Artykuły

Niech będzie lekko

Krakowski Salon Poezji. Współczesną poezję białoruską i ukraińską czytali Krzysztof Jędrysek i Tadeusz Zięba. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Trwał rok 1930, powiedzmy - zima. Ukraina istniała jako lękliwie skrywany punkt w głowach ludzi, dla których pamięć była wszystkim, co mieli. Gdzie leży miasteczko Rzyszczów? Niech wystarczy, że na Ukrainie.

Jest więc Rzyszczów, jest i był w roku 1930. Wtedy, tam, pewnego dnia, a raczej nocy pewnej, do drzwi mieszkanka Wasyla Kostenko zapukali panowie z NKWD.

W przedpokoju proste pytanie zadali: "Czy posiada obywatel broń?". Wasyl Kostenko radośnie zawołał: "Jest!!!", zaprowadził gości do małego pokoju i wskazał na kołyskę, w której leżało niemowlę. Była to dziewczynka... Nie wiem, czy Wasyl Kostenko układał wiersze, ale czy tamten jego gest w środku zimowej nocy nie był czymś na podobieństwo cierpkiej, kojącej metafory, obrazu, wersu na mgnienie rozpraszającego ciemności, na mgnienie nadającego ołowianemu światu lekkość?

Przypomina się "Ars poetica" Stanisława Grochowiaka. "Godziny przy piórze - one leczą rany./ Nawet śmierć jest daleka, jak była w dzieciństwie./ Zwierzęta domowe śpią ufnie przy twoich stopach./ A płomień świecy/ Nieruchomieje jak miecz czuwający. (...)".

Tak, przypomina się właśnie to. I strofy te wciąż powracały na ostatnim Salonie Poezji, zatytułowanym "Pępek nieba" - tak jak tom utworów młodych białoruskich poetów pokolenia "Bum-Bam-Lit": Wiktora Żybula, Serża Minskiewicza, Jurasia Barysiewicza, Wolhy Hapiejewa, wielu innych jeszcze. Ich wiersze wybrał Krzysztof Jędrysek, dołożył utwory poetów ukraińskich, nie tylko młodych - i wraz z Tadeuszem Ziębą czytał przez godzinę, w kilku przerwach słuchając rosyjskiej muzyki, co ją grali: Halina Jarczyk na skrzypcach, Mateusz Jędrysek też na skrzypcach i Jacek Bylica (fortepian).

Gdy jest tak, jak być nie powinno - a przecież tak, jak być nie powinno, bywa w sumie bez przerwy, gdyż tak zwane istnienie to jest raczej fiasko niż ulga - wtedy dobrze jest móc wskoczyć w nierealny jakiś obrazek, choćby obrazek zrobiony ze słów, na przykład - w wiersz. Jędrysek i Zięba takie obrazki, obrazy czytali. Czy w czarnej epoce NKWD, czy teraz, za białoruskiej paranoi dyktatorskiej albo wewnątrz ukraińskiego bólu - dobrze jest wskoczyć w obraz.

Nie mam na myśli chowania się przed drzazgami w wieży wysublimowanej sztuki. Myślę raczej o finale "Katastrofy" Samuela Becketta, kiedy katowana przez Reżysera, ustawiana przezeń, modelowana, torturowana rozkazami, niczym pies tresowana postać - nagle sama z siebie powoli unosi głowę, dotąd pokornie opuszczoną, wysoko unosi czoło i gestem tym wciska Reżysera w milczenie, zamienia go w bezsilny strzęp. Ten właśnie gest słychać było na ostatnim Salonie.

"Niech będzie lekko. Wraz z przemknieniem pióra./ Niech będzie wiecznie. Świetlistym wspomnieniem". Piękne jest to echo Grochowiaka przy piórze godzin, które leczą, daleko odsuwają koniec i ucząc jak podnosić głowę - uczą jak nie pluć, jak wybierać własne zdumienie zamiast obelg. "Niech będzie lekko. Wraz z przemknieniem pióra"... Ukraińska poetka ułożyła te słowa 30, może 40 lat po tamtej zimowej nocy roku 1930 w Rzyszczowie, kiedy na mgnienie stała się kruchym pistoletem w kołysce. Rodzice dali jej na imię Lina. Wciąż istnieje, pisze wciąż. Nazywa się Lina Kostenko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji