Artykuły

Starość po raz drugi

Felieton o starości ("Starość zbuntowana") wywołał u czytelników zastanawiająco żywy oddźwięk. Doczekałem się kilku listów zawierających aprobatę zawartych w nim refleksji, nie brakło także głosów, w których - bardzo taktownie zresztą - oskarżano mnie o "nieznajomość problemu", który - zdaniem autorów listów polemicznych - znam tylko z teorii, sam bowiem jestem jeszcze młodziutki (co w kontekście całości listu znaczy: naiwny i głupiutki).

Mój Boże! Z jaką radością zgodziłbym się i z jednym i z drugim, gdyby tym mało chwalebnym (dla mnie) sądom towarzyszyła rzeczywiście młodość! Niestety: na zgrzybiałą starość jeszcze trochę muszę wprawdzie poczekać, ale i młodość mogę tylko wspominać. Taka jest prawda, takie są fakty, a fakty - wiadomo - to rzecz uparta....

Wyjaśniwszy, co wyjaśnić należało, wracajmy do właściwego tematu dzisiejszych refleksji, więc raz jeszcze do spraw wieku, do czego upoważniają mnie trzy programy oglądane w ciągu ostatnich dni na ekranie telewizora. Mam tu na myśli spotkanie z Kazimierzem Krukowskim - Lopkiem, znakomitym aktorem estradowym, prof. Stefanem Zbigniewem Różyckim - geologiem, geografem i podróżnikiem, wreszcie spotkanie z młodzieżą z warszawskiej Wyższej Szkoły Teatralnej. Młodzi wystąpili w szekspirowskiej "Zimowej opowieści", przedstawieniu dyplomowym przeniesionym na scenę teatru TV (reżyseria - Zofia Mrozowska). Aby załatwić do końca porachunki osobiste, stwierdźmy, że jeżeli pomysł pokazania milionowej widowni efektów pracy szkoły teatralnej był pomysłem dyrektora teatru TV. J. P. Gawlika - był to pomysł szczęśliwy.

Co łączy te trzy, tak przecież różne pozycje? Oczywiście problem wieku; człowiek wspominający (piszę to w znaczeniu zbliżonym do tego, jakie przykładamy do określenia człowiek polityczny, człowiek społeczny) spotkał się tu z człowiekiem - kartą nie zapisaną. (Jest jeszcze trzeci gatunek człowieka: człowiek wspominany, ale to specjalność innej rubryki w tym piśmie.)

Wspominali Profesor i Aktor, wspominać będą - jak dobrze pójdzie - młodzi aktorzy. Zestawienie czy konfrontacja tych dwóch stanów człowieczeństwa prowadzić może - jak myślę - do interesujących refleksji ale mnie tu interesuje inny "aspekt sprawy". Upominany, nie bez racji, za jednostronne widzenie spraw starości, chcę dowieść, że dostrzegam także jej - powiedzmy - pozytywy, a także (gorzkawe i cierpkie) radości jakie z sobą niesie.

Czy niesie wszystkim wchodzącym w zmierzch? Otóż to: na "słodką starość" trzeba ciężko pracować całe życie, tak jak to robili Różycki i Krukowski i wielu tych Starców Wspaniałych, których nazwiska znajdujemy w opasłych tomach encyklopedii. Kto nie dbał całe życie o gromadzenie materiałów do wspomnień, kto nie zgromadził tego bezcennego kapitału - temu pozostaje pustka dni kończących się pustą nocą i pustka nocy kończących się dniem, który... Ale dość tej poezji, zostawmy ją powołanym i kompetentnym. Mówiłem tu o wspominaniu podprowadzając pod temat właściwy, którym jest kultura wspominania.

Jakże tu łatwo o śmieszność! Żałośni są owi bohaterowie ostatniej wojny wspominający - po trzech głębszych - jej wydarzenia z sobą w roli głównej; niezorientowany słuchacz mógłby sądzić, że to oni zdecydowali o losach jeżeli nie wojny to którejś z jej wielkich kampanii, że to oni - dziś cisi i zapoznani - kierowali najwspanialszymi akcjami podziemia, że im zawdzięczają ocalenie dziesiątki czy setki ludzi.

Można jednak wspominać inaczej, tak właśnie, jak to robił zawodowy rozśmieszacz Lopek. On też ocalił, nie ongiś jednakże, ale dziś, w naszej przytomności od zapomnienia całą epokę polskiego kabaretu z przyległościami (politycznymi i społecznymi). Rzecz jednak nie sprowadza się tylko do zachowania właściwych proporcji widzenia siebie na tle czasów i ludzi; Kazimierz Krukowski bronił czasów swej młodości i dojrzałości, owej "warszawki" z heroizmem i powodzeniem tak wielkim, że zyskał dla niej sympatię ludzi, którzy nigdy jej urokom nie ulegali... Nie tracąc na tym, ale zyskując: w świecie, w którym wszystko zdaje się każdego dnia zaczynać od nowa, poczucie ciągłości historycznej, przypomnienie, że jest się ogniwem łańcucha sięgającego daleko w przeszłość - nie najważniejsze przy tym czy wyłącznie chwalebną, czy też kryjącą cienie, ale własną, własnego narodu i społeczeństwa, ma niezaprzeczoną wartość. Tak wspominać, tak móc i umieć wspominać, to jeden z uroków wieku bardziej niż dojrzałego. Czy przez to starość staje się - tak jak pisałem we wspomnianym tu już felietonie - stanem mniej tragicznym?

Jeżeli na to pytanie ktoś może z przekonaniem dać odpowiedź twierdzącą, temu bardzo zazdroszczę.

Czas pomówić o młodości, czyli o przedstawieniu młodzieży teatralnej. Dziwny to był spektakl. Jeżeli wolno mi się na ten temat wypowiadać, napisałbym, że oglądaliśmy przedstawienie mrożąco poprawne (ocena nie dotyczy reżyserii, ale gry aktorów). Mnie przynajmniej nie udało się ani na chwilę zapomnieć, że oglądam absolwentów powtarzających wyuczoną lekcję. Ale to nie zarzut: trzeba czasu, aby zapomnieć nauk mistrzów. Do buntu, do zaprzeczenia wzorom, co zresztą jest dowodem, że uczyli dobrze, trzeba dojrzeć i z całą pewnością najlepsi uczniowie warszawskiego studium teatralnego zdobędą się na to. Którzy - nie wiem, wiem jednak z całą pewnością, że nie wszyscy. I dlatego patrząc uczestniczyłem w tym przedstawieniu z uczuciami, które zwykło się nazywać mieszanymi: więc z zazdrością - bo oto wszystko jest przed tymi młodymi ludźmi - i ze współczuciem: dla tych, którzy po najdłuższym życiu nie będą mieli czego wspominać. Ale taki już jest los artystów wybrany przez nich świadomie i chyba ze zrozumieniem ryzyka, jakie służba sztuce z sobą niesie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji