Artykuły

"Klątwa" w Teatrze Powszechnym. To tylko dyskusja o władzy Kościoła

- Czemu pętla na szyi gipsowej figury jest ważniejsza niż groźba "zawiśniesz!" skierowana do żyjącego człowieka? Czemu niektóre uczucia są uprzywilejowane w społeczeństwie, a inne są marginalizowane? - pyta Agnieszka Jakimiak, dramaturżka spektaklu "Klątwa", który wzburzył prawicę.

Poseł PiS Dominik Tarczyński oraz były minister edukacji Roman Giertych składają zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Konferencja Episkopatu Polski wydaje potępiające oświadczenie. Ruch Narodowy urządza demonstrację pod siedzibą Teatru Powszechnego. Ultrakonserwatywny Instytut Ordo Iuris, znany m.in. z projektu ustawy całkowicie zakazującej aborcji, oferuje darmową pomoc prawną osobom, które uważają, że naruszono ich uczucia religijne. Prokuratura wszczyna śledztwo z urzędu "na podstawie fragmentów spektaklu, jakie są ogólnodostępne w sieci, oraz doniesień medialnych". To tylko niektóre reakcje z zaledwie kilku dni na "Klątwę" w reżyserii Olivera Frljicia, która miała premierę w Powszechnym w ubiegłą sobotę.

Prawica uważa przedstawienie za obrazoburcze, lewica broni wolności wypowiedzi. O "Klątwie" wypowiadają się publicyści, politycy i księża, którzy jej nie widzieli, a wobec aktorów i twórców są kierowane groźby. Prokuratura chce zbadać, czy podczas spektaklu doszło do obrazy uczuć religijnych i nawoływania do popełnienia zbrodni. Grozi za to odpowiednio do dwóch i do trzech lat więzienia. Chodzi o sceny, w których aktorzy wieszają na szyi pomnika papieża Jana Pawła II tabliczkę z napisem: "Obrońca pedofilii", jeden z aktorów podciera się flagą w barwach Watykanu, a jedna z aktorek zastanawia się, czy byłaby możliwa zbiórka pieniędzy na zamordowanie Jarosława Kaczyńskiego (konstatuje, że to niemożliwe, bo groziłyby jej za to konsekwencje prawne). "Wszystko, co robimy w teatrze, jest fikcją" - mówią na scenie bohaterowie "Klątwy". Pytamy Agnieszkę Jakimiak, która jest jednym z dramaturgów spektaklu, o granice prowokacji.

Arkadiusz Gruszczyński: Prawica jest oburzona. Taki był wasz cel?

Agnieszka Jakimiak: Naszym celem było oddanie głosu ludziom reprezentującym różne stanowiska.

Różne? Obrażacie raczej prawicę, trochę też aktorów i reżysera.

- Nie chodziło nam o wywołanie oburzenia jednej ze stron ideologicznego sporu. Przede wszystkim zależało nam na dopuszczeniu do wypowiedzi tych, którzy zazwyczaj nie mają odwagi wyrażania swojego zdania we współczesnej Polsce, czyli osób o odmiennym światopoglądzie niż narodowy i katolicki. To był nasz cel - mój, Joanny Wichowskiej, Gorana Injaca i Olivera Frljicia, ale także pozostałych współtwórców spektaklu, aktorek i aktorów.

Ważniejsze niż wkur... prawicy było oddanie głosu niekatolickiej mniejszości oraz tym, którzy mają z Kościołem problem, nie mogą w pełni identyfikować się z jego polityką właśnie z tego powodu, że stała się ona polityką przybierającą jedną z najbrutalniejszych form.

Prawica uważa, że w mediach głównego nurtu dominują lewica i liberałowie. To samo z mediami społecznościowymi.

- Bywa, że na co dzień - udzielając wypowiedzi do mediów, postując na Facebooku, rozmawiając w szerszym gronie osób, których poglądów politycznych nie znamy - sami się cenzurujemy. Miewamy poczucie, że jasne określenie własnego światopoglądu - świeckiego, antyklerykalnego, antynacjonalistycznego - może być źle przyjęte, zagrozić naszej zawodowej pozycji, wywołać środowiskowy rozłam. Nie dość głośno mówimy, że nie chcemy krzyża w sali sejmowej, w szkolnej klasie, że nie chcemy, żeby narodowość była najważniejszym fundamentem do budowania społecznej tożsamości.

Chcieliśmy zbadać i wyostrzyć linie podziału we współczesnym polskim społeczeństwie. Nikt z nas nie ukrywa, że nie spodziewał się sprzeciwu, oburzenia, braku akceptacji. Ale czasem o własne miejsce w społeczeństwie - o miejsce dla kobiet, które nie chcą rodzić dzieci albo które chcą mieć prawo do aborcji, o miejsce dla lesbijek i gejów, którzy są wykluczani ze wspólnoty wierzących albo nieakceptowani ze względu na katolicką ideologię, która nagle staje się państwową doktryną - trzeba walczyć, rozpychając się łokciami, wyraźnie i konkretnie zaznaczając swoją pozycję i przekonania.

Spróbujmy spojrzeć na "Klątwę" oczami jej krytyków. Poseł PiS Dominik Tarczyński powiedział: "Kodeks karny bardzo jasno opisuje, że tego typu zachowania są karalne, obrażanie uczuć religijnych, te sceny, które widzieliśmy, seks oralny ze stopą św. Jana Pawła II, podcieranie się flagą Watykanu, jakieś obrzydliwe sceny, które nie mają nic wspólnego ze sztuką, są po prostu przestępstwem w moim przekonaniu". Masz poczucie, że popełniłaś przestępstwo?

- Nie mogę odnosić się do wypowiedzi krytyka, który spektaklu nie widział, więc trudno mi odeprzeć jego zarzuty. Rozumiem jednak, że twoje pytanie odnosi się raczej do świadomości albo braku świadomości działania na granicy prawa. Podczas pracy nad "Klątwą" wielokrotnie się zastanawialiśmy, jak interpretować obowiązujące przepisy, co to znaczy "obraza uczuć religijnych". Ta kwestia jest ambiwalentna, niejasna, różnie interpretowana przez instytucje prawne. Kto definiuje egzekwowanie tego przepisu? Dlaczego definiuje je tak, a nie inaczej?

Jest we mnie wiele uczuć, jak choćby uczucie niezgody na to, że ludzie w społeczeństwie nie są traktowani równo, albo uczucie bezradności ze względu na fakt, że kobiety w Polsce nie mogą decydować o własnym ciele. Dlaczego moje równościowe albo pacyfistyczne uczucia nie mają takiego znaczenia jak uczucia religijne? Czemu można je swobodnie obrażać? Albo wysyłać aktorkom SMS-y z pogróżkami?

Czemu pętla na szyi gipsowej figury jest ważniejsza niż groźba "zawiśniesz!" skierowana do żyjącego człowieka? Czemu niektóre uczucia są uprzywilejowane w społeczeństwie, a inne są marginalizowane?

Rozumiem, że "uczucia" to niejasna dla prawa kategoria, trudna do zdefiniowania. Na spektakl przyszła moja rodzina, dla której religia jest ważna - twierdzą, że ich nie obraził, ale pozwolił się skonfrontować z pewnymi zjawiskami w Kościele katolickim, których nie należy zamiatać pod dywan.

Nie mam więc poczucia popełnienia przestępstwa. Nie mieliśmy takiej intencji. Ponadto opinie wyrażane przez wiele bliskich mi osób - również katolików albo ludzi wychowanych w katolickiej kulturze - utwierdzają mnie w przekonaniu, że nie dopuściliśmy się naruszenia prawa ani nie skrzywdziliśmy nikogo wierzącego. Sprowokowaliśmy do dyskusji i mam nadzieję, że szansa na rozmowę, jak pisze Joanna Krakowska, "o uwolnieniu Polski od politycznej władzy Kościoła" nie zostanie przeoczona.

Na stronie Episkopatu opublikowano komunikat stwierdzający, że "Klątwa" nosi "znamiona bluźnierstwa", a podczas spektaklu profanuje się krzyż, nawołuje do nienawiści, znieważa flagę Watykanu oraz "osobę Jana Pawła II, co jest szczególnie bolesne dla Polaków". Nawołujecie do nienawiści?

- Ponownie muszę zadać to pytanie: czy członkowie, bo przecież nie członkinie, Episkopatu widzieli spektakl? Nie chcę się tłumaczyć z medialnych plotek, przeinaczonych cytatów, pogłosek.

Rozumiem jednak, że nie wszyscy będą mieli okazję zobaczyć "Klątwę", dlatego odpowiem: nie nawołujemy do nienawiści. Nie nawołujemy do agresji. Nie robimy niczego, co usprawiedliwiłoby jakiekolwiek przemocowe działanie wobec aktorek i aktorów grających w spektaklu i wobec osób pracujących w teatrze. Ani wobec żadnych innych osób. Staramy się otworzyć przestrzeń dla rozmowy o tym, czyje zdanie i czyja miłość albo niechęć, które głosy i które stanowiska są uprzywilejowane w naszym społeczeństwie, a które są marginalizowane.

Wasi krytycy zauważają, że spektakle polityczne, krytykujące rolę Kościoła w Polsce, nie powinny być finansowane z publicznych pieniędzy. Mają rację?

- Mam takie samo prawo głosu w sprawie dystrybucji publicznych pieniędzy jak krytycy "Klątwy". Publiczne pieniądze to także moje pieniądze, pochodzą z podatków, które płacę w Polsce. Finansują one wojsko i Kościół, z czym głęboko się nie zgadzam i powinnam codziennie oprotestowywać to publicznie.

W przypadku "Klątwy" problem nie polega na tym, że instytucje kultury są finansowane z publicznych pieniędzy, ponieważ sztuka nie jest, nie będzie i nie powinna być dochodową gałęzią przemysłu, nie wolno wprzęgać jej w kapitalistyczne mechanizmy i domagać się, żeby finansowała się sama. Moim zdaniem problem polega na tym, że w ogóle zadajemy sobie pytanie, czy działanie, które krytykuje rolę Kościoła, powinno albo nie powinno być finansowane z publicznych pieniędzy.

Otóż Kościół jest taką samą instytucją jak wszystkie inne i pozostaje, lub powinien pozostawać, oddzielny od państwa. Każdy i w każdym momencie może poddawać go krytyce - instytucje państwowe, kulturalne, publiczne, organy samorządowe, ludzie jako jednostki. Kościół jako instytucja powinien być transparentny.

Zatem rolą sztuki jest prowokowanie.

- Sztuki nie należy obarczać jasno określoną rolą. Wolę myśleć o tym, co znajduje się w polu jej możliwości. Sztuka może prowokować, kontestować, podważać zastane porządki, rozbrajać kulturowe imaginarium, antagonizować, zmuszać do zajęcia stanowiska, pozwalać na zaistnienie poczucia niezrozumienia, konfuzji i zagubienia. Najbardziej wierzę w to, że jest w stanie zachwiać status quo, zredefiniować postawę zarówno twórcy, jak i widza.

Odwołujecie się do ocenzurowania przedstawienia "Golgota Picnic" na poznańskim festiwalu Malta w 2014 r. Michał Merczyński, dyrektor festiwalu, po naciskach miejscowego biskupa i ówczesnego prezydenta miasta Ryszarda Grobelnego odwołał jego pokaz. Z jednej strony interesuje mnie, jakie można przyjąć strategie wobec takich nacisków, z drugiej - czy wyobrażasz sobie moment, w którym sama podejmujesz podobną decyzję?

- Takie decyzje nie są pozbawione kontekstu. Kontekst odwołania "Golgoty Picnic" jest szeroko dostępny dzięki książce pod redakcją Agaty Adamieckiej-Sitek i Iwony Kurz "Piknik Golgota Polska. Sztuka, religia, demokracja".

Nie potrafię powiedzieć, jak zachowałabym się w podobnej sytuacji, ponieważ tamta sytuacja, chociaż symptomatyczna, była jednostkowa. Mogę natomiast powiedzieć, że w identycznej sytuacji nie byłabym zdolna podjąć takiej decyzji jak odwołanie spektaklu, którą uważam za ostateczną, możliwą wyłącznie w obliczu realnego zagrożenia ze strony wdzierających się na scenę bojówek albo fizycznego ataku na aktorki, aktorów i publiczność. Żadna władza - symboliczna, jak ta pełniona przez biskupa, lub zinstytucjonalizowana, jak ta dzierżona przez prezydenta miasta - nie powinna mieć na nią żadnego wpływu.

Powtórzę słowa Pawła Mościckiego, który w trakcie debaty w Krakowie w 2014 r. powiedział, że w teatrze nie powinno się niczego odwoływać, ponieważ teatr stanowi płaszczyznę eksperymentu i błędu, w ramach której można pozwolić sobie na wiele nieporozumień i na bezustanne podejmowanie ryzyka. To jest tylko i aż teatr, w ramach którego wszystko jest fikcją.

***

"KLĄTWA"

Najnowszy spektakl Teatru Powszechnego na podstawie dramatu Stanisława Wyspiańskiego.

Występują: Karolina Adamczyk, Klara Bielawka, Maria Robaszkiewicz, Barbara Wysocka, Julia Wyszyńska, Jacek Beler, Arkadiusz Brykalski i Michał Czachor. Reżyseria: Oliver Frljić.

Dramaturgia: Agnieszka Jakimiak, Joanna Wichowska, Goran Injac.

Najbliższe spektakle: 4, 5 i 6 marca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji