Moralitet z historii
Ostatnią premierą Teatru Dramatycznego w sezonie 1985/86 jest utwór czeskiego dramaturga, Oldricha Daneka "A jednak powrócę..." (Vratim se do Prahy"). Scena w PKiN od dłuższego czasu tkwiła w organizacyjnym i artystycznym impasie, jednak jej dyrektor Marek Okopiński stara się jak może, aby przerwać złą - passę. I chyba robi to z powodzeniem, bo przynajmniej dwie premiery Dramatycznego w tym sezonie, uznać wypada za udane. Ze szczątków zespołu teatralnego, jakie Okopiński "odziedziczył" po poprzednikach, powoli wyłania się ciekawy kolektyw aktorski, w którym rutyna przemieszana jest z młodością a co najważniejsze, wszystkim nie brakuje chyba chęci do pracy. Teatr Dramatyczny i jego losy winny być przestrogą dla decydentów zbyt pochopnie podejmujących decyzje, ingerujących bez rozsądku w sprawy teatru, gdyż bardzo łatwo można zniszczyć jakąś scenę, ale jej artystyczna odbudowa jest zadaniem zgoła heroicznym.
Sztuka Daneka "A jednak powrócę" swą treścią i artystycznym przesłaniem lokuje się na długiej liście dramatów traktujących o Średniowieczu i konfliktach religijnych tej epoki. Od pontyfikatu papieża Grzegorza VII, obranego w roku 1073, który rozpoczął bezkompromisową walkę o realizację tzw. reform kluniackich - podporządkowanie feudalnej Europy papiestwu i Kościołowi, zdawać się mogło, że supremacja papieży nad władcami świeckimi jest ugruntowana. Zjednoczona chrześcijańska Europa w ciągu XII i XIII wieku organizowała liczne wyprawy krzyżowe dla wyzwolenia Grobu Pańskiego, podczas których bogacił się Kościół i feudałowie. Nadrzędność papiestwa nad władzą świecką umocniła teologiczna doktryna Tomasza z Akwinu. Potęga średniowiecznego Kościoła osiągnęła swe apogeum za rządów papieża Innocentego III (1198-1216), jednak z wolna narastać zaczęły symptomy kryzysu. Narastało niezadowolenie chłopstwa i mieszczaństwa przeciw rozbudowanemu systemowi danin na rzecz kleru, którego wystawne życie jaskrawo zaprzeczało głoszonym ideom ascezy i ubóstwa. Kościelną próbą okiełznania plebejskiego protestu było utworzenie na przełomie XII i XIII wieku zakonów żebrzących - franciszkanów i dominikanów prowadzących działalność charytatywną i filantropijną. Innym środkiem zmierzającym do utrzymania panowania papiestwa stała się instytucja Inkwizycji, która od roku 1215 ścigała i prześladowała heretyków i wszelkich odszczepieńców od wiary. W Europie zapłonęły pierwsze stosy, a bulla papieża Bonifacego VIII "Unam sanctam" z roku 1302 głosiła, że: "Wszelkie ludzkie stworzenie pod groźbą utraty wiary ma być poddane biskupowi rzymskiemu". Papieską dominację nad władzą świecką naruszył dopiero francuski król Filip Piękny. Uwikłany w długotrwały konflikt z papieżem Bonifacym VIII po jego śmierci wprowadził na tron papieski uległego arcybiskupa Bordeaux, Klemensa V, który sprzyjał pianom Filipa Pięknego. Efektem zależności Kościoła od władzy francuskiego króla była trwająca od roku 1314 do 1377 tzw. niewola awiniońska, kiedy to papież zmuszony został do przebywania w Awinionie, a w kolegium kardynalskim wzrosła liczba Francuzów. O kryzysie chrześcijaństwa świadczyło też powstawanie przeróżnych bractw religijnych, głoszących idee sprzeczne z oficjalnymi postanowieniami doktrynalnymi Kościoła a więc uznawane za heretyckie. Jedną z takich wspólnot było stowarzyszenie begardów, opowiadających się za dobrowolną ascezą i wyrzeczeniem dóbr doczesnych. Tym mianem określano również ludzi pobożnych i świątobliwych, pokutników żyjących z jałmużny. Jednak inkwizytorzy z równą zaciekłością ścigali wszystkich tych, którzy swym trybem życia bądź głoszonymi poglądami budzili jakiekolwiek podejrzenia o herezję. Na stosach ginęli winni i niewinni.
Sztuka Oldricha Daneka rozgrywa się około roku 1316 na dworze biskupa praskiego, Jana z Drażyc, człowieka jowialnego i sybaryty, wykorzystującego osłabienie papiestwa dla realizacji własnych, skromnych planów - chce on mieć w swojej diecezji władzę absolutną i święty spokój. Jego osobisty medyk, Ryszard korzysta pod bokiem biskupa z zakazanych ale dyskretnie tolerowanych uciech ziemskiego padołu -cudzołóstwa i hazardu. W jednym z szacownych domów co wieczór zbierają się prascy mieszczanie, aby pograć w kości, zachowują oni pewne środki ostrożności, wiedzą też, że miejscowy Inkwizytor, jest człowiekiem przekupnym i skorumpowanym, więc ewentualne nakrycie ich na grzesznym procederze skończyłoby się jedynie na uszczupleniu zasobów sakiewki. Sytuacja ulega zmianie, gdy do Pragi przybywa nowy urzędnik Świętego Officjum, bezwzględny, zimny i cyniczny brat Charlier. Na skutek donosu przyłapuje on na gorącym uczynku hazardzistów i osadza w więzieniu jako podejrzanych o herezję. Zatrzymani bronią się beznadziejnie nie wiedząc, że są ofiarami nie religijnej gorliwości Inkwizytora ale personalnych rozgrywek o tiarę biskupa Pragi. Jan z Drażyc początkowo każe wypuścić więźniów, gdyż wie, że zatrzymano ich podczas gry w kości a nie tajnego zebrania schizmatyków. Jednak Charlier przekonuje biskupa, aby skazał ich na spalenie na stosie - ta ofiara ugruntuje jego pozycję, przekreśli podejrzenia i pomówienia jego rywali, że nie nazbyt gorliwie dba o czystość wiary wśród rzesz wiernych. Jan z Drażyc ulega tym podszeptom, na stosie płoną niewinni ludzie, cel uświęcił środki. Reżyser spektaklu Krzysztof Orzechowski zadbał przede wszystkim o jasne i precyzyjne przedstawienie fabuły utworu i dramatyczne, tragiczne rozegranie moralnego konfliktu bohaterów. Temu celowi służą ascetyczne, symboliczne dekoracje autorstwa Małgorzaty Walusiak i niezwykle sugestywna gra aktorów z mistrzostwem tworzących sceniczne postacie. Przedstawienie toczy się w dobrym tempie, a akcja wręcz fatalistycznie zmierza do okrutnego, absurdalnego finału. Twórcy tej inscenizacji osiągają pewien szczególny efekt - nasilającego się ze sceny na scenę napięcia i atmosferę grozy, w której giną ludzie skazani za niepopełnione grzechy.
"A jednak powrócę..." to aktorski popis czwórki głównych bohaterów tej inscenizacji: Jana Tesarza w roli biskupa Jana z Drażyc, Sławomira Orzechowskiego grającego medyka Ryszarda, Wojciecha Duryasza kreującego postać Inkwizytora Charliera i Olgi Sawickiej jako Adeli, kochanki Ryszarda i jednej z przypadkowych ofiar. Jan Tesarz kreśli postać ambitnego ale folgującego ziemskim słabościom człowieka, który w swej działalności duszpasterskiej kieruje się dobrocią i wyrozumiałością. Jest racjonalistą, wie, że tylko twarda postawa wobec papieża może zapewnić mu pewną niezależność, więc bez skrupułów traktuje awiniońskich urzędników przybywających do jego diecezji - więzi ich, terroryzuje i siłą wypędza. Ale taka postawa nie może przynieść spodziewanych efektów w chwili, gdy pojawiają się rywale do godności biskupa Pragi, posługujący się w swojej walce oszczerstwami, pomówieniami ale także i pieniędzmi, a ten język rozumieją w Awinionie najlepiej. Sytuacja Jana z Drażyc komplikuje się tym bardziej, że zbliża się czas, kiedy będzie musiał udać się na dwór papieski dla odnowienia swej inwestytury. Musi on dobitnie zademonstrować swą religijną gorliwość, zdyskredytować rywali. Okazją do tego jest sprawa pojmanych "heretyków", jeśli uwolniłby ich, postąpiłby zgodnie ze swym sumieniem i prawdą, spalenie ich na stosie byłoby zwykłą zbrodnią, ale także cenną i wymowną - oto w Pradze ogniem broni się czystości wiary, biskup dba o swą owczarnię. Płomienie stosów dostrzeżono by na pewno nawet w Awinionie! I Jan z Drażyc ulega namowom i przekonywaniu mnicha Charliera, władza jest rzeczą cenniejszą niż ludzkie życie, sumienie można uspokoić w konfesjonale.
Wojciech Duryasz obdarza swego bohatera, zakonnika zgromadzenia dominikanów - Charliera demonicznymi wprost cechami: bezwzględnością cynizmem i hipokryzją. Twarz tego fanatyka a może wytrawnego gracza politycznego jest cały czas skupiona i napięta - zimna i bez wyrazu, zdaje się, że nie ma on żadnych namiętności i ludzkich uczuć. Wzrok ma przenikliwy i lodowaty niczym u płaza a w oczach jakiś niesamowity blask, jak odbłysk ostrza noża. Tak patrzą tylko mistycy i nawiedzeni prorocy. Charlier jest prorokiem zła, który swe niegodziwości ukrywa pod maską świątobliwości, z jaką pobożnością składa dłonie, jakimi wzniosłymi słowami potrafi mówić o swej misji w szeregach Inkwizycji. To wszystko składa się na niezwykłą sugestywność tej postaci, wreszcie i na to, że swój haniebny plan potrafi doprowadzić do tragicznego finału. Co za spryt i przebiegłość, i bezwzględność w postępowaniu...
Ryszard grany przez Sławomira Orzechowskiego -lekarz praskiego biskupa jest lekkoduchem żądnym uciech. Jego miłostki i niefrasobliwość w konsekwencji sprowadzają nieszczęście na niewinnych ludzi, przyłapanych podczas gry w kości. Wiadomość, że zostali oni uznani za heretyków i skazani na stos budzi w nim protest i rozpacz, to przecież on był inicjatorem potajemnych spotkań i ich wodzirejem. Ale jest on bezsilny, Jan z Drażyc przekonany o konieczności ofiary, wyrok zatwierdza. Ryszard popada w apatię, do końca nie potrafi zrozumieć powodów postępowania biskupa i motywów, jakie skłoniły go do tego kroku, zakulisowe gry przerastają jego intelekt.
Znowu kreację tworzy Olga Sawicka w roli Adeli. Ta młoda aktorka wyrasta na jedną z najlepszych pośród swojego pokolenia. Siła gry aktorskiej Olgi Sawickiej tkwi w tym, że jest ona wciąż naturalna na scenie, poprzez wszystkie role przebija jej osobowość a tworzy je jakby bez wysiłku, lekko, z prostotą i ogromną siłą oddziaływania
W omawianym spektaklu podkreślić trzeba nienaganną grę wszystkich aktorów w nim uczestniczących - to naprawdę dobry kawałek scenicznej roboty. Co jest najważniejsze w artystycznym przesłaniu utworu Oldricha Daneka "A jednak powrócę.."? Czy ukazanie mechanizmów bezkompromisowej walki o władzę, której ofiarami są jakże często niewinni ludzie? Czy też wnikliwa wiwisekcja postaw ludzi uwikłanych w wszelkie zakulisowe rozgrywki, odsłonięcie ich motywacji i sposobów osiągania swych celów? Na pewno wszystkie te problemy w sztuce czeskiego dramaturga odnajdziemy, ale najdobitniejszy motyw i przesłanie tego utworu to protest przeciwko traktowaniu ludzi jako przedmiotów, które poświęca się w imię rzekomo szczytnych i wzniosłych idei i celów. Jakże często dla osiągnięcia spektakularnych efektów poświęca się wartość bezcenną - ludzkie życie. Prawdziwa historia ludzkości to nie bohaterskie podboje i wojny, monumentalne budowle, ale człowiecza dola, ofiary i cierpienia milionów bezimiennych istot będących w cieniu wszystkich sławetnych wydarzeń. "A jednak powrócę..." to obrona ludzkiej godności i prawa do życia. Zakończenie sezonu wypada nader obiecująco dla warszawskiego Teatru Dramatycznego, wystawiono utwór ciekawy, zmuszający do refleksji, bardzo dobrze zagrany i wyreżyserowany. Czy te optymistyczne prognozy sprawdzą się, zobaczymy zapewne w następnym sezonie. A na razie, tak trzymać!