Artykuły

Kres jednego świata

Tarnowski Teatr Im. Ludwika Solskiego postrzegany jest jako tzw. "teatr prowincjonalny". Jakże niesłuszny jest to osąd, częstochowscy zwolennicy Melpomeny mieli możliwość przekonać się 19 kwietnia br. Tego dnia bowiem goście z Tarnowa przywieźli nam spektakl pt. "Księga Bałwochwalcza", pióra Krzysztofa Wójcickiego, w reżyserii Jacka Andruckiego.

Jak niedwuznacznie sugeruje tytuł spektaklu, rzecz traktuje o Brunonie Schulzu. A konkretniej - treścią sztuki jest końcowy okres życia pisarza, jego los w okupowanym na przemian przez dwóch najeźdźców, kresowym miasteczku Drohobycz. Los artysty, arystokraty ducha, napiętnowanego przez rasę Obermenschów żółtą gwiazdą Dawida. Człowieka upokarzanego, lecz nie upodlonego.

Akcja zaczyna się w okresie okupacji hitlerowskiej. Schultz wraz ze swoim przyjacielem z miasteczka, młodym aplikantem adwokackim Izydorem Lipmanem (w tej roli wystąpił Mirosław Bieliński), porządkuje księgozbiór zagrabiony przez Niemców klasztorowi jezuitów. Schulz (rewelacyjnie zagrany przez młodego aktora Przemysława Tejkowskiego) w dzień pracuje na konto grabieżców z gestapo, nocą wertuje pożółkłe woluminy, zasypiając tuż przed świtem. Izydor i Bruno zostali w ten sposób wyróżnieni spośród skazanej na zagładę społeczności małomiasteczkowych Żydów. Tą pracą przedłużają, ale nie ratują swojego życia, tą pracą zaspokajają doraźnie zwierzęcy głód. Panami ich życia i śmierci są dwaj oficerowie gestapo, Karl (Grzegorz Janiszewski) i Feliks Landau (Jerzy Miedziński). W stosie książek, w kupie złachmanionych myśli geniuszu rodzaju ludzkiego, Bruno odnajduje Księgę Ksiąg, Biblię. Dzięki niej z przeraźliwą jasnością dostrzega obłędnie logiczny porządek rzeczy, bezbłędne źródło praprzyczyny, logikę następstw i nieuchronne przeznaczenie. Już wie, że on sam swoim życiem i twórczością, on - demiurg i artysta - zapisywał inną księgę, księgę bałwochwalstwa. Księgę, którą piszemy wszyscy, niektórzy po jednej stronniczce, inni po jednym zdaniu. Niezależnie od tego, czy to my niewolimy kogoś, czy sami jesteśmy niewoleni. Kropkę nad I stawia niezwykle kluczowa scena rozmowy Schulza z ożywionym portretem Stalina (Andrzej Rausz).

"Księga Bałwochwalcza" jest długim spektaklem. Tego czasu widz jednak nie odczuwał, co było zasługą niezwykle sprawnej reżyserii dyrektora artystycznego tarnowskiej sceny, pana Jacka Andruckiego. Ten absolwent warszawskiej PWST uczeń i asystent Zbigniewa Zapasiewicza, przywiózł nam z niewielkiego w końcu Tarnowa, kawał SZTUKI najszlachetniejszej próby. W sposób mistrzowski rozłożył akcenty dramatyczne widowiska, wyważył proporcje realizmu i wizyjności. Talentowi reżysera nie ustępują: kompozytor Bolesław Rawski i scenograf Bogusław Cichocki. Znakomicie wykorzystano obrotówkę; poszczególne obrazy sceniczne wręcz przypominały "pocztówki" Marca Chagalla.

Zespół aktorski grał jak z nut, jak w natchnieniu, wciągając widza w akcję. Kreacjami można nazwać grę Przemysława Tejkowskiego i Grzegorza Janiszewskiego. Wielkie wrażenie robi wspomniana już scena rozmowy Schulza ze Stalinem, wstrząsającymi zaś dwie ostatnie sceny - rozmowa pisarza z gestapowcami w domu Landaua oraz scena śmierci Brunona Schulza niosącego chleb do swojej kryjówki. Takie, tej klasy widowiska chciałbym oglądać w mieście, w którym mieszkam. I to możliwie jak najczęściej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji