Artykuły

Rozmaryn i wawrzyn

Byliśmy przedwczoraj świadkami historycznej, krakowskiej premiery "GAŁĄZKI ROZMARYNU" ZYGMUNTA TEMPKl - NOWAKOWSKIEGO. Były po wojnie przedstawienia tej sztuki-felietonu o legionistach Józefa Piłsudskiego w dwóch miastach, ale - bez chęci obrażania kogokolwiek - czekaliśmy na inicjatywę krakowską w tym względzie. Spełnił te oczekiwania BRUNON RAJCA reżyserując na scenie urządzonej w Kolegium Nowodworskiego wspominam sztukę we własnym opracowaniu. Przedsięwzięcie zgoła olbrzymie, jeśli się zważy, jak trudno jest dzisiaj o takie zagospodarowanie sceny naturalnej, urządzenie amfiteatralnej widowni itd. Ale najważniejsze osiągnięcie to wprowadzenie do repertuaru samej sztuki. Uważano ją za wyłącznie apologetyczną w odniesieniu do Józefa Piłsudskiego. I dzisiaj z niejakim zdziwieniem widzowie obserwują przygody wojenne plutonu, który okaleczony, tracący najlepszych swych synów - dociera do jakiegoś tam końca Legionów. No, nie ma na scenie kryzysu przysięgowego, kiedy Piłsudski nie pozwolił na składanie przysięgi cesarzowi niemieckiemu. Ale za to jest dyskretna scena oczekiwania Komendanta i "Pierwsza Brygada" zaśpiewana przez cały zespół, niemały i zasługujący na gorące brawa dla sprawności scenicznej, temperamentu, dobrze pomyślanych ról. Nie są one pod piórem autora żadnym osiągnięciem błyskotliwości teatralnej. Są dobrym materiałem, co stało się doskonałą okazją zaprezentowania Krakowowi i jego gościom w nadchodzących "Dniach Krakowa" fragmentu "oleandrowej", "kadrowej", zwyczajnej "plutonowej" legendy. Zetknięcie się i nią jest prawdziwie wzruszające. Trzeba więc dobrze uważać, aby owym emocjom nie ulec...

Brunon Rajca nie dał się uwieść uczuciom, chociaż każdy wie, te zwyczajny polski patriotyzm nakazuje odnieść się z szacunkiem do wielkiego tematu Legionów Polskich, które pierwsze w naszych dziejach popowstaniowych podjęły realny czyn zbrojny, budując program odzyskania niepodległości. Koloryt obyczajowy strzelectwa, werbunku, pierwszych bojów, krzepnięcia w walce, miłości frontowych złożył się na opowieść mało sceniczną. Ale jest w tej sztuce wytrawnego publicysty, felietonisty, współpracownika IKC, który do Polski po wojnie nie wrócił i na emigracji bardzo za Krakowem tęsknił - rodzaj tworzywa, które nakazuje współczesnemu polskiemu artyście nieco pogłębić całą kwestię. "Gałązka rozmarynu", ta premierowa warszawska i krakowska w roku 1937, to nie ta sama "Gałązka", kiedy wystawia się ją współcześnie w Krakowie. Mamy za sobą surową, bardzo surową weryfikację wojenną. Mamy za sobą doświadczenia bohaterskiej walki z okupantem, zmiany aliansów politycznych, prześladowań. Z tego wszystkiego Legiony, jako doświadczenie historyczne, wyszły na czoło polskiej praktyki zarówno wojskowej, jak i stwórczej w odniesieniu do idei niepodległości państwowej. Za wysoki ton, bo tylko o przygodach okopowych się mówi w "Gałązce rozmarynu"? Nie, nie za wysoki. W okopach mówili młodzi chłopcy o polskiej sprawie. Austriacy, tak, ci przez wielu ulubieni Austriacy zakazali w pewnym momencie kolportażu "Ilustrowanego Kuryera Codziennego" w szeregach legionowych, ponieważ gazeta zbyt ostro (zdaniem Abwehry zaborczej) wyrażała się o koniczności zbudowania niepodległej Polski

Miał więc prawo nieco upatetycznić rzecz całą reżyser. Ale nie zrobił tego nachalnie. Koniec przedstawienia to oczekiwanie na odwiedziny Komendanta. Nie wchodzi on na scenę. Wspomniana pieśń, tragiczna w końcu, bo mówiąca o braku uznania, ma tu swój historiozoficzny wymiar. Wiem, że uwaga skierowana jest ku humorowi sytuacyjnemu, frontowemu. Wszy, poniewierka, wesołe piosenki, gra temperamentów - wszystko to owiane sentymentem. Każdy więc ma swe przygody. Różni się od swego towarzysza doli. Tu chciał Nowakowski rozbudować zadania sceniczne aktorów.

RYSZARD GAJEWSKI-GĘBKA, ANDRZEJ NOWAKOWSKI, TADEUSZ KWINTA, STANISŁAW JĘDRZEJEWSKI, ZBIGNIEW MIECZYŃSKI, TADEUSZ ZIĘBA, SŁAWOMIR ROKITA, HILARY KURPANIK, MIECZYSŁAW OSTRORÓG, WOJCIECH WZIĄTEK, ANDRZEJ BRYG, STANISŁAW BERNY, MARIAN CZECH (świetny, wyrazisty Kapral) WOJCIECH KRUPIŃSKI to zespół żołnierzy plutonu, który obserwujemy od chwili werbunku w pawilonie oleandrowym. Byłbym małodusznym sprawozdawcą, gdybym powiedział, że wszyscy w tym zespole grali jednakowo. Na plan pierwszy wysuwają się tu na pewno znakomity Nowakowski jako Juhas: bez przesady można powiedzieć, że zbudował on barwną postać górala-lekarza, nieco szorstką, ujmującą ofiarnością. Kapelan Krupińskiego to prawie postać z komedii Szekspira: aktor porusza się swobodnie między funeralnymi nastrojami i wybuchami wesołości rubasznej. Stanisław Jędrzejewski doskonale wywiązał się z roli Sasa: artysta ma w sobie siłę kreacyjną, umie się przeistaczać z hrabiowskiego zarozumialca w oddanego kolegę. Spełnił pięknie swe zadanie ANTONI ŻUKOWSKI jako Doktor.

Na antypodach miały się znaleźć postacie mieszczuchów kieleckich, którzy witają, albo i nie witają żołnierzy Piłsudskiego. Oczywiście JÓZEF HARASIEWlCZ jako Słowikowski był zabawny. RENATA FIAŁKOWSKA jako jego żona doskonale zagrała scenę konfliktu z przestraszoną, dojutrkującą częścią kawiarnianego towarzystwa. HALINA KUŹNIAKÓWNA jako Dziedzicowa, JULIUSZ ZAWIRSKI jako Rejent, RYSZARD SOBOLEWSKI jako Mecenas, BARBARA KRUK-SOLECKA jako Prezesowa - stanowili równorzędną dla żołnierzy plutonu grupę sceniczną. Barwną, jak na jakimś obrazie z epoki!

Trzecią, ważną część postaci stanowili uczestnicy zabawnych, często wzruszających fragmentów "Gałązki rozmarynu". Do niej zaliczam liryczną, o idealnej dykcji IZABELLĘ LIPKĘ, która w sztuce spełnia rolę nie tylko żołnierza-sanitariuszki, nie tylko stanowi przedmiot westchnień plutonu. Jest jakby łączniczką żołnierzy ze społeczeństwem. (Ciekawa scena powrotu na front! Przedzierzgnięcie się w "cywilną" dziewczynę - znakomite!) ZINAIDA ZAGNER jako Ciocia ze Stanisławowa doskonale choć z umiarem "ciągnęła zy lwowska". Jerzy A. Braszka z roli raczej Samsona wyszedł z tarczą, bardzo mi się podobał Jeniec w wykonaniu ANDRZEJA STALONY-DOBRZAŃSKIEGO: spełniał rolę główną w zderzeniu z Polakami "austriackimi". WITOLD GRUSZECKI jako Feldmarszałek, ANDRZEJ MROZEWSKI jako Czech i sekundujący mu WŁODZIMIERZ CHRENKOFF (przedtem jeszcze dobry, charakterystyczny Kapitan austriacki) swym zapałem i starannością, popartą doświadczeniem przyczynili się do kreacji odpowiedniego nastroju sentymentalnych obrazów.

Scenografia nieco za mało funkcjonalna, przy olbrzymich trudnościach wynikających z konieczności przysłonięcia horyzontu była dziełem KATARZYNY ŻYGULSKIEJ. Opracowanie muzyczne TADEUSZA WOŹNIAKA, pomysł ze skrzypkiem, który na górnym krużganku popisywał się po wirtuozowsku - dopełniały nastroju.

Dobrze to wszystko wypadło. Trzeba koniecznie zobaczyć Kraków roku 1914 i okopy polskich żołnierzy w I wojnie, co pokazał Teatr "Maszkaron".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji