Artykuły

Frljić, czyli koszmar zwolennika status quo

"Klątwa" Stanisława Wyspiańskiego w reż. Olivera Frljicia w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Natalia Kamińska w Teatrakcjach.

Premiera miała miejsce zaledwie kilka dni temu, a już zdążyła rozpętać ogromną burzę medialną, ściągnąć na siebie zainteresowanie osób publicznych z obu stron barykady, a nawet stać się obiektem śledztwa. "Klątwę" odmieniano w tym tygodniu przez wszystkie przypadki. Hasztagi: wolność słowa, skandal, prowokacja, obraza uczuć religijnych, pedofilia, dildo. Czy w takich okolicznościach można jeszcze napisać recenzję, czy pozostaje już tylko publicystyka?

A może, jak chce Ranciere, estetyka zawsze jest polityką, a "Klątwa" tylko doprowadza do granic wytrzymałości to, co jest immanentną właściwością teatru? Sam spektakl teatralny lub ten społeczny, który rozgrywa się obecnie wokół premiery, zdążył już wyprowadzić z równowagi przedstawicieli wszystkich opcji światopoglądowych. Fala świętego oburzenia przelewa się od prawa do lewa, rezonuje i wzbiera. Burza w szklance wody? Niekoniecznie. Można się obrażać albo przyklaskiwać, ale obie opcje wydają mi się mało podniecające intelektualnie. Żyjemy w czasach hiperszybkiego obiegu informacji. Narzucająca się samoistnie interpretacja tego spektaklu jako prowokacji mającej na celu przetestowanie granic wolności artystycznej w Polsce zdążyła już wybrzmieć, spęcznieć i spowszednieć. A ileż mitów już wokół "Klątwy" narosło! Ile nieporozumień! Ile sprzecznych interpretacji! Nieraz odnosiłam wrażenie, że komentatorzy oglądali kilka różnych spektakli. A może tak jest rzeczywiście, co więcej, taki odbiór spektaklu jest uprawniony? Dlaczego zamykać go w ramach sceny? Intuicja podpowiada mi, że dzieło bezczelnego Chorwata zostało obliczone na więcej niż tylko trochę ponad godzinę gry aktorów zatrudnionych w Powszechnym, a jego częścią są też pączkujące improwizacje performerów-amatorów rozgrywające się bez przerwy w telewizji, w prasie, w mediach społecznościowych czy prywatnych rozmowach. Kto w takim spektaklu jest czarnym charakterem? To już zależy od oglądającego. Kim w zasadzie jest widz spektaklu-wydarzenia, a kim - odbiorca spektaklu jako źródła dyskursu? Nie potrzeba dogłębnych badań socjologicznych, aby stwierdzić, że na widownię Teatru Powszechnego składają się raczej osoby o orientacji lewicowej czy liberalnej, a wśród tych, którzy są świadkami jedynie doniesień, za sprawą których na spektakl się raczej nie wybiorą - znajdują się przedstawiciele opcji przeciwnej.

W całym tym szumie wokół obrazoburczości spektaklu Frljića nieco zaginął fakt, że podczas Klątwy chyba najczęściej mieszaną z błotem postacią jest sam reżyser. A to, według mnie, bardzo istotny trop. Ze sceny padają słowa "hipokryta", "cham", zarzuca mu się, że nie jest żadnym antysystemowcem, tylko, przeciwnie, wytrawnym graczem systemu, że upadla aktorów dla własnej przyjemności, a na koniec wyjedzie za granicę i zostawi nas z tym całym spowodowanym przez siebie brudem. Jego podobizna jest nawet gwałcona w usta przez jednego z aktorów. Ponadto, powracającą w spektaklu mantrą jest: "wszystko, co robimy i mówimy w teatrze, jest fikcją", a poglądy wygłaszane ze sceny są przeważnie autoreferencyjnie ujawnianą konfabulacją. Dlatego też twierdzę, że Frljić ustawia się tu na pozycji trickstera. Zaciera granice między prawdą a fantazmatem, fikcją a rzeczywistością. Nie tworzy manifestu. Obrażanie jest tu tak skondensowane, obrazoburczość tak ostra, że musi chodzić o coś innego. Some men just like to watch the world burn?

Spektakl chorwackiego reżysera wydaje się być zwornikiem konfliktów i katalizatorem napięć obecnych od lat w polskim społeczeństwie. Nagromadzenie elektryzujących rodzimą opinię publiczną zjawisk jest aż niedorzeczne - aborcja, pedofilia wśród księży, kult papieża Polaka, Smoleńsk, Kaczyński, a na dodatek scenografię tworzy gigantyczny, pusty krzyż i równie wielkie godło Polski skonstruowane z kilkuset żarówek. Znamienny jest dobór tych tematów - nie tylko niosą one silny ładunek afektywny, ale też są niezwykle egalitarne, rezonują zarówno wśród ludzi niewykształconych, jak i inteligencji, omijając szerokim łukiem podziały ekonomiczne czy kwestie pochodzenia, zawsze jednak - silnie antagonizując. Wprowadzając ambiwalencję i prowokując do agresji, spektakl wytrącająca widza z pozycji sprawiedliwego.

Przy drugim pokazie "Klątwy" podczas dość dosłownej sceny fellatio wykonywanego na gipsowej figurze przedstawiającej Jana Pawła II kilkoro widzów wyszło, a kilkoro innych skwitowało ich reakcję uśmieszkami politowania. Podział zaczął się rysować. Gdy rozmawiasz o "Klątwie", nie ma siły, musisz coś powiedzieć o lodzie i papieżu. Musisz się jakoś ustosunkować. Czy to cię obraża, czy nie obraża, czy jesteś ponad. Mowa twoja musi być "tak-tak i nie-nie", musisz być gorący albo zimny, inaczej cię wyplują. Albo połkną, wcielą, przetrawią na swój obraz i podobieństwo. Wspólnotowość to zaiste przemoc. I tu ujawnia się prawdziwie transgresyjny wymiar, czy raczej wyzwanie dzieła Chorwata. Musisz się samodzielnie określić i stanąć we własnej prawdzie. Nawet oklaski, tak niewinna i zrytualizowana cząstka uczestniczenia w życiu teatralnym, nabrały swojego ciężaru. Wyrazisz entuzjazm - jesteś antyklerykałem, nienawidzisz PiSu, zachowasz rezerwę - poczułeś się urażony, jesteś "ciemnogrodem". Jaki obraz świata noszą w sobie ludzie, którzy znajdują się wokół ciebie? Co, jeśli właśnie taki, uproszczony? Piszę to jako katoliczka (nawrócona), lewaczka (też nawrócona) i radykalna (uroki młodego wieku?) zwolenniczka wolności wyrazu artystycznego. A do oklasków wstałam. To naprawdę dobry spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji