Artykuły

Joanna Szczepkowska pokochała Panią Borkman

- Ja bez przerwy się gdzieś wypowiadam: stale ktoś mnie prosi o zabranie głosu w sprawach konfliktowych dotyczących teatru. Wypowiadam się i wypowiadam. Czas stworzyć jakiś fakt artystyczny. Chciałam normalnie, rzetelnie, w zespołowym teatrze. Nie dało się - o powstaniu monodramu "Pani Borkman" Joanna Szczepkowska opowiada Dorocie Wyżyńskiej w Stołecznej Gazecie Wyborczej.

To nie pierwszy przypadek, gdy w trakcie prób w teatrze reżyser rozstaje się z aktorem. Ale pierwszy, gdy aktorka nie przestaje pracować nad rolą i decyduje się to pokazać publicznie

W Fabryce Trzciny w sobotę i niedzielę Joanna Szczepkowska wystąpi ze swoim nietypowym spektaklem pt. "Pani Borkman". To próba monodramu, pokaz roli oparty na fragmentach sztuki Ibsena "Jan Gabriel Borkman".

Joanna Szczepkowska miała tę postać zagrać w Teatrze Powszechnym w przedstawieniu reżyserowanym przez Zbigniewa Zapasiewicza. Ale w trakcie prób doszło do nieporozumień i aktorka odeszła ze spektaklu. Odchodząc, zapowiedziała publicznie, że pokaże "Panią Borkman", choćby w domu kultury na obrzeżach miasta.

Dorota Wyżyńska: Czy słyszała Pani o podobnym przypadku, gdy aktor rozstał się ze spektaklem, ale nadal pracował nad swoją rola?

Joanna Szczepkowska: Nikt przy zdrowych zmysłach nigdy niczego takiego nie zrobił. Mam tego pełną świadomość.

Dlaczego zdecydowała się Pani pokazać te rolę?

- Nie ukrywam, że wszystkiego spodziewałabym się, tylko nie tego, że będę musiała odejść. Oddałam się tej pracy całym sercem, szczęśliwa, że jestem znowu w teatrze. Kiedy reżyser powiedział: "idź i zrezygnuj z roli", przyznając, że to, co robię, ma wartość, wierzyłam, że dyrektor teatru zrobi cokolwiek, żeby to przynajmniej obejrzeć i o czymś zadecydować. Tak się nie stało. Wiedziałam też, że w dalszym ciągu prób aktorzy będą korzystać z temperatury, jaką tam miałam. Z moich pomysłów. I tu się zaczyna problem ulotności sztuki aktorskiej - można udowodnić plagiat książki, obrazu, ale jak udowodnić plagiat temperatury? Wiele scen było próbowanych tak a nie inaczej, ponieważ moja interpretacja była taka a nie inna. Krótko mówiąc, postanowiłam pokazać rezultat moich prób publicznie i to przed premierą w Powszechnym.

Nie wahała się Pani, czy rzeczywiście warto wykonać ten ruch?

- Nie. Pomysł zrodził się natychmiast, kiedy usłyszałam od dyrektora Teatru Powszechnego: "Trudno, zdrowie jest najważniejsze". Tak więc w imię świętego spokoju powinnam zamieść pod dywan całą swoją pracę? Gdyby to tylko chodziło o jakieś tam próby w jakiejś tam sztuce, już starej przecież. Ale ja to potraktowałam jako szczególne wyzwanie. Pokochałam "Panią Borkman".

Czy warto? Ja bez przerwy się gdzieś wypowiadam: a to o architekturze Kazimierza, a to o ochronie zwierząt futerkowych, stale ktoś mnie prosi o zabranie głosu w sprawach konfliktowych dotyczących teatru. Wypowiadam się i wypowiadam. Czas stworzyć jakiś fakt artystyczny. Chciałam normalnie, rzetelnie, w zespołowym teatrze. Nie dało się.

Jakiej sceny Pani szukała? Jakie były propozycje?

- Chciałam to pokazać w warunkach studyjnych. Nie jako spektakl, ale jako wypowiedź aktorską. Proszę nie zapominać, że to jest rola wyjęta ze sztuki. Można to traktować tylko jako studium. Nie próbowałam pytać o taką możliwość w stołecznych teatrach, aby nikogo nie postawić w trudnej środowiskowo sytuacji. Natomiast z wielką pomocą przyszły teatry offowe i ich twórcy. Niestety, ja to wszystko muszę zrobić przed końcem marca, a OFF-y też mają swój terminarz. Aha. Jeszcze przyszła propozycja - uwaga! - z teatru policji! Tak! Nasza policja ma teatr, w którym grają policjanci. Mało tego, ten teatr ma duże osiągnięcia w pracy socjalnej z młodzieżą. Gdyby tylko ich sala nie była taka maleńka, tobym tam zagrała jak nic.

Ile było w tym Pani dążeniu determinacji, a ile przyjemności z pracy, z roli?

- Przyjemność z pracy w wypadku teatru polega wyłącznie na spotkaniach z innymi twórcami spektaklu. Bez tego nie ma teatru. Nie ukrywam, że im dużej byłam sam na sam z rolą, tym gorzej się czułam. Brakowało mi tych szeptów i krzyków teatru, kogoś, kto patrzy z zewnątrz. Tak naprawdę nie wiem, czy nie zgubiłam już gdzieś tej pani Borkman. Mam nadzieję, że nie.

Kim jest pani Borkman?

- Moja pani Borkman jest niewątpliwie inna niż pani Borkman Ibsena. U autora to osoba wyrosła z kultury skandynawskiej: silna, ale zamknięta w sobie, powściągliwa w uczuciach, twarda do bólu. Ja starałam się przetłumaczyć ją na kogoś bliższego nam, naszym czasom i naszym problemom. Doszłam do wniosku, że Jan Gabriel Borkman to po prostu biznesmen z górnej półki, który wykonał błędny ruch, stracił wszystko i poszedł siedzieć. Próbowałam wyobrazić sobie żonę takiego biznesmena, kobietę przywykłą do luksusu, która nagle została bez pieniędzy, bez przyjaciół, w wielkim domu z mężem, który oskarżył ją przed sądem i nie wychodzi ze swojego pokoju od ośmiu lat.

Pani Borkman Ibsena opancerzyła się chłodem. Moja jest na granicy szaleństwa, a może nawet po kilkukrotnym przekroczeniu tej granicy. Żyje nienawiścią do męża i miłością do syna. Żyje nadzieją na rehabilitację swojego życia, na oczyszczenie z upokorzenia. Myślę, że tak naprawdę jest ofiarą pieniądza i mechanizmów, które pewien stopień luksusu może uruchomić w człowieku.

Jakie mogą być dalsze losy "Pani Borkman"?

- Zakładam wszystkie wersje: od totalnej klęski do dużego zainteresowania. Jeśli się uda, to może zostanę z tym w Fabryce Trzciny. A może będzie to taki latający spektakl do wynajmowania.

"Pani Borkman - pokaz roli", według sztuki "Jan Gabriel Borkman" Ibsena, 25 i 26 marca godz. 18. Fabryka Trzciny, ul. Otwocka 14

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji