Artykuły

Paryż na Litewskiej

Dobry miała pomysł dyrekcja warszawskiego teatru "Syrena", sięgając po francuskie piosenki z okresu międzywojennego (i późniejszego). Tylko, że wyłoniły się trudności. Kto dziś pamięta w Warszawie atmosferę Paryża lat 20-ych i 30-ych? Kto wyczuje bezbłędnie dowcip: urok ówczesnej muzyki Montparnasu (jeszcze nie Montmartre'u), inwazję aktorów i śpiewaków. Janusz Kofta, w piosence "Szalone lata" napisanej dla tego programu "Syreny" - uderzył w ton niemal katastroficzny: Panowie!/ Panie!/ Na wulkanie/ Ludzie śpiewali/ Ludzie tańczyli...

Paryż jednak zapomniał w okresie międzywojennym o katastrofie lat 1914-1918, gdy nieprawdopodobny procent ludzi młodych zginął w krwawych bitwach, zwłaszcza pod Verdun. Koszmar wojny żył głównie w pamięci pisarzy: Co do przeczuć następnej katastrofy było o nich głucho. Prawdę powiedział Claude Aveline, gdy w swym konspiracyjnym arcydziele "Umarły czas" ukazał młodą Francuzkę, którą dopiero terror niemiecki uczynił uczestniczką Ruchu Oporu.

Nic też dziwnego, że najsilniejszym akcentem w programie "Syreny" stała się piękna piosenka o Sekwanie płynącej nieśmiertelnie i obejmującej Paryż w miłosne sploty. Metafora dla wszystkich jasna (Sekwana przepływa przez miasto zygzakami), muzyka porywająca. Ale ta piosenka powstała już po 1945 r., śpiewano ją pod koniec lat 40-ych. Bo też "szalone lata", zabawy między kataklizmami, przetrwały koniec II wojny. Właśnie po 1945 r. szalała zabawa w St. Getrmain, tańczono w nowych "bistros". znów powróciła beztroska.

Nie mam pretensji o to mimowolne przesunięcie granic chronologicznych. Ale żaden przebój, z okresu międzywojennego, nie odgrywa w "programie "Syreny" tak znaczącej roli jak piosenka o Sekwanie. Nawet słynny kuplet Józefiny Baker "Mam dwie miłości - Paryż i mój kraj".

Program ten jest bardziej warszawski niż francuski. Nie skarżę się, myślę nawet, że można było sięgnąć po motywy, wyraźnie parysko-polskie. Np. pokazać, znany każdemu Paryżaninowi "zaułek Radziwiłła", nazwany na cześć Radziwiłła Panie Kochanku, który przybywszy do Paryża z pełną kiesą - wykupił wszystkie towary w sklepach po prawej stronie uliczki. Już nie mówiąc o krakowskich malarzach z grupy kapistów ("Komitet paryski" ), którzy właśnie w latach 20-ych przyjechali do Paryża za ciężko w Krakowie uciułane pieniądze. Albo o Janie Brzękowskim, twórcy polsko-francuskiego organu nowej sztuki.

"Szalone lata" są więc - mało scalone. Raczej zręczne. Obywają się bez gwiazd "Syreny": Bielickiej, Brusikiewicza, Łazuki, Kłosowskiego. Zamiast nich króluje Nina Gocławska. czyli telewizyjna "Pani Małgosia", ładnie śpiewająca m.in. piosenkę o kwiatach... na Nowym Świecie, ale i w Paryżu). Ewa Kuklińska choć primadonna, małe ma pole popisu, śpiewając m.in. zbyt już zbanalizowaną "Titinę". Hemar, z parodią. "To nie sens dans tes bras si petite", podoba się, ale należy raczej do folkloru warszawskiego niż paryskiego. Motyw clochardów nie został wykorzystany, mimo udziału tak świetnego komika, jak Zdzisław Leśniak.

Reżyserował sprawnie Witold Filler. Nie jego to zapewne wina, że nie wykorzystano w programie słynnych schodów "Folies Bergeres", po których triumfalnie schodziła, ubrana w pióra Mistingnett. Ale powodzenie programu - zapewnione.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji