Artykuły

Pasja i walka duchowa w ubogim teatrze

Jak to możliwe, że tak dojrzałą muzykę napisał jedenastolatek? Takie pytanie, pomieszane z podziwem, nurtowało pewnie wielu widzów środowego spektaklu w kościele oo. Franciszkanów na Górze Przemysła. Artyści z poznańskiej Akademii Muzycznej wystawili religijną operę Mozarta "O powinności pierwszego przykazania" - pisze Jolanta Brózda w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Mozart skomponował ten utwór zamknięty na kilka dni w pałacu arcybiskupa Salzburga, bo hierarcha nie wierzył, że nastoletni syn jego podwładnego jest fenomenalnie utalentowany. Rzecz jest o Chrześcijaninie - ospałym z powodu grzechu i obojętności na Boga. Opiekuńczy duch-anioł oraz Sprawiedliwość i Miłosierdzie rozmyślają, jak obudzić leniwą duszę. Przeszkadza im w tym Duch Tego Świata, który kusi Chrześcijanina beztroskim życiem. Sprawa wydaje się przegrana, ale lekarstwem okazuje się Słowo Boże. Sprawdzian wypadł świetnie: Mozart udowodnił, że swobodnie mówi językiem muzycznym swoich czasów. Posiadł umiejętność konstruowania recytatywów, a przede wszystkim arii. One dominują, czasem wręcz przytłaczają konstrukcję opery - niełatwej w odbiorze, jeśli ją porównać np. z klarowną budową Requiem. Być może Mozart tym dziełem "trenował" komponowanie arii, ciesząc się eksperymentowaniem z ozdobnikami, efektownymi załamaniami harmonii, afektami grozy, liryzmu, cierpienia, radości. Arie są długie, kunsztowne, skonwencjonalizowane. Są też z natury poetycką zadumą nad tym, co się w odgrywanej historii dzieje - więc zatrzymują akcję. I tu należy wspomnieć o reżyserskiej sprawności Ryszarda Peryta - znanego z wielu realizacji Mozartowskich, m.in. w Warszawskiej Operze Kameralnej. Dzięki niemu potencjalnie "puste" miejsca w ariach wypełnił czytelnie i dyskretnie ruch sceniczny. Reżyser przed spektaklem obwieścił, że wraz z premierą rodzi się w Poznaniu projekt "Opera uboga", w ramach którego kilka razy w roku mają być wystawiane sceniczne dzieła religijne. Można to hasło czytać "Opera u Boga", można też literalnie: "uboga". I tak właśnie było. Skromny podest w prezbiterium służył za scenę, za kostiumy - franciszkański habit, ornaty i alby z zakrystii. Gesty - oszczędne, nawiązujące do liturgicznych, dosłownie obrazujące relacje między postaciami. Reżyser złożył także hołd przestrzeni kościoła oo. Franciszkanów - tabernakulum było miejscem, ku któremu bohaterowie kierowali modlitwy, ukłony.

Jeżeli przyjąć, że w spektaklu wzięli udział ludzie zdobywający dopiero szlify w profesji muzyka, to wykonanie można uznać za udane. Była w nim pasja, zaangażowanie, dzięki którym spektakl rozgrywał się w atmosferze misterium. Najciekawiej - i zdecydowanie ponad średni studencki poziom - śpiewały panie: Agnieszka Adamczak (Sprawiedliwość) i Aleksandra Lewandowska (Miłosierdzie). Wcieliły się w swoje role integralnie: zrozumieniem śpiewanego tekstu, gestem, relacjami z innymi bohaterami. Wraz z doświadczonym śpiewakiem z Teatru Wielkiego - Bartłomiejem Szczeszkiem - stworzyły też udany finałowy tercet. Wtórowała im orkiestra symfoniczna pod dyrekcją wyczulonego na mozartowski dramatyzm Marcina Sompolińskiego.

Czekam na następne spektakle "Opery ubogiej". To przestrzeń w naszym mieście wciąż nie zagospodarowana, a repertuaru dla takiego teatru jest pod dostatkiem.

Na zdjęciu: Wolfgang Amadeusz Mozart jako dziecko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji