Artykuły

Wojciech Kobrzyński: Najważniejsza jest miłość i szacunek do człowieka

13 marca obchodził 70. urodziny, 19 marca miał premierę spektakl "Cień". Ta przewrotna baśń dla dorosłych bawi, ale i pozwala przyjrzeć się ciemnym stronom ludzkiej natury. Z reżyserem rozmawia Jerzy Doroszkiewicz w Kurierze Porannym.

Dzisiaj mamy więcej głupoty jako takiej. Co więcej, tę głupotę często tworzą ludzie inteligentni - uważa Wojciech Kobrzyński, aktor i reżyser.

Gratuluję pomysłowej inscenizacji baśni Eugeniusza Szwarca.

Wojciech Kobrzyński: Jeśli udało mi się coś powiedzieć, to świetnie.

Zrobił Pan sobie urodzinowy prezent?

- (śmiech) Taki był mój zamysł. Szwarc pisał baśnie jako dramaty nawiązujące do tradycji i baśniowej, i komediowej. Podobnie tworzył Carlo Gozzi w XVIII wieku, zresztą kiedyś wystawiałem jego "Króla Jelenia" w BTL.

70-latka mogę zapytać Kiedy Pana zdaniem artystom łatwiej było zachować godność - za komuny czy w kapitalizmie?

- Oczywiście, że za komuny. Pomijając sprawy pewnej stabilizacji czy dbałości tamtej władzy o artystów, jako pewnej tuby tej władzy, artyści bawili się fantastycznie. Myślę, że mało kto akceptował tę władzę i mówiliśmy o tym poprzez przedstawienia kamuflując to. Cenzura przychodziła i czasem dopatrywała się jakichś aluzji, ale często udawało się, zwłaszcza w teatrze lalek. Cenzura pojawiała się rzadziej, jakby nie przewidując, że można tu coś brzydkiego na tę władzę powiedzieć. Wydaje mi się, że samopoczucie artysty teatru było wtedy całkiem dobre, a przynajmniej ja się bawiłem świetnie całe życie.

A zawód aktora? Wielu się wydaje, że każdy może być aktorem.

- Każdemu się tak wydaje (śmiech), ale to zupełnie co innego. To jak z koniecznością podwójnego naboru do Akademii Teatralnej w ubiegłym roku. Kandydatów było aż za dużo, ale wybrać z tej masy ludzkiej osoby, które spełniają podstawowe warunki, by uprawiać ten zawód było bardzo trudno. Zdaje mi się, że większość ludzi oglądając najczęściej telewizję uważa, że łatwo się występuje, łatwo się gada. Taki obraz kreują głównie seriale, gorzej jest wystąpić w planie filmowym, a w teatrze... to już w ogóle trudno dotrzeć do publiczności z wielu powodów. To wcale nie jest prosty zawód, a myślenie że to takie łatwe...

To kiedy w serialach pojawiają, się dziwne postaci, to oznacza, że miernoty wychodzą z cienia?

- Nie podejrzewam, że to są mierni aktorzy. Pracują i w teatrach, i posiadają warsztat aktorski. To konwencja serialowa wymaga od nich takiego sobie... bycia.

A w życiu? Dziś miernot jest więcej niż kiedyś?

- Nie odważę się osądzać ludzi. Zawsze byli ludzie zdolniejsi i mniej zdolni. Dzisiaj mamy więcej głupoty jako takiej. Mało tego - tę głupotę często tworzą ludzie bardzo inteligentni.

Ludzie przychodząc do teatru czasem szukają rozrywki, ale częściej chcieliby się przejrzeć w artystycznym zwierciadle - jaką Polskę, jaki świat Pan pokazuje przez swoją reżyserię?

- Taki, jaki bym chciał mieć wokół siebie. Biorąc za przykład moje trzy realizacje Szwarca - we wszystkich powiedziałem, że najważniejsza jest miłość i szacunek do drugiego człowieka. Jeżeli tego nie ma, to świat głupieje, a rzeczywistość robi się nieciekawa. Mówię o tym głośno ze sceny dlatego, że mi tego po prostu brakuje.

W Pana interpretacji "Cienia" nikt się nie wstydzi zmiany dekoracji - wręcz przeciwnie - charaktery pozostają te same, zmienia się tylko tło.

- To takie moje dopowiedzenie do Szwarca. Autor nie przewidywał takiego elementu i to wyeksponowanego w ten sposób w spektaklu. Chciałem w ten sposób powiedzieć, że te wszystkie zmiany, które niby nas otaczają albo dzieją się od jakiegoś czasu, właściwie nic nie zmieniają. Zmienia się jakiś wystrój, jakaś dekoracja (śmiech), natomiast do naszego życia nie wnosi to kompletnie niczego i taką myśl w tym spektaklu przemycam. Przyglądając się bardziej szczegółowo postaciom.

Minister jako symbol operetkowego satrapy to pomysł bardziej Szwarca czy Pana?

- To Szwarc wymyślił, że to jest taki minister, który coś udaje. Na przykład chorobę, ale to go chroni.

Jak współczesny pracownik uciekający przed zwolnieniem na chorobowe.

- Tak, tylko w nieco innym wymiarze, bo ta choroba na czym innym polega. W tej sztuce cały ten dworski świat udaje kogoś, kim nie jest, poza głównymi bohaterami. Wszyscy odgrywają jakąś komedię - panowie ludożercy są byłymi ludożercami, ale są i wypełniają w tej rzeczywistości zupełnie inne funkcje. Nie wiemy czy Julia udaje krótkowzroczność, czy naprawdę niedowidzi. Mówi, że jest wielką śpiewaczką, a kiedy Uczony prosi, żeby coś zaśpiewała - ucieka. To zakłamany świat i przez to zły. Mało tego - po prostu okrutny.

A te okulary-lustrzanki, które kryją dusze - to sygnał, że urzędnicy, w ogóle - ludzie stojący u władzy, są jej pozbawieni?

- Często odnosi się takie wrażenie, że urzędnik za biurkiem jest w tym momencie władcą i może z nami zrobić wszystko, co mu się podoba - albo nam pomóc, albo wręcz zaszkodzić. W tym przedstawieniu mówi się wprost, choćby wskazując na doktora. On zrezygnował jakby z największego celu lekarza, czyli - wyleczyć. Sam kiedyś powiedziałem koledze lekarzowi: Ty masz mnie zachować przy życiu, a nie wyleczyć, bo z czego będziesz żył? (śmiech).

W tym dworskim świecie nie ma nic dobrego. Czyli Pan pokazuje, że można dopuścić się każdej niegodziwości by utrzymać władzę?

- Po prostu myślę, że tak jest.

W klasycznych baśniach miłość pokonuje śmierć, zaś u Pana - moim zdaniem - strach przed naruszeniem systemu władzy nakazuje posłużyć się siłami nadnaturalnymi.

- Tak, władza zrobi wszystko aby mieć władzę i tyle. Wracając do treści spektaklu - dlaczego chcą przywrócić życie dobremu człowiekowi? Żeby zły mógł żyć!

Jak w takim razie wybierać w życiu, przy urnach wyborczych, by nie stracić głowy i nie mówić później, że nic się nie stało?

- Ha, myślę, że wszyscy mamy kłopot. W tym przedstawieniu próbuję przemycić taki imperatyw - mamy prawo wybierać i rezygnujemy z tego prawa i w związku z tym - to my jesteśmy autorami tego zła.

Dziękuję za rozmowę.

Wojciech Kobrzyński

W latach 1969-74 aktor Teatru Lalki i Aktora im. Andersena w Lublinie. W1975 r. rozpoczął studia w zakresie reżyserii teatru lalek w Leningradzkim Instytucie Teatru, Muzyki i Kinematografii, które ukończył w roku 1978. Jako dyrektor naczelny i artystyczny kierował w latach 1978-82 Wałbrzyskim Teatrem Lalek, od 1982 do 1990 r. Teatrem Lalek "Pinokio" wŁodzi. Lata 1990-2005 to okres dyrekcji Wojciecha Kobrzyńskiego w Białostockim Teatrze Lalek. Był wykładowcą na Wydziale Lalkarskim we Wrocławiu PWST w Krakowie, a od 1984 r.jest pracownikiem Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza (Wydział Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku), gdzie pełnił przez trzy kadencje funkcję dziekana oraz prorektora AT w latach 2006-2012. W 2001 roku otrzymał tytuł profesora sztuki teatralnej. Odznaczony za wybitne zasługi dla kultury narodowej, za osiągnięcia w twórczości artystycznej oraz działalności dydaktycznej Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski a także srebrnym orderem Gloria Artis. Wojciech Kobrzyński reżyserował w wielu teatrach w Polsce, w BTL przygotował kilkanaście premier.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji