Artykuły

Schulz na bis

Bruno Schulz odbywa triumfalny marsz przez polskie sceny. Niewątpliwie okazją ku temu stały się dwie rocznice, przypadające w roku ubiegłym: setna urodzin i pięćdziesiąta śmierci jednego z najwybitniejszych twórców literatury dwudziestego wieku, zastrzelonego przez hitlerowców w Drohobyczu w roku 1942.

Także bez rocznic spuścizna literacka Schulza (jego twórczość malarska zaginęła, zachowało się tylko trochę rysunków i grafik), wciąż fascynuje, stając się pretekstem do rozważań o aktualnej rzeczywistości. Całkiem więc niedawno Janusz Wiśniewski prezentował swoją wizję "Ulicy Krokodyli", którą dzięki inwencji dyrekcji Teatru Powszechnego mogliśmy oglądać także w Radomiu. Tym razem "Księgę bałwochwalczą" przywiózł do Radomia Teatr im. Ludwika Solskiego z Tarnowa. Ten drugi Schulz wcale nie ustępuje pierwszemu.

Krzysztof Wójcicki, autor "Księgi bałwochwalczej" (druk: "Dialog", 1989), zawarł w swej sztuce ostatnie dni z życia Schulza. Po zajęciu przez Niemców Drohobycza najeźdźcy zatrudniają pisarza, ściślej - nauczyciela rysunków w drohobyckim gimnazjum przy katalogowaniu książek, złożonych w domu starców. Wraz ze swoim przyjacielem, mecenasem Izydorem, muszą wybrać te, które będą przydatne Rzeszy. Obaj doskonale zdają sobie sprawę, że "skończyły się czasy poezji" i że tą prostą przecież pracą "kupują sobie życie". Jak bardzo spada jednak cena życia, świadczą rozgrywające się wypadki, które kończą się jednym strzałem z rewolweru gestapowca. To pierwsza, realistyczna warstwa sztuki. Druga - groteskowo-fantastyczna, łącząca poetykę snu i symbolikę podświadomości, tak charakterystyczną w pisarstwie Schulza, ukazuje zagładę narodu żydowskiego. Obie dają interesujące i przejmujące widowisko.

Zobaczyliśmy także dobrą aktorską robotę tarnowian, spośród których na czoło wybija się z pewnością Przemysław Tejkowski -Bruno. Pozostają w pamięci Mirosław Samsel - dyrektor gimnazjum, Mirosław Bieliński - Izydor, Andrzej Rausz, - ojciec oraz Jerzy Miedziński i Grzegorz Janiszewski -gestapowcy. W scenach przywołujących dzieciństwo pisarza, pełnych jego obsesji, zdynamizowanych doskonale tu zastosowaną obrotówką, manekiny i ludzi uosabiają Małgorzata Wiercioch - Ruchla, Maria Zawada-Bilik - Manekin, Mariola Łabno - Undula, Teresa Surma-Bielińska - Circe oraz Grażyna Nestorowicz - Józefina (muzyka: Bolesław Rawski, kompozycja ruchu - Przemysław Śliwa). Nawet jeśli ten właśnie fragment sztuki przypomni komuś "Krokodyli" Janusza Wiśniewskiego, nie umniejszy to oceny całej sztuki, bo i proweniencja dobra, i muzyka jakby mistrza Satanowskiego... A to też młodemu kompozytorowi może tylko pochlebiać.

Zwrócić trzeba także uwagę na niezwykłą staranność przy przygotowaniu spektaklu. Mam na myśli zarówno reżyserię - Jacek Andrucki, jak i scenografię; (Bogusław Cichocki), zawierającą elementy żydowskiej kultury i obrzędowości. W przedstawieniu wykorzystano również wiersze poetów hebrajskich, a także kopie grafik Brunona Schulza, zawartych właśnie w "Księdze bałwochwalczej", grafik ekspresjonistycznych, wiążących się nastrojem i niektórym i motywami np. wyobrażeniami erotyczno-masochistycznymi, z późniejszą twórczością literacką. Uzupełnieniem jest pięknie wydany program. Zgodzić się trzeba z werdyktem krytyki, która uznała spektakl tarnowski za najciekawsze "Schulzianum" jesieni 1992 roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji