Artykuły

Schulz i demony

Krzysztof Wójcicki, rocznik 1955, obecny dyrektor Teatru Miejskiego w Gdyni, napisał przed kilku laty sztukę o Brunonie Schulzu. Wydrukował ją "Dialog", a aktorzy z teatru w Gorzowie zaprezentowali ją po raz pierwszy publiczności w formie próby "czytanej".

Oglądałem wtedy taką próbę w stołecznej "Stodole". Była to skromna prezentacja, budząca pewne nadzieje dla teatru. W pisarstwie Wójcickiego czuło się wtedy sporo rozmaitych "literatur", jego dialogi brzmiały nieraz "innymi" dialogami, w jego teatrze bez trudu zobaczyć można było inne teatry, ale zainteresowanie samym Schulzem i opowieść o ostatnich chwilach jego życia wydawały się wtedy godne uwagi.

I oto mamy tę sztukę w teatrze, za sprawą Jacka Andruckiego, który swoje tarnowskie przedstawienie pokazał warszawskiej widowni.

Traktując poważnie to co zobaczyliśmy, trzeba przyznać, że reżyser zrobił sporo, aby przedstawienie było nade wszystko prowokujące, i to nie jest jeszcze zarzut. Nieporozumienia zaczynają się od tego, że Schulza, prawie pięćdziesięcioletniego wtedy człowieka, zagrał aktor (Przemysław Tejkowski) wyglądający na chłopca. Jasne więc, że twórcom spektaklu nie chodziło o samego Schulza, a jedynie o tzw. "sprawę", która z autorem "Sklepów cynamonowych" nie do końca jest zbieżna.

A istota "sprawy" polegała, zdaniem reżysera, przede wszystkim na uruchomieniu wszystkich elementów obsesji seksualno-erotycznych. Nie jestem pewien, czy jest to klucz do tajemnicy Schulza, natomiast jestem pewien, że reżyser pożyczając swego bohatera ze sztuki Wójcickiego, powołał do życia innego bohatera - chłopca, który jest poddany wstrząsowemu doświadczeniu przez rozmaite monstra psychiczne i fizyczne.

Andrucki do tego stopnia zapatrzony jest we własne obsesje, iż nie zauważa, że mimochodem, na scenie dzieje się naprawdę coś okrutnie drastycznego. Oto aktorzy w rolach, w działaniach, chodząc po stertach rozrzuconych na scenie książek, rzucając nimi, depcząc je, niszczą naprawdę (a nie na niby) bardzo wiele książek. Nie wiem jakich. Ale taka masakra książek, sama w sobie, musi budzić niepokój. O wiele większy od tego, na który chce nam zwrócić uwagę reżyser. Masakra odbywa się często w o wiele bardziej przyziemnym wymiarze, niż się to zdaje najambitniejszym twórcom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji