Artykuły

Udana lekcja patriotyzmu

"Termopile polskie" w reż. Andrzeja Marii Marczewskiego w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Rozmach i sceniczna uroda łódzkich "Termopili polskich" Tadeusza Micińskiego w reżyserii Andrzeja Marii Marczewskiego budzi szacunek.

Z sążnistego dramatu inscenizator wydobył spory ładunek intelektualny, nienachalnie odwołując się do drzemiących w nas uczuć patriotycznych. Przedstawienie przynosi doskonałą rolę Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej, znakomitą - Stanisława Brejdyganta jako Suworowa, świetną - Sławomira Suleja, czyli Kniazia Potiomkina. To oni rozdawali karty w tej rozgrywce.

Miciński należy do dramaturgów, którzy, podobnie jak romantycy, niezbyt przejmowali się wymogami sceny. Jego dzieło liczy ponad 300 stron i to bez zaginionego aktu trzeciego. Stawia to przed reżyserami karkołomne zadania. Główny kłopot z owym "Misterium na tle życia i śmierci księcia Józefa Poniatowskiego", jak głosi podtytuł, polega na odmalowaniu o wiele bardziej złożonych i ciekawszych sylwetek wrogów Polski niż rodzimych osobistości życia politycznego burzliwych czasów przełomu XVIII i XIX wieku. Postać księcia Józefa Poniatowskiego (Marek Cichucki) pojawia się wręcz pretekstowo jako klamra spinająca epizody z historii Polski lat 1787-1813. Przewijają się one przed jego oczami, gdy postrzelony podczas bitwy pod Lipskiem, tonął w nurtach Plejsy, bagnistej odnogi Elstery. Pozostali Polacy są przez Micińskiego przedstawieni bardziej jako marionetki niż żywi ludzie. Szczególnie król Stanisław August Poniatowski (Przemysław Wasilkowski), jak też drętwo wypowiadający się Tadeusz Kościuszko (Marek Lipski) czy po jakobińsku radykalny Hugo Kołłątaj (Marian Wiśniewski).

Postaci jest zatrzęsienie. Niektórzy aktorzy grają po kilka ról, więc przypada im przeciętnie jedynie po kilka zdań plakatowo sloganowych wypowiedzi. Zdecydowanie lepiej wychodzą na tym kreatury. Nie wszystkie pomysły są równie trafione, jak np. obecność przy konającym Księciu wianuszka pięknych kobiet ze zjawiskową Witą (Weronika Książkiewicz), zmysłową Tamarą (Kamila Wojciechowicz) i piękną, niemą Śmiercią (Aurelia Sobczak). Mniej natomiast przekonywały rockowe protest songi robiące wrażenie osobnych, słabo powiązanych z akcją wstawek.

Jakkolwiek zapętlonym wywodom Micińskiego - z odwołaniami do alegorii uosabiających walkę pierwiastków zła i dobra - daleko do scenicznego nerwu i wyczucia Szekspira, przedstawienie Andrzeja Marii Marczewskiego spełnia wymogi intrygująco wystawionej klasyki. Widz otrzymuje trzygodzinną wersję dzieła na tyle jasną i czytelną, na ile ten niełatwy tekst może być dziś klarowny na scenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji