Artykuły

Niedzielna uczta

Na dwa przedstawienia, które recenzuję, wybrałem się z synem. Z powodów iście praktycznych, bo moje widzenie literatury, teatru i innych sztuk jest spaczone, a jego spontaniczne. A że były to przedstawienia adresowane do dzieci i dorosłych, więc tym bardziej ciekawy byłem reakcji syna, która - przyznaję - miała decydujący w tym wypadku wpływ na mój odbiór.

Ucztę teatralna rozpoczęliśmy na sztuce lalkowej Marii Kownackiej "O Kasi, co gąski zgubiła", w Teatrze Lubuskim. Nawiasem: Zielona Góra to prawdopodobnie jedyne miasto w Polsce, w którym teatr lalkowy jest pod zarządem teatru dramatycznego i ten pierwszy chyba utrzymuje drugi. Ale...

Maria Kownacka jest zasłużoną autorką dla dzieci. Jej pisanie jest literacko na wskroś przejrzyste, metaforyka tak prosta, że aż piękna, fabuła oczywiście szczęśliwie kończąca się, no i podział bohaterów koniecznie na pozytywnych i negatywnych. Czegóż więcej potrzeba, aby dzieci brały aktywny udział w spektaklu i pomagały biednej Kasi w odnalezieniu zgubionych przez nią gęsi.

Syn Orestes przez całą sztukę siedział spokojnie, to znaczy nie wiercił się i tylko klaskał. Inne dzieci także w ten sam arcydzielny sposób oglądały sztukę, a mnie pozostało skonstatować: dzieci nie mają w głowie żadnych artystycznych fobii, wybrzydzają wtedy, gdy się ich okłamuje. Scenografia Krzysztofa Gąsowskiego pomysłowa i ekonomiczna, chociaż można by było zarzucić jej zbyt ciemną tonacje. Przepraszam, bo już wybrzydzam.

Gdy sztuka się skończyła, syn mój nie chciał wyjść, tylko powtarzał: "raz ,raz", co w jego języku znaczy: "jeszcze raz, jeszcze raz".

Już nie pamiętam, co było w domu na obiad, lecz o siedemnastej znów zameldowaliśmy się w teatrze na sztuce, a w zasadzie musicalu "Pierścień i róża" Williama Thackeray'a. Jest to baśń dla dzieci i dorosłych, stworzona z szekspirowskiej inspiracji, o tym jak zaczarowane pierścień i róża czynią swych posiadaczy pięknymi w oczach innych, a tym samym godnymi miłości. Przedmioty te zmieniają kolejno właścicieli, akcja solidnie się gmatwa, jest śmiesznie i nawet groźnie. Istny Szekspir.

Przedstawienie bardzo barwne, co jest zasługą scenografa Marka Tomasika, ale z pewnością kosztowne. Aktorzy roztańczeni i rozśpiewani. Czynią to nadzwyczaj sprawnie, a już na pewno prym w tym wiedzie bardzo ciekawie śpiewająca Karolina Jóźwiak i wcale jej nie ustępujące Joanna Dobrzańska i Sigrid Siewior. Ciut słabsi tym razem mężczyźni, chociaż należałoby jednak i tym razem wyróżnić Andrzejów Bysia i Kietlińskiego oraz Mariusza Szaforza. Niemniej istnieje pewien zgrzyt, nazwałbym go realizacyjnym: po cóż mikrofony na szyjach aktorów lub w ich rękach, gdy przecież śpiew jest z playbacku?

Sala bawi się przednio, istny karnawał wyobraźni i smaku. Brawo, reżyser! A Orestes tym razem nie tylko klaskał, ale i śpiewał. Druga uczta te go samego dnia, czyż to nie za dużo dla takiego zgorzknialca jak ja. Lecz to nie jest pytanie:

Wszyscy cieszą się, weseli/

Oczywiście prócz Padelii/

Choć o wojnie ktoś tam bąka/

My wolimy czar pierścionka/

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji