurki głupców, kłam­ców, samochwałów, złodziei, wzniosłych moralistów odsłaniał ukryte fragmenty ludzkiego bólu, udręczenia, narastają­cych frustracji i beznadziei. Zachował wielką czułość dla postaci, zwłaszcza tych, które uwięzione w swej osobności i samotności próbują się wyrwać z klatek nałożonych im przez społeczeństwo czy splot wydarzeń. Anna Sekuła zaprojek­towała bardzo funkcjonalne dekoracje róż­nicując miejsce zdarzeń scenicznych. W głównym środkowym obrazie zarysowała kontur baraku, w którym rozgrywają się zbiorowe sceny. To wnętrze baraku staje się świetlicą, jadalnią, kaplicą. Odbywają się w nim projekcje filmów, imprezy ar­tystyczne, pogadanki oświatowe. Urządza się w nim przyjęcia towarzyskie, festyny. Śpiewa pobożne pieśni, wygłasza podniosłe kazania. Zabiegi reżysera, scenografa i muzyka zmierzają do tego, aby pokazać podstawowe realia życia obozowego dipisów.

W tyle sceny, na podwyższeniu, sceno­graf sytuuje obraz zacisznego kameral­nego wnętrza, z kuchennym kredensem i stołem nakrytym koronkową serwetą, przy którym zasiadają i prowadzą pokręt­ny dialog Urszula Heinemann i Porucznik Grzegorczyk. Czasem dołącza do nich Dr Hubert. W tym wnętrzu jakby wyłączo­nym z głównego rytmu zdarzeń rozgrywa się intymny dramat dwojga ludzi: Urszuli i Stefana. Dramat miłości, zniszczonej przez podświadome lęki, pamięć przeszło­ści, niezrozumienie, urazy nacjonalistycz­ne, narastającą plotkę. Po prawej stronie, w znacznym oddaleniu, wysoko nad gło­wami widzów jest jeszcze trzecia prze­strzeń sceniczna: "Izba Lordów". Obraz ewokuje coś pośredniego między drew­nianą latryną a ławą prasową w sejmie. Siedzą tam Mecenas (Jerzy Sagan), Prezes (Marian Cebulski) i Doktor (Leszek Kuba­nek) z rozłożonymi na kolanach płach­tami gazet. Pełnią rolę komentatorów-opozycjonistów. To najlepiej zagrane ro­le w całym spektaklu. Mają coś z klimatu teatru Mrożka i teatru Wyspiańskiego.

Przedstawienie Grabowskiego aktors­ko jest wyrównane. Poza wspomnianą trójką nie ma wielkich kreacji. Nieźle zagrali swoje role Ryszard Sobolewski (komendant obozu), Bogdan Słonimski (Rotmistrz), Marian Dziędziel (Ksiądz Henias), Sławomir Sośnierz (Dr Hubert). Ja­cek Poniedziałek w roli porucznika Grze­gorczyka na początku przedstawienia wy­dał mi się trochę blady. Pod koniec spek­taklu wzruszył mnie jednak prostotą i naturalnością ekspresji. Przygaszonej. Bezkolorowej. Kiedy odwołuje swe oskar­żenia przeciwko majorowi Kosko, zaprze­czając oczywistej prawdzie - i jest tego świadomy - czuje się, że przemawia przez niego tylko gorycz. Nie ma w nim już ani bólu, ani smutku, ani nawet buntu. Jest tylko wielkie zmęczenie człowieka pokonanego i zrezygnowanego, któremu odebrano nawet energię etyczną, dzięki której człowiek się broni, aby nie stać się szmatą do wycierania cudzych brudów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji