Artykuły

Wędrowanie

"Wziołowstapienie" Piotra Tomaszuka w reżyserii autora z Teatru Wierszalin w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim, w cyklu "Teatry Polskie". Pisze Wiktoria Formella w Teatrze dla Was.

Tegoroczny cykl "Teatry Polskie", w ramach którego w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim pokazywane są spektakle z różnych teatrów w kraju, został rozpoczęty marcową prezentacją dorobku Teatru Wierszalin z Supraśla. Trzydniowa wizyta rozpoczęła się od spektaklu "Wziołowstąpienie" - jednej z nowszych propozycji, przygotowanej w 2015 roku przez Piotra Tomaszuka. Reżyser stworzył barwną opowieść o Podlasiu, a czerpał przy tym przede wszystkim ze źródeł literackich ("Jak wiedźma Agrypicha znachorstwa mnie uczyła" Nadziei Bittel-Dobrzańskiej, "Moje widzenie świata" Czesława Klimuszko, "Szeptem" Vitala Voronaua, "Historie ziołowe" Mariana Janusza Kawałko, "Lud białoruski na Rusi Litewskiej" Michała Federowskiego, "Wywiad" Mirona Białoszewskiego) oraz z lokalnych opowieści, które pamiętał ze swojego dzieciństwa.

Na scenie ustawiono płócienne materiały, które po podświetleniu okazały się być kartami zielnika - widać było cienie różnorodnych ziół rosnących na Podlasiu i Polesiu. Po lewej stronie znajdowała się szafka wypełniona fiolkami z różnobarwnymi miksturami i lekarstwami - symbol naukowego podejścia do medycyny. Gdzieniegdzie można było zauważyć monstrualnej wielkości leśne grzyby, w kilku miejscach zwisały suszone zioła, natomiast na środku sceny powiewały poszarpane fragmenty jasnych materiałów, imitujące korzenie roślin. Scenografia przygotowana przez Stefana Wyszkowskiego, Paulinę Liziakowską Michaluk, Jana Łubę, Adama Zarębę i Mariusza Malinowskiego tworzyła oniryczny świat malowniczego pogranicza, w którym zaakcentowano jeden z głównych tematów spektaklu: piękno i siłę świata natury. Bajkowy klimat dopełniła muzyka Piotra Tomaszuka i Rafała Gąsowskiego. Znalazło się w niej miejsce nawet dla zapomnianej liry korbowej.

Całą historię skoncentrowano wokół wątku wędrowania. Początkowo poznajemy pięcioro dzieci - to Kastuś, Werek, Józuk, Natalka i Nastusia. Dzieci postanowiły udać się na grzybobranie. Aby wspomóc udane zbiory, co jakiś czas rzucały zaklęcia: "Hriby, po hriby, no moj po wierchu". Postaci nierzadko miały problem, aby odnaleźć to, czego szukały, więc urozmaicały sobie czas - żartowały, bawiły się w wojnę, rzucały znalezionymi grzybami. Wygłupy kilkakrotnie przerywano opowiadaniem strasznych historii, którymi dzieci wzajemnie się straszyły: o chłopcu, któremu groziła amputacja ręki, ale uratowała go szeptucha czy o mężczyźnie, który doprowadził do podpalenia domu ukochanej kobiety. Dominowały lokalne opowieści, powszechnie znane znane na Podlasiu - np. o niezwykłych uzdrowieniach i zamowach (czyli rytualnych zaklęciach, które gwarantują wyzdrowienie chorym). Dzieci podkreślały swoją przynależność, kilkakrotnie mówiły, że oni to "nie Giermańcy, nie Rasjanie", lecz "normalna ludność miejscowa". Regionalny koloryt został wzmocniony przez fakt, że posługiwały się gwarą podlaską (co jednak sprawiło, że nie wszystkie słowa, które wypowiadały, były zrozumiałe dla gdańskiej widowni). W tej sekwencji świetnie sprawdziły się materiały, za którymi dzieci kilkakrotnie przechodziły i tworzyły teatr cieni: postaci traciły ostrość kształtów, co w połączeniu z ich zgarbionymi sylwetkami przywoływało skojarzenia z leśnymi zjawami, a to dodatkowo wzmacniało oniryczny klimat.

W kolejnej części postaci były już nieco starsze - Kastuś stał się magistrem nauk medycznych, Natalka skończyła polonistykę, Nastusia została magistrem nauk fizycznych, Werek inżynierem, a tylko Józuk, nieco mniej rozgarnięty, zakończył swoją edukację wcześniej i stał się leśniczym. Postaci wciąż były świadome swej odrębności, ale tym razem podkreślały poziom wykształcenia, bo poprzedni tekst zastąpili nowym - "nie Giermańcy, nie Rasjanie, a inteligencja miejscowa". Wątek łączący postacie został nieco oddalony od łona przyrody, a ich zbieractwo przeniosło się w miejsca bardziej zurbanizowane i kojarzące się z latami PRL-u. Scenografię tworzyły walizki, po otwarciu których było widać napisy - "przyjęcie towaru", "zaraz wracam" czy "przerwa obiadowa". Te hasła sprawiły, że kolejny raz starania grupy przyjaciół o załatwienie spraw - podobnie jak w przypadku grzybobrania - były uniemożliwiane. Stanie w kolejkach z torbami ze sznurka, a potem z przewieszonymi przez szyję rolkami papieru toaletowego, umilali tańcem w rytm przebojów zespołu "Alibabki", Heleny Majdaniec czy Adolfa Dymszy.

W kolejnych epizodach pokazano tę samą znajomą grupkę u progu życia - jako zgarbionych staruszków, podpierających się laskami. To emeryci, którym udało się odnieść sukces - są już doktorami, a nawet rektorami czy dyrektorami przedsiębiorstw, których dręczą nieustanne audyty. Historia zatoczyła koło i postacie po raz kolejny udały się do lasu, jednak tym razem po to, by odszukać zioła, które uleczyłyby ich starcze dolegliwości. Jak na złość, los znowu z nich zadrwił i rzucił pod nogi same grzyby.

Dzięki wyraźnym odwołaniom do cyklu przyrody, nie dziwi zapętlenie czasu obejmujące postać Kastusia. Bohater występował jako uczony lekarz, aby w kolejnej scenie powrócić w postaci młodego chłopca. Historia paczki przyjaciół była przerywana przez kilka jego wykładów, w których zwracał się bezpośrednio do widowni i informował ją o działaniu poszczególnych układów życiowych człowieka. W ten sposób wyśmiano naukowy sposób leczenia, który w spektaklu został silnie skontrastowany z ludowymi historiami o przypadkach wykorzystania medycyny niekonwencjonalnej (jak twierdzą postaci - "Znachorstwo pomaga w leczeniu chorób, z którymi współczesna medycyna po prostu sobie nie radzi!"). Wśród fachowych mądrości nie zabrakło również tautologicznych tez, jak ta gdy Kastuś tłumaczył cel działania układu krwionośnego. W postać belfra, zdegustowanego brakiem podstawowej wiedzy wśród widowni, świetnie wcielił się Rafał Gąsowski. Aktor z pedagogiczną manierą kilkakrotnie skwitował indolencję widzów, nazwał ich "baranami", a w roli Kastusia raczył dziecięcą poczciwością. Nie tylko on, ale każdy z aktorów nadał wyraźny rys granej przez siebie postaci, dzięki czemu razem stworzyli cały wachlarz typów ludzkich - nadgorliwą polonistkę-kujona (Monika Kwiatkowska), energetyczną sportsmenkę (Sylwia Nowak), przygłupiego nieuka (Bartłomiej Olszewski) czy rubasznego śmiałka (Dariusz Matys). Wiejska gromada celowo została przerysowana, ponieważ w ten sposób dobrze korespondowała z groteskowo-prześmiewczą konwencją spektaklu. Przedstawienie oparto o prostą, ale barwną fabułę, bogatą w komiczne wątki (leczenie krowy, rubaszne sceny problemów bezpłodności czy problemy z męską [sic!] macicą), w których niejednokrotnie widać duży dystans wobec ludowych mądrości. Nie zabrakło jednak elementów szacunku i czułości wobec regionalnych tradycji, a balansowanie między tymi dwoma tendencjami udało się właśnie dzięki bardzo dobremu zespołowi aktorskiemu.

Przez całą opowieść bohaterom towarzyszy pewna tajemnicza postać. Jest starsza, ubrana w czarny płaszcz i kapelusz, a w ręku trzyma laskę-parasol, która ułatwia jej poruszanie się. To ona otwiera spektakl sceną, w której układa rekwizyty i szepcze obcobrzmiące słowa, po czym miarkując kroki, oddala się. W trakcie początkowych epizodów z dziećmi majaczy w tle, jest wycofana i nie wdaje się w bliższe interakcje z bohaterami. Dopiero pod koniec spektaklu - wraz z upływem czasu, czyli zestarzeniem się wszystkich postaci - nawiązuje kontakt z Kastusiem, z którym rozmawia słowami wiersza "Wywiad" Mirona Białoszewskiego. Właśnie wtedy okazuje się, że to śmierć-wyzwolicielka, która uwalnia Kastusia z obowiązku wcielania się w kolejne postaci. Wybawiony Kastuś kwituje swój los słowami: "Nie każcie mi już niczym więcej być! Nareszcie spokój", a śmierć odbiera "karę za życie". Postać graną przez Piotra Tomaszuka można odczytać jako demiurga-stwórcę, powołującego do życia sceniczny świat, a tym samym wyraźnie odwołującego się do działań scenicznych Tadeusza Kantora.

W tej niezwykle radosnej opowieści godzenia się z nieubłagalnością i trudnościami losu Tomaszuk nawiązuje do ludowości i lokalności Podlasia, a tym samym do kultowych spektakli Wierszalina - "Wierszalin. Reportaż o końcu świata" i "Turlajgroszek" - które zagwarantowały jego zespołowi rozpoznawalność i uznanie. To udany powrót do źródeł i korzeni tego teatru, w którym obrzędowość religijna ustąpiła miejsce rytuałom lokalnym. Spektakl sprawnie łączy przeszłość z teraźniejszością, naukowe oraz ludowe podejście do medycyny, przy tym zręcznie żongluje konwencjami. Przede wszystkim uzmysławia, że temat lokalności jest niezwykle żywy i stanowi niewyczerpane bogactwo inspiracji.

Spektakl zaprezentowano 17 marca 2017 roku w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim w ramach cyklu "Teatry Polskie"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji