Artykuły

Popełnijmy zbiorowe życie

"G.E.N" wg filmu "Idioci" Larsa von Triera w reż. Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa. Pisze Alicja Cembrowska w Teatrze dla Was.

"Kiedyś było lepiej, nie to co teraz", powiedzą jedni. "Żyjemy w najlepszych z możliwych czasów", powiedzą drudzy. Dostatek, rozwój technologiczny, lek na raka i podróże w kosmos. Ale też samotność, topienie dzieci, agresja słowna w świecie wirtualnym i fizyczna w bezpośredniej konfrontacji z Innym. Czy lepiej żyć w wielkich społecznościach, czy małych grupach? Czy istnieje gen, który warunkuje nasz byt? Grzegorz Jarzyna wchodzi głęboko w ludzką psychikę, szuka wskazówek, odrywa kolejne warstwy, robi spektakl wybitny, szalenie emocjonalny. Szkoda tylko, że przyćmiony przez kontrowersyjną "Klątwę". Ci, którzy zajęli się protestami pod Teatrem Powszechnym bądź fejsbukową walką na komentarze, przegapili coś bardzo ważnego.

*

Grupa młodych osób zaczyna udawać osoby upośledzone umysłowo. Nazywają to spastykowaniem. W szukaniu wewnętrznego "idioty" upatrują ratunek, odcinają się od zgnilizny świata. Manifestują swoją niezgodę na konformizm, upodlenie, mentalność mieszczańską, moralny upadek. Sam Lars von Trier, kręcąc "Idiotów" w 1998 roku, buntuje się przeciwko utartym standardom sztuki filmowej. Produkcja jest "zbuntowana" w każdym możliwym znaczeniu tego słowa.

*

Od kilku lat cały świat pyta "co się dzieje?". Jakieś takie upodlenie, jakoś tak dziwnie, niepokojąco. Tego pobili, tego zabili, a ci młodzi, to już w ogóle Komputery, smogi, narkotyki, wszędzie geje, muzułmanie, gwałty, mordy i inne głupstwa, których "kiedyś nie było". I tak sobie narzekamy między wódką, a zakąską. Młodzi aktorzy (Akademia Teatralna w Warszawie) pod reżyserskim okiem Mai Kleczewskiej, prawie 20 lat po duńskich "Idiotach" sprawdzają, czy w spastykowaniu można odnaleźć jakikolwiek sens. To kolejny sygnał, że najtrudniejsze problemy pod względem egzystencjonalnym, moralnym, etycznym dopiero są przed nami.

*

Przed spektaklem "G.E.N" poznałam chłopaka, który bez zająknięcia bronił swojej teorii o przedawnieniu instytucji państwa: liczy się tylko jednostka, społeczeństwo to sztuczny twór, pomoc socjalna ze strony państwa rodzi patologie, podatki to głupota, bezdomnych, alkoholików i narkomanów należy pozostawić samym sobie, bo każdy ma prawo decydować o tym, czy i jak chce kierować swoim losem. Jaka jest zatem wartość życia ludzkiego, czy istnieje i czym jest "normalność", czy człowiek może żyć sam dla siebie, bez powiązań z grupą? Da się zbudować opartą na trwałych relacjach wspólnotę?

*

W Warszawie zawierucha, dojazd do ATM Studio zajął mi 49 minut. Nie żałuję ani jednej sekundy z tych 49 minut. I kolejnych na powrót do domu. Żałuję jednak, że "G.E.N" Grzegorza Jarzyny we wszystkich materiałach prasowych reklamowany jest jako "odpowiedź na film von Triera". Odnoszę wrażenie, że szukanie "idioty" jest zaledwie subtelną inspiracją. Twórcy spektaklu balansują pomiędzy głupią kontrowersją, a przekonującym buntem.

Ot, poznajemy grupę młodych gniewnych. Tak, próbują prowokacji, rozszarpują więzy rodzinne, znikają, kiszą się w swoim wolnościowym sosie, wciąż jednak nie potrafią znaleźć odpowiedzi, sensu własnego bytu. Ich zagubienie pogłębia industrialna przestrzeń - ogromna hala Studia ATM, która z początku dystansuje, z każdą chwilą coraz silniej wzbudza poczucie wyobcowania, połączenia z rozedrganymi bohaterami. W ostatecznej przemianie scena staje się jeszcze większa, muzyka głośniejsza, następuje totalna dekonstrukcja i rozpad. Widz musi zdecydować, a raczej poczuć, czy się od tego odcina, czy wpada w coraz głębszy trans wraz z aktorami. Na otaczających widownię ścianach, wyświetlane są amatorskie nagrania członków projektu. Z jednej strony potwierdzić mają buntowniczą duszę i chęć odcięcia się od tych, którzy nie widzą tego zepsucia, z drugiej są przełamaniem fikcji, wyjściem na ulice Warszawy, wejściem do centrum handlowego, skonfrontowaniem się z płaczącą matką czy kościelnym milczeniem. Głośna muzyka wprawia w drgania poduszki ułożone na wielkich skrzyniach - a wraz z nimi widownię.

*

"G.E.N" jest trochę niewiarą. Mądrze stawia pytania o normalność i nienormalność, prawdę i nieprawdę. Dosadnie pokazuje pokoleniowy konflikt wartości, odwieczną walkę na argumenty. Czy znane utarte szlaki są dobre i bezpieczne, czy prowadzą w nicość? Nie wiem tego ja, nie wiedzą tego twórcy spektaklu. Bo nie o odpowiedzi chodzi. Raczej o podejmowanie prób, stawianie kroków. Brak manipulacji treścią, nienarzucanie myśli sprawiły, że spektakl Jarzyny odebrałam bardzo osobiście. Przysłuchując się rozterkom i pomysłom członków wspólnoty, przypominały mi się ostatnie rozmowy ze znajomymi i całkiem obcymi ludźmi. Młodymi, trochę rozbitymi, zagubionymi, zmagającymi się z nadchodzącą dorosłością, albo już doświadczonymi pierwszymi zawodowymi i osobistymi klęskami/sukcesami. Pytania o pozycję jednostki, moc społeczeństwa, słabość państwa i systemu politycznego, trudne do definiowania kwestie moralne i etyczne, to wszystko zaczyna buzować, mieszać się, rozbijać pozorny ład. Grzegorz Jarzyna podjął próbę oswojenia się z tymi lękami. Zastosował idealne narzędzia (ogromna hala, oszczędna forma, rezygnacja ze zbędnych ozdobników, mocne nagrania wideo), przepracował temat z aktorami, którzy raz stawali się indywidualnymi historiami, po to, by zaraz ponownie szukać więzi, relacji, budować wspólnotę. Zamieszał w tym rozbuchanym ideologicznie kotle.

"G.E.N" mnie przeżuł, przemielił i wypluł. Tego oczekuję od teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji